Partner: Logo FacetXL.pl

Na rozmowę niełatwo go było namówić. Zasłaniał się tajemnicą zawodową.

- Recepcjonista jest czasami jak barman - zaczyna swoją historię. - Ludzie czasami mają ochotę się przed nim wyżalić, pogadać, zwierzyć. Ja przez te wszystkie lata usłyszałem tyle różnych historii, że mógłbym o tym napisać książkę. Nie wszystko jednak nadaje się do druku, a ja muszę dbać o dobre imię hotelu. Dyskrecja jest w tym fachu jak najbardziej wskazana.

Marek pracuje na hotelowej recepcji od 13 lat. To duży, drogi i luksusowy hotel. Niedaleko morza, z własną plażą.

- Znam trzy języki, skończyłem nawet hotelarstwo, jestem kawalerem, praca na zmiany mi odpowiada - mówi o sobie. - Na nudę nie narzekam, zawsze coś się dzieje, dlatego lubię to, co robię. Mam kontakt z ludźmi, poznałem wiele znanych osób, artystów, sportowców, polityków.

Nic go już nie dziwi w tej pracy. Ani gość, który o drugiej w nocy zszedł kiedyś na dół i pytał, gdzie w pobliżu można kupić sok ananasowy, bo akurat żona ma na taki ochotę, ani cudzoziemiec, któremu pomagał szukać soczewki kontaktowej. Był umówiony na ważne spotkanie i zdołał założyć soczewkę tylko na jedno oko. Druga wypadła na dywan. Wpadł w panikę, bo nie miał zapasowej pary, a musiał jechać na to spotkanie samochodem. Udało się. Leżała pod stołem.

- Wciąż jednak są sytuacje, których nie jestem w stanie logicznie wytłumaczyć - podkreśla. -W ubiegłym roku jednym z hotelowych gości był znany biznesmen. Przyjechał na trzy dni. Wynajął duży, najdroższy apartament z widokiem na morze. Elegancko ubrany, pachniał na odległość drogimi, markowymi perfumami. Na parkingu limuzyna warta ponad milion złotych. Nienaganne maniery, rozdawał uśmiechy na lewo i prawo. Ale obsługę ignorował. Nie ta półka. Ani razu nie odpowiedział na moje "dzień dobry". Byłem dla niego jak powietrze. Dziewczyny, które sprzątały - tak samo.

 


I jedna z nich pokazała mi kiedyś białe ręczniki kąpielowe, którymi ten elegant-biznesmen czyścił swoje buty

 


Nie chciałem uwierzyć. Okazało się, że po jego wyjeździe we trzy szorowały jego apartament. Tak jakby specjalnie chciał pokazać, że jak płaci, to i brudzi. Słabe to było.

Zdarzają się też goście, którzy przyjeżdżają sami na dwa, trzy dni i są niezwykle...dyskretni. Nie wychodzą z pokoju. Nawet na śniadanie.

- Mieliśmy kiedyś taka klienta, który przyjechał w piątek wieczorem. Wtedy go widziałem pierwszy raz. Drugi - jak wyjeżdżał w niedzielę około południa. Co ciekawe, nikt z obsługi - poza koleżanką, która nosiła mu śniadania do pokoju, nie widział go przez ten cały czas.

Przy wyjeździe wszystko się wyjaśniło. A powód jego zachowania był prozaiczny.

- Sam mi o tym powiedział - mówi Marek. - Kiedy oddawał klucz, podziękowałem za pobyt, oczywiście dodałem, że miło nam go będzie gościć w przyszłości, takie tam rutynowe formułki. Dodałem przy tym, że mam nadzieję, że nic poważnego nie zniechęciło go, żeby podczas pobytu nie korzystać z hotelowych atrakcji, bo nie było go nigdzie widać. Wtedy uśmiechnął się i sięgnął do torby. Wyjął z niej dwie opasłe książki. Znałem je. To znana przed laty skandynawska saga kryminalna. Sam spędziłem nad nią kilka nieprzespanych nocy. Okazało się, że ten gość poświęcił cały weekend na jej przeczytanie. W domu - jak stwierdził - nie miałby warunków, bo żona i dzieci przeszkadzałyby mu w czytaniu. Ucieszył się, jak usłyszał, że nie jest jedynym, którego ta akurat lektura tak wciągnęła.

Taka sytuacja, jak się okazało, nie jest niczym nadzwyczajnym w hotelu. Zmienniczka Marka w recepcji zameldowała kiedyś pewne małżeństwo, które spędziło weekend na oglądaniu zaległych odcinków telewizyjnego serialu.

- Byli przez dłuższy czas za granicą - mówi Marek. - To był serial emitowany kilka dni w tygodniu. "Zaległości" mieli spore. Przez dwa dni także nie ruszali się z pokoju, poza zejściem rano na śniadanie. Raz tylko mieli jakiś problem z internetem i poprosili koleżankę o pomoc. Wyjechali uśmiechnięci od ucha do ucha.

Nie zawsze jednak jest tak sympatycznie i miło.

 


Hotel jest czasami miejscem, gdzie dochodzi do początku końca małżeństwa. Zwłaszcza, kiedy niewierny małżonek zostaje przyłapany na zdradzie

 

 

 

- Tę parę akurat zapamiętałem - przyznaje Marek. - On niski, łysawy, ona wyższa od niego, z mocnym makijażem. Obydwoje po pięćdziesiątce. Mieli wynajęty pokój na jedną noc z rezerwacją sprzed dwóch tygodni. Przyjechali późnym wieczorem. A dlaczego ich zapamiętałem? Bo się bardzo śpieszyli do pokoju. Myślałem, że może jej albo jemu spieszy się do toalety. Myliłem się. Zrozumiałem to dopiero następnego dnia rano, kiedy w hotelu pojawiła się elegancko ubrana kobieta. Przywitałem ją grzecznie. Nawet na mnie nie spojrzała. Minęła bez słowa recepcję i kiedy przechodziła obok sali jadalnej, to nagle zatrzymała się.

Okazało się, że tą kobietą była zdradzana żona. Wiedziała, gdzie ma szukać niewiernego męża z kochanką. W jakiś sposób się o tym dowiedziała.

- On siedział tyłem do wejścia - mówi Marek. - Nie zauważył jej. Ale kochanka tak. Musiała ją znać, bo na jej widok gwałtownie wstała z krzesła. Zbladła. Zanosiło się na potężną awanturę. Skończyło się na wyzwiskach. Stąd wiemy o zdradzie i że kochanka była sekretarką tego gościa. Żona kazała jej się wynosić, a mężowi dała pięć minut, żeby przyszedł do samochodu. I wyszła. Trzeba jednak przyznać, że miała klasę. Kiedy wychodziła, podeszła do mnie i przeprosiła za całe zamieszanie. Nie wiem, jak się to wszystko zakończyło, ale mąż po kilku minutach wybiegł z walizką z hotelu. Jego kochanka krótko przed końcem hotelowej doby.

 


Czasami śmiać mu się chce, kiedy goście udają przed nim, że są małżeństwem, zwłaszcza jak dzieli ich duża różnica wieku

 


- Nie wiem po co robią, bo to przecież nie jest nasza sprawa - podkreśla Marek. - Większość pokoi rezerwuje się przez internet. Ale zdarza się, że ktoś w ostatniej chwili szuka osobiście wolnego pokoju. Spontanicznie - na jedną noc. Kiedyś późnym wieczorem przyszedł starszy mężczyzna z młodą dziewczyną. Dużo od niego młodszą. Pytał o pokój, bo z żoną - jak kilkakrotnie podkreślił - są w drodze i muszą przenocować, bo padają już ze zmęczenia. Akurat była wolna dwójka. Pan był wniebowzięty. Kiedy szli objęci do pokoju, nie mogłem się jednak powstrzymać od uśmiechu, kiedy usłyszałem jak "żona" tłumaczy mu, że nie ma na imię Andżelika, tylko Jessica.

Nie wszyscy mogą sobie pozwolić na nocleg w hotelu, gdzie pracuje Marek. Tanio nie jest, nawet poza sezonem to wydatek ok. 600 złotych za noc. W sezonie nawet 1300 i drożej. Ale na brak gości nie narzekają. A ci są też różni. Bywają roszczeniowi, kapryśni, aroganccy.

- Najgorsi są tacy, którzy "wszędzie byli i wszystko widzieli" - przekonuje nasz rozmówca. - Takich poznaję z daleka. Na dzień dobry opowiadają, że bywali w tańszych hotelach, ale o niebo lepszym standardzie. I wyliczają najbardziej egzotyczne zakątki świata, gdzie bywali. A potem co rusz kręcenie nosem. Śniadanie mało urozmaicone, bo nie było herbatki z pigwy albo ich ulubionej marki keczupu. Nieważne, że innych herbat jest zawsze kilkanaście rodzajów. Wieczne pretensje. A to rano ktoś na plaży hałasuje, a to w saunie za gorąco albo woda mineralna jest za bardzo gazowana. I tak za każdym razem, jak przechodzą obok recepcji, to żalą mi się. Ja oczywiście muszę się grzecznie uśmiechać, obiecuję, że sprawdzę co się da zrobić, próbuję to wszystko jakoś łagodzić i nigdy nie pokazuję po sobie, że najchętniej to wygarnąłbym im, że szukają dziury w całym zamiast korzystać z wypoczynku. Ale takich gości na szczęście nie ma zbyt wielu.

Są jednak też tacy, którzy miewają tak absurdalne pretensje, że chcą nawet dochodzić swoich racji w sądzie. Tak było w pewnym małżeństwem z Warszawy. Przyjechali na trzy dni, a już drugiego dnia pobytu złożyli skargę do właścicieli hotelu i grozili sądem. Wszystko przez to, że...się przeziębili. Okazało się, że winą chcieli obarczyć klimatyzację w pokoju, która zbyt mocno - ich zdaniem - chłodziła. Nie przyjmowali do wiadomości, że nikt inny, jak oni sami, ustawili temperaturę na minimum.

Za to wiosną Marek meldował na pięć dni parę przesympatycznych emerytów ze Śląska. I do dzisiaj ze wzruszeniem wspomina ich pobyt.

- To byli starsi państwo, którzy mi strasznie zaimponowali swoim podejściem do życia - mówi Marek. - Bardzo lubiłem z nimi rozmawiać, a pytali mnie o wszystko i to codziennie.

 


Pierwszego dnia byli wszystkim onieśmieleni, nie wiedzieli, jak otworzyć drzwi, jak włożyć kartę, żeby zapalić światło w pokoju

 


Nie byli stałymi bywalcami hoteli. Dotychczas rzadko ruszali się z domu. Dopiero kilka lat temu postanowili to nadrobić. Kiedyś przyznali mi się, że oszczędzają przez rok, żeby w następnym pojechać co kilka miesięcy do jakiegoś luksusowego hotelu. Za każdym razem w innym zakątku Polski. Nawet na jedną noc. "Wie pan, całe życie ciężko pracowaliśmy, nigdy nie mieliśmy czasu na rozrywkę, odrobinę szaleństwa, to przynajmniej teraz mamy tego namiastkę. Dzieci są już od dawna dorosłe, wnuki odchowane, to możemy i my coś mieć z tego życia".

Marek kilka razy był świadkiem, kiedy cieszyli się jak małe dzieci, wysyłając swoim znajomym rówieśnikom wspólne zdjęcie z tarasu takiego luksusowego pokoju hotelowego lub pijących drinki z baru na plaży. I uśmiechniętych od ucha do ucha.

Kiedy wyjeżdżali, żegnał ich jakby byli bliską rodziną. Zaraz potem zawołała go koleżanka. Pokazała mu pokój po ich odjeździe.

- Nawet zdjęli poszewki z pościeli i złożyli w kosteczkę, a łazienka lśniła czystością. - mówi Marek. - Ale nie to było najbardziej zaskakujące. Na stoliku leżał mały bukiecik kwiatów i karteczka odręcznie napisana "Dla Pani, która po nas będzie sprzątać. Dziękujemy i przepraszamy za bałagan". Koleżanka do dzisiaj trzyma ten liścik na pamiątkę.

Tagi:

hotel,  recepcja,  urlop, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz