Paweł Ziętkowicz od dekady był zaangażowany w działalność Ochotniczej Straży Pożarnej w Białym Dunajcu. Jego pasja do strażactwa była widoczna na każdym kroku, co potwierdzają liczne zdjęcia w mundurze na jego profilach społecznościowych. W nocy z 1 na 2 sierpnia został wezwany do remizy, by pomóc w myciu samochodów przed odpustem. Wieczór zakończył się jednak tragicznie.
— Paweł został przywieziony do szpitala z poważnymi urazami głowy. Lekarze przeprowadzili skomplikowaną operację, ale mózg umarł. Aparatura podtrzymywała go przy życiu do niedzieli rano — mówi w rozmowie z Onetem Marek Wierzba, dyrektor Podhalańskiego Szpitala Specjalistycznego w Nowym Targu.
Rodzina zmarłego jest zrozpaczona i oburzona brakiem postępów w śledztwie. — To, co robi prokuratura, jest dla nas niezrozumiałe. Sprawcy dano tak dużo czasu. Ten człowiek może zacierać ślady i namawiać innych strażaków, by nie powiedzieli prawdy o tym, co się stało — mówi rodzina Pawła.
Prokuratura prowadzi postępowanie, ale nikomu jeszcze nie postawiono zarzutów. — Postępowanie jest prowadzone "w sprawie", a nie "przeciwko komuś". Sekcja zwłok powinna dać odpowiedź na pytanie, jaka była przyczyna obrażeń, które doprowadziły do śmierci 25-latka — informuje prokurator Justyna Rataj-Mykietyn, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Nowym Sączu.
Według relacji rodziny i świadków, feralnej nocy w remizie doszło do bójki między Pawłem a 41-letnim strażakiem, który od dawna miał do niego pretensje. — On Pawła od dawna bardzo "tępił". Ciągle miał do niego jakieś pretensje, wyśmiewał młodego i rzucał w jego stronę obelgi — mówi kuzyn zmarłego.
Rodzice Pawła zostali wybudzeni ze snu przez krzyki i uderzanie w okno. — Krzyczał ten, co syna zabił. On przyprowadził go tu pobitego. Krzyczał do męża: "Władek, bier go!" — relacjonuje Anna Ziętkowicz.
Paweł, oszołomiony i krwawiący z nosa, wrócił do remizy po telefon. Tam jego matka znalazła go nieprzytomnego z poważnymi obrażeniami głowy.
Zarząd OSP w Białym Dunajcu nie zabrał głosu w tej sprawie. — Mierzymy się z dramatem, ale nie będziemy sytuacji komentować, bo od tego jest policja i prokuratura — mówi prezes jednostki Wiesław Walkosz.
Rodzina Pawła apeluje do mieszkańców Białego Dunajca o pomoc w wyjaśnieniu sprawy. — Syna i brata nam nic nie przywróci, ale chcemy jakiejś sprawiedliwości. Mamy adwokata i będziemy walczyć. Ktoś musiał coś widzieć, coś słyszeć — mówią zrozpaczeni górale.
Strażacy z OSP zwrócili się do rodziny z prośbą o możliwość przewiezienia trumny na drabinie samochodu gaśniczego podczas pogrzebu. Rodzina odmówiła.
Tragedia w Białym Dunajcu wstrząsnęła lokalną społecznością. Rodzina Pawła Ziętkowicza domaga się sprawiedliwości i szybkiego działania prokuratury. W obliczu braku postępów w śledztwie, mieszkańcy Podhala wyrażają swoje obawy i frustracje, licząc na szybkie wyjaśnienie sprawy.