Pszczelarstwo to zawód pełen niespodzianek, jak mówi Jan Świdroń, prezes Podhalańskiego Zrzeszenia Pszczelarzy, który sam jest właścicielem pasieki. Wielu pszczelarzy z Podhala, Spiszu i Orawy boryka się obecnie z tym problemem.
"Cementowy miód" to miód o wysokiej zawartości melecytozy, cukru o bardziej złożonych wiązaniach niż fruktoza. Mimo że jest smaczny i bogaty w mikro i makroelementy, jest bardzo trudny do usunięcia z plastrów miodu, które są wyciągane z ula. W wielu przypadkach jest to wręcz niemożliwe.
Melecytoza w miodzie powoduje, że miód bardzo szybko krystalizuje i zastyga już w ulu. Nie wypływa z ramek nawet po ich odwirowaniu. Jedynym sposobem na odzyskanie go jest namaczanie plastrów przez wiele godzin w wodzie. Wówczas cześć miodu rozpuści się na tyle, by go wywirować, ale powstały w ten sposób produkt nadaje się już tylko do produkcji alkoholowego miodu pitnego.
Za taki stan rzeczy odpowiada spadź, słodkie krople wytwarzane na liściach i igłach przez rośliny. W tym roku drzewa iglaste, przede wszystkim modrzew, wytwarzały jej bardzo dużo. Miód spadziowy jest jednym z najlepszych i najsmaczniejszych, ale dla pszczół nie jest on dobry z uwagi na to, że zastyga.
Jan Świdroń wyjaśnia, że plastry w ulu służą pszczołom jako magazyn do miodu, który te owady jedzą zimą, by przetrwać. Zaschnięty miód zimą będzie jednak nie do zjedzenia przez pszczoły. Dziś przynoszą sobie one wodę i go roztapiają, ale zimą wody nie będzie. Dlatego robotnice nie będą miały jak tego "cementu" rozpuścić. Trzeba będzie je dokarmiać sztucznie.
Odbudowa pszczelich rodzin to wydatek nawet kilku tysięcy złotych za każdy ul. Prezes Świdroń zapowiada, że Podhalańskie Zrzeszenie Pszczelarzy złoży wniosek do Ministerstwa Rolnictwa o pomoc finansową. Na razie dokumentują straty, ale liczba poszkodowanych pszczelarzy zmienia się z dnia na dzień.