Napis na drzwiach "Nie obsługujemy dzieci poniżej 6 lat" nie jest zjawiskiem powszechnym. Ale są restauratorzy czy właściciele hoteli lub pensjonatów, którzy na takie rozwiązanie się decydują. Powód?
- Niedawno byłem w jednej restauracji w Zakopanem, gdzie nie dosyć, że czekałem pół godziny aż się zwolni stolik, to na dodatek kiedy już usiadłem przy nim to ten czas na posiłek spędziłem wśród rozwrzeszczanych i biegających dzieci, a rodzice w tym czasie byli zajęci sobą - skarży się pan Jerzy, mieszkaniec Lublina. - Nikt nie reagował, łącznie z obsługą. Kiedy zwróciłem uwagę kelnerce, że harmider jest nie do zniesienia, powiedziała, że nic nie może zrobić, bo to są klienci jak każdy inny. I to nie jest odosobniony przypadek. Od tej pory, jak widzę w barze małe dzieci, to omijam lokal szerokim łukiem. Do restauracji chodzę, żeby zjeść, porozmawiać, a nie przekrzykiwać się, bo akurat obok siedzi gromadka wrzeszczących dzieciaków.
Podobne doświadczenie ma inna mieszkanka Lublina, która z kolei naraziła się na agresję ze strony ojca hałaśliwego malucha
Powód? Zwróciła mu uwagę, że jego kilkuletni synek nie daje innym zjeść w spokoju obiadu, uderzając przez kilka minut łyżką w pusty talerz. Kelner starał się załagodzić sytuację, ale skończyło się to awanturą. Część gości poparła skarżącą się kobietę, ale byli tacy, którzy nie szczędzili jej cierpkich uwag za brak wyrozumiałości.
Łukasz Dudkowski, menadżer w lubelskich lokalach gastronomicznych uważa, że zakaz wstępu dzieci do niektórych lokali gastronomicznych to jednostkowe przypadki.
- Sam osobiście nigdy się z czymś takim nie spotkałem - przyznaje. - Jeśli już, to wiem, że takie zakazy dotyczą lokali ściśle sprofilowanych, gdzie np. spotykają się biznesmeni, czy też takich, gdzie dzieci zazwyczaj nie powinny przebywać. Nie uważam w takim przypadku, żeby ktoś mógł się poczuć w jakiś sposób dyskryminowany z tego powodu.
Według niego, taki zakaz nie ogranicza dostępu do skorzystania z usług innego lokalu. Nawet sąsiedniego.
- Tego problemu nie da się skutecznie rozwiązać prawnie - uważa z kolei Grzegorz Gruszecki, szef jednego z pensjonatów w Kudowie Zdroju. - Trudno winić dzieci za to, że są jakie są. A czasami hałasują, krzyczą. Od tego jednak są jednak rodzice, żeby nad nimi panowały. Z tym, jak wiadomo, bywa różnie. W moim obiekcie jak dotychczas ten problem jest marginalny. Zdarza się, że dzieci czasami coś zepsują, pobrudzą, ale byłbym daleki od tego, żeby z mojego obiektu uczynić "strefę wolną od dzieci". Nie oznacza to jednak, że niektórzy nie mają praw do takich stref. To np. drogie restauracje, gdzie często odbywają się rozmowy biznesowe. Trudno sobie wyobrazić, żeby przy jednym stoliku omawiano wielomilionowe kontrakty, a obok biegały i hałasowały dzieci. W większości jednak lokali, tego rodzaju zakazy, zwłaszcza w znanych miejscowościach wypoczynkowych, byłby to strzał w kolano, bo traci się w ten sposób klienta. Może nie jest to fortunne porównanie, ale często właściciele hoteli czy pensjonatów mają większy problem z czworonożnymi gośćmi, których właściciele zabierają ze sobą. Nie chodzi tylko o nocne szczekanie, ale zdarza się, że chcą także, żeby psy towarzyszyły im na każdym kroku - również podczas śniadania. Nie każdy to akceptuje i należy to uszanować. Uważam jednak, że każda sytuacja, w której "problemem" są dzieci jest inna i tak też należy ją traktować.
Sami pracownicy restauracji czy barów przyznają, że to oni sami są między młotem a kowadłem w podobnych sporach
- Z jednej strony zwrócenie uwagi rodzicowi, że dzieci się źle zachowują, to najczęściej brak napiwku - przyznaje Artur, kelner w jednym z lubelskich lokali na Starym Mieście. - Zdarza się, także, że taka uwaga działa na niektórych rodziców jak płachta na byka. Musimy wtedy zachowywać się dyplomatycznie. Zdarza się, że gość, który skarży się na dzieci, dostaje od nas gratisowego drinka. Staramy się zawsze zażegnać taki konflikt, udobruchać, żeby też nikt nie czuł się urażony. Na pewno dobrym rozwiązaniem, z jakim spotkałem się kiedyś jak pracowałem na Wybrzeżu było zatrudnienie przez restaurację animatorki, która zajmowała się dzieciakami. Pamiętam, że jedno z małżeństw przyznało mi się przy płaceniu rachunku, że po raz pierwszy od dłuższego czasu zjedli razem ciepły obiad, bo dotychczas zawsze jedno z nich musiało pilnować pociech. Takie rozwiązanie to jednak dodatkowy koszt dla właściciela, który zazwyczaj oszczędza na wszystkim.
Pan Artur dodaje, że obecność niektórych dzieci - zwłaszcza tych wyjątkowo dokuczliwych - przeszkadza też czasami w pracy w inny sposób.
- Kiedyś taki dzieciak omal mnie nie przewrócił, kiedy niosłem do stolika gorącą zupę - mówi lubelski kelner. - Takie sytuacje się zdarzają. Ale to już jest nasz problem, żeby sobie z tym poradzić. Pamiętam, że mój kolega miał kiedyś taka wieloosobową rodzinę z trójką maluchów, których nie dało się uspokoić. Jeden nawet wszedł do kuchni. Rodzice byli bezradni. Kolega znalazł rozwiązanie: obiecał, że jak będą spokojnie przez pół godziny się zachowywać, to dostaną czarodziejski napój. O dziwo wytrzymali. A czarodziejskim napojem był świeżo wyciśnięty sok.
Niektórzy uważają, że tego typu zakazy, kiedy trzeba dziecku wytłumaczyć, dlaczego nie może wejść do środka, nie jest takie łatwe i może się odbić w jakiś sposób na psychice.
Co na to psychologia? - Nie ma co mówić o jakichś poważnych konsekwencjach psychicznych dla dziecka tylko z tego powodu, że nie zostało wpuszczone do restauracji - mówi Paweł Franczak, psychoterapeuta, pracujący w nurcie psychoterapii Pełni. - Jest jednak coś niepokojącego społecznie w tym, że traktujemy dzieci jak intruzów. Tak jakby dzieci nie robiły nic innego, tylko ograniczały nasze swobody i ich ukrytym celem były tylko i wyłącznie psucie samopoczucia innym. Oczywiście, że bez dzieci jest ciszej, spokojniej i bardziej czysto, można nawet powiedzieć: sterylnie. Pytanie tylko czy potrzebujemy jako społeczeństwo dążyć do takiej sterylności, bo bez dzieci jest też po prostu nudniej i smutniej. To one reprezentują wszystko to, co jest esencją życia: radość, żywotność, nieprzewidywalność. Odwracanie się od tych rzeczy, to po prostu odwracanie się od życia.
Prawnicy mają w tej kwestii podzielone zdania
- W moim przekonaniu zakaz wpuszczania dzieci do prywatnego lokalu jakim jest np. restauracja czy bar mieści się w ramach swobodnego prowadzenia działalności gospodarczej - uważa Andrzej Woźniak, prawnik z Lublina. - To właściciel ustala zasady. To oznacza, że właściciel może tak prowadzić działalność, w której to on decyduje, z kim chce zawrzeć umowę na świadczenie usług.
Rzecznik Praw Dziecka przestrzega jednak przed stosowaniem „zbiorowej odpowiedzialności” w kwestii zakazywania wstępu do restauracji. To po tym, jak jeden z poznańskich restauratorów wprowadził u siebie w lokalu zakaz wstępu dzieciom poniżej 6 lat. Powód? W mediach społecznościowych zamieścił zdjęcia swojego lokalu, dodał też opis, jakie poniósł straty po wizycie w restauracji małych dzieci - poplamiona tapicerka, zniszczone mienie, niezadowoleni inni goście.
- Właściciele po stwierdzeniu niewłaściwego zachowania gości, mogli zwrócić uwagę rodzicom i obciążyć kosztami sprzątania oraz naprawy czy czyszczenia mebli, a nie zakazywać wstępu wszystkim małym dzieciom – zaznacza Rzecznik Praw Dziecka w gazetaprawna.pl.
Źródło:
https://prawo.gazetaprawna.pl/artykuly/1427951,zakaz-wstepu-do-restauracji-dla-dzieci-przepisy.html