Partner: Logo FacetXL.pl

Internetowa ankieta cieszy się dużym powodzeniem. Zarówno szukający pracy, jak i pracodawcy opisywali swoje "perypetie rekrutacyjne". Co ich najbardziej zdziwiło lub zaskoczyło? Oto niektóre wpisy:

 


"Wniosek był wyłącznie elektroniczny, stąd moje zdziwienie, gdy w skrzynce pocztowej znalazłem list od firmy. Jeszcze raz podziękowali za miłą rozmowę kwalifikacyjną; zrobiłem doskonałe wrażenie na temat siebie i swoich kwalifikacji. Niestety, istnieje jeszcze bardziej odpowiedni kandydat, dlatego tym razem niestety muszą mnie odrzucić i życzą mi wszystkiego najlepszego w dalszej karierze zawodowej".

Problem w tym - jak podkreśla internauta - że nigdy nie był tam na rozmowie kwalifikacyjnej.

 


"Kwiat słoneczny" - to nick innego internauty, który chciał pracować w gastronomii:

"Aplikowałem na „młodego szefa kuchni”. Mnie też zaproszono pięć razy, wszystkie pięć firm otrzymało moje dokumenty z wyprzedzeniem, więc wszyscy wiedzieli, że jestem świeżo po praktykach. Ostatecznie powiedziano mi, że tak naprawdę szukają kogoś z kilkuletnim doświadczeniem. Szczera odpowiedź: „Ponieważ musimy wtedy zadeklarować wyższą pensję, a tak znajdziemy też starsze osoby, które pracują za pensję młodego szefa kuchni”. 

 


Niektórzy pracodawcy nie chcą też pracowników, którzy mają daleko do pracy. To usłyszała podczas rekrutacji "tedbr123":

„Mieszka 50 minut drogi stąd i na pewno nie będzie w stanie odbyć długiej podróży na dłuższą metę bez żadnych problemów”

 


Ines K. z kolei nie znalazła pracy, gdyż "twoje doświadczenie zawodowe jest ZBYT istotne". 

Tak podsumował jej kwalifikacje niedoszły pracodawca.

 


Niektórzy poszukujący pracy sami skazują się na porażkę już na etapie składania dokumentów. Opisała to "Pandoramakrólowa":

"Wiele lat temu odrzuciłem ofertę kandydatki, który złożyła swoje CV ze zdjęciem młodej amerykańskiej aktorki Sarah Michelle Gellar. Sama o tym nie wiedziałem, zwrócił mi na to uwagę stażysta. Zapytana o to zdjęcie podczas rozmowy kwalifikacyjnej, pani odpowiedziała: „Och, to był tylko element zastępczy, zapomniałam go podmienić. Właściwie to chciałam Demi Moore, ale przy niej znalazłem tylko zdjęcia z łysymi głowami.”

 

 

 

"B0bby Black0ut" - ta internautka pomyślnie przeszła rozmowę kwalifikacyjną, pracę dostała, ale po pewnym czasie została zwolniona z powodu „nieoczekiwanego powrotu na urlop macierzyński". Tak argumentował to jej pracodawca. Nie było to zgodne z prawem - ale sama się zwolniła.

 

 

"Peaky Blinders" zamieściła z kolei post, który wzbudził w internecie ożywioną dyskusję:

"Nie wiem, czy ta historia jest prawdziwa, ale słyszałam, że duża niemiecka firma, która ma wielu chętnych kandydatów do pracy przeprowadza bardzo rygorystyczną selekcję wstępną: połowę wszystkich aplikacji natychmiast wyrzucają do kosza, nie czytając ich. Powód jest taki: „nie chcemy ludzi, którzy mają w życiu pecha”...

 

 

 

Wiele osób oczekuje tygodniami czy miesiącami na odpowiedź na złożoną aplikację. Zdarza się, że pracodawca robi to nawet po kilku latach. Tak jak w przypadku "Ece z allourbase.net":

"Aplikowałem wieki temu. Zero odpowiedzi. Już nawet o tym zapomniałem. Cztery (!) lata później otrzymałem odmowę z informacją, że zachowają moje dokumenty w aktach. Osobiście bardziej mnie to zniechęca niż brak reakcji. Poza tym, że nie nadawałem się już do tej pracy"

 


"Jaromir Edler z Eynhuf" otrzymał od firmy rekrutacyjnej bardzo lakoniczną z kolei odpowiedź odmowną:

„Nie potrzebujemy tu potencjalnych laureatów Nagrody Nobla, my tu ciężko pracujemy”

 


"Sprytna kurka" - to internautka, która według pracodawcy miała zbyt wygórowane oczekiwania finansowe i pracy nie dostała

"Uczestniczyłam w rozmowie kwalifikacyjnej branży farmaceutycznej. Na pytanie o wynagrodzenie odpowiedziałam, że jest to kwota, która jest standardem w branży i na pewno nie jest wygórowana. Odpowiedź: przepraszamy, mamy tak wielu chętnych, że ktoś na pewno będzie tańszy" 

 


O tym, że duże kwalifikacje mogą być przeszkodą w znalezieniu pracy przekonał się "miły ukłon":

„Masz beznadziejnie zawyżone kwalifikacje na to stanowisko. Mógłbyś być tutaj menadżerem ds. marketingu, ale to ja już mam tę pracę.

 


Internauta "Abrakadabra" musiał być również zdziwiony argumentacją firmy, która nie doceniła jego kwalifikacji:

"Po 4 latach pracy w sektorze dostaw energii (w tym 2 lata jako dyrektor zarządzający ds. prawa handlowego i handlowego) otrzymałem odmowę od konsultanta ds. zasobów ludzkich ze względu na „brak doświadczenia w sektorze dostaw energii”.

 


A jakie doświadczenia w poszukiwaniu pracy mają Polacy? Niektórzy lekko nie mieli...

 


" Wiele lat temu aplikowałem na stanowisko handlowca w dużej korporacji - wspomina Andrzej Zalewski z Lublina. - Musiałem jechać na rozmowę do Warszawy. Ubrałem się w najlepszy garnitur. Rano jednak nieco zaspałem i nie mogłem znaleźć zegarka. Wziąłem pierwszy z brzegu. Sama rozmowa kwalifikacyjna była dosyć dziwna, bo dyrektor, z którym rozmawiałem co rusz patrzył na moją dłoń. Chyba nie pasował mu zegarek-gadżet z Myszką Miki do eleganckiego garnituru. Pracy nie dostałem.

Pan Andrzej jednak nie poddał się. Kilka miesięcy później aplikował do kolejnej firmy na podobne stanowisko. Tym razem mu się powiodło. Dostał etat, satysfakcjonujące zarobki w znanej korporacji, a po jakimś czasie list w skrzynce pocztowej, że "firma dziękuje za zainteresowanie ich ofertą i żałuje bardzo, że nie może skorzystać z jego oferty".

Sprawa szybko się wyjaśniła. Firma rekrutacyjna omyłkowo wysłała list do niego zamiast do kogoś, kto rzeczywiście pracy nie dostał.

Nie dostał jej także pewien młody absolwent politechniki, który chciał się zatrudnić w jeden z lubelskiej firm zajmującej się handlem i montażem instalacji grzewczych.

- Miałem wielu chętnych - mówi Jerzy Kaczmarek, właściciel firmy. - Tego młodego człowieka zapamiętałem jednak szczególnie. Miał kwalifikacje, znał angielski, obsługę komputera miał w małym palcu, ale po kilku minutach rozmowy zaczął mnie pouczać, co powinienem zmienić w firmie. Był bardzo pewny siebie, co mogło być jego atutem. Ale przegiął, kiedy spytał, czy może mi mówić po imieniu, po czym wyjął papierosa, odpalił go i spytał o popielniczkę.

Pan Marek z Zamościa prowadził kilka lat temu rekrutację do dużej warszawskiej firmy z branży reklamowej. Zgłosiło się mnóstwo osób, z których wybrano kilka. Decyzja, kto dostanie etat miała zapaść po miesiącu stażu.

- Przez ten miesiąc miałem ich bacznie obserwować - mówi rekruter. - Rano mieliśmy zawsze ogólne zebrania, omawialiśmy bieżące sprawy i przede wszystkim planowaliśmy kolejne projekty. Wśród stażystów wyróżniała się młoda, pewna siebie i strasznie gadatliwa dziewczyna. Niezwykle kreatywna. Na każdym zebraniu miała zawsze coś do powiedzenia. Dominująca nad resztą stażystów. I po każdym zebraniu ta grupka gdzieś znikała. Po jakimś czasie odkryłem, że ta młoda gaduła tak omotała sobie pozostałych, że "organizowała" im kolejne zebranie - tylko w swoim gronie, gdzie wydawała dyspozycje, rządziła, planowała po swojemu. Szybko się z nią pożegnaliśmy. Nie szukaliśmy dyrektora.

Andrzej Banach z Hrubieszowa pracuje od kilku lat w Warszawie na kierowniczym stanowisku. W swoim życiu zawodowym był wiele razy po obydwu stronach biurka - jako poszukujący pracy i jako pracodawca.

- Wiele lat temu chciałem się zatrudnić w Lublinie jako logistyk w niedużej, prywatnej firmie - opowiada. - Rozmowa z właścicielem przebiegła tak, jak przy przyjmowaniu do pracy "szefa wszystkich szefów". Wymagania z kosmosu. Kiedy doszło do pytania, ile chcę zarabiać, to rzuciłem kwotę adekwatną do moich kwalifikacji. Właściciel odpowiedział, że sam chciałby tyle zarabiać. A że wcześniej się postawiłem, bo chciał wiedzieć, jak kilkanaście lat temu poszło mi na maturze i chciał mi udowodnić, że jest to bardzo ważne, wiedziałem, że się nie dogadamy. Wstałem i powiedziałem, że nie wiedziałem, że jego firma ma kłopoty finansowe. Na tym się skończyła nasza rozmowa.

Na początku tegorocznych wakacji pan Andrzej osobiście uczestniczył w rekrutacji nowych pracowników do firmy.

- Było sporo chętnych - mówi. - Zawsze pytam kandydatów o oczekiwania finansowe. To jest istotny element w rozmowie i wiele osób ma z tym naprawdę problem. Obawia się, że powie za dużo albo za mało. I rzeczywiście rozbieżności są często spore.

Takie też pytanie zadał jednemu z kandydatów.

- To było już na koniec rozmowy - kończy nasz rozmówca. - Ten młody mężczyzna był bardzo przekonywujący. Bystry, elokwentny i konkretny do bólu. Nie gadał oklepanych frazesów. Kiedy doszło do określenia zarobków, to chwilę grzebał w kieszeni, po czym wyjął świstek papierów. To były rachunki, wyciągi z banku, jakieś kwity. Z początku nie wiedziałem o co mu chodzi. Wyjaśnił - to za prąd, to za gaz, to czynsz, to rata za kredyt. "Tak, żeby mi wystarczyło na wszystkie opłaty i żeby zostało na życie" - powiedział z poważną miną. Przyjąłem go i nie żałuję. Jest naprawdę dobrym pracownikiem.

 

 

Źródło:

 


https://www.derstandard.at/story/3000000228035/was-waren-die-irrwitzigsten-gruende-fuer-jobabsagen

Tagi:

praca,  rekrutacja,  etat, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz