- Nie wstydzę się mojej wiary - przekonuje Jacek, 34-latek z Lublina. - Nie ukrywam przed nikim, że jestem osoba głęboko wierzącą i praktykującą. Niczego nie robię na pokaz. To, że zawsze żegnam się, kiedy przechodzę czy przejeżdżam obok kościoła czy krzyża, jest dla mnie czymś normalnym. Jest dla mnie świadectwem wiary. Jeśli w coś wierzę, to dlaczego mam udawać, że jest inaczej. W ten sposób pozdrawiam też pana Boga. Robię to niezależnie od tego, czy idę sam po ulicy, czy jadę w zatłoczonym autobusie. Jeśli ktoś się temu dziwi, to jego problem. Wiara to jest moja prywatna sprawa i nikomu nic do tego.
Pacierza nauczyła go babcia. To ona po raz pierwszy zaprowadziła go do kościoła. Na początku nie podobało mu się. Niewiele z tego zrozumiał. Jak to kilkuletni dzieciak.
- Pamiętam, że jak się dowiedziałem, że pana Jezusa przybili do krzyża, to strasznie płakałem - mówi. - Rodzice mieli nawet do babci pretensje, że takie rzeczy mi opowiada.
To dzięki babci stał się potem wierzący. Rodzice chodzili czasami do kościoła, ale nigdy nie widział, żeby ot tak, klękali wieczorem i się modlili. W domu nie było nawet krzyżyka. Żadnych religijnych symboli, chyba że po kolędzie, kiedy ksiądz zostawiał u nich w domu obrazki świętych.
- Rodzice nigdy nie sugerowali, nie zmuszali, żebym w niedzielę poszedł na mszę - podkreśla. - Sami robili to też rzadko, ale muszę przyznać, że przed każdymi świętami chodzili do spowiedzi i przyjmowali komunię. Zwłaszcza mama. Ojciec rzadziej to robił, ale dzisiaj chodzą do kościoła częściej i zazwyczaj razem. Ale też nie można o nich powiedzieć, że od rana do nocy "klepią" różaniec i słuchają w radio mszy na okrągło. Nie przypominam też sobie, żeby kiedykolwiek przestrzegali postu poza wigilią.
Jacek nie pamięta, kiedy zaczął już regularnie odmawiać pacierz rano i wieczorem. Na pewno nie jako dziecko - chyba, że akurat był u babci.
- Chyba w średniej szkole zacząłem się częściej modlić - przyznaje. - Trenowałem wtedy siatkówkę i pamiętam, że już wtedy koledzy byli zakłopotani, kiedy na obozie, zaraz po porannym treningu poszedłem w niedzielę na mszę. Razem ze mną poszedł jeszcze jeden kolega z zespołu. Nikt tego nie komentował, nie szydził. Jeden tylko zażartował, kiedy zrobiłem przed obiadem znak krzyża przy stole, czy wiem coś na temat podanego obiadu, bo może wszyscy powinni się pomodlić, żeby po jego zjedzeniu nie było jakiś sensacji. Ale nie było to złośliwe.
Ten sam znak krzyża przed obiadem Jacek robi tak samo często, jak przy mijanym kościele.
- I tutaj najczęściej napotykam na zdumione spojrzenia - mówi. - Ten gest, jak zauważyłem, wykonuje niewiele osób. A ja już się tak do niego przyzwyczaiłem, że robią to automatycznie przy każdym głównym posiłku. Nie przy każdej kanapce czy przekąsce. Aż tak święty to nie jestem.
Jacek nie ukrywa, że spotyka się z różnymi, często skrajnymi reakcjami ludzi na te jego gesty wiary.
- Nigdy się nie zastanawiałem, czy widok takiego młodego człowieka jak ja, który żegna się co rusz, mijając kościół, jest czymś niezwykłym - tłumaczy. - Ale nie da się tych reakcji przeoczyć. Kiedyś siedziałem obok starszej pani, która w tym samym momencie też się przeżegnała. Spojrzeliśmy na siebie z uśmiechem. Kiedy wysiadała, rzuciła krótkie "z Bogiem".
Podobną sytuację miał kiedyś w taksówce.
- Tak się złożyło, że trafiłem na jeszcze większego "świętoszka" ode mnie - mówi. - Jechaliśmy ulicą, gdzie było mnóstwo przydrożnych krzyży i kilka kapliczek. Kierowcą był młody chłopak, student jak się okazało. I znak krzyża wykonywał co kilkaset metrów.
Większość osób reaguje obojętnie na podobne gesty. Widok kogoś modlącego się nie jest w naszym kraju niczym wyjątkowym. Ale zdarzają się też reakcje komiczne.
- Kiedyś w autobusie jakiś podchmielony pasażer, widząc jak się żegnam, uspokoił mnie bełkocząc, "niech się pan nie boi, dzisiaj kanarów nie będzie".
Inny z kolei pasażer - w podobnej sytuacji - długo patrzył na Jacka, po czym...popukał się w czoło.
- Uśmiechnąłem się do niego - mówi nasz bohater. - Jak miałem inaczej zareagować? Na szczęście takie sytuacje są rzadkością.
Nie lubi dyskusji o kościele, księżach, religii.
- To są często spory gdzieś na imprezach, przy alkoholu - mówi. - To raczej nie to miejsce do dyskutowania, zwłaszcza, że wiele osób powtarza stereotypy. Wiara to moja intymna sfera i nie zamierzam nikomu się z tego tłumaczyć, przekonywać. Tak samo jak nigdy nie próbowałem dowiedzieć się, dlaczego ktoś nie wierzy, nie modli się i nie chodzi do kościoła. To nie moja sprawa. Wśród moich znajomych mam wielu ateistów i się z nimi super dogaduję. O religii nie rozmawiamy. Ja nie afiszuję się ze swoją wiarą, nikogo nie nawracam, nie moralizuję. Z panem Bogiem jest w życiu mi drodze, czuję jego obecność, dodaje mi sił, jest mi z tym dobrze i tyle. I co tu jeszcze tłumaczyć?
Ale wciąż jednak zastanawiam się, dlaczego niektórzy są zakłopotani, widząc, że się żegnam albo jak mnie "przyłapują" na modlitwie
Tak było kilka miesięcy temu, kiedy trafił do szpitala. Spadł z roweru i musiał mieć operowane kolano. Był w dwuosobowej sali.
- Wieczorem jak zwykle odmawiałem pacierz - mówi. - Nie mogłem klękać, robiłem to w łóżku na siedząco. Byłem sam na sali. Sąsiad gdzieś wyszedł. Kiedy wrócił i jak zobaczył mnie z różańcem w ręku, to nie wiedział, jak się zachować. Coś zaczął mamrotać pod nosem i się wycofał na korytarz. Ja już kończyłem modlitwę, zaraz wrócił i widziałem, że chce o coś zapytać. Był niewiele starszy ode siebie. I zaczął od tego, że ta moja łąkotka to chyba nic aż tak poważnego, żeby się od razu modlić. Kiedy usłyszał, że ja codziennie się modlę - rano i wieczorem, to zamilkł. Rzucił tylko - jakby na usprawiedliwienie - że on owszem, wierzy, ale bez tych wszystkich "zabobonów". I że nie potrzebuje w swoje wierze "pośredników", czyli księży. Nie chciałem się wdawać w dyskusje. Jego sprawa i to szanuję. Wciąż jednak nie potrafię zrozumieć, dlaczego w kraju, w którym większość deklaruje się jako katolicy, widok kogoś odmawiającego różaniec czy robiącego znak krzyża w miejscu publicznym wywołuje niekiedy zdziwienie czy zakłopotanie.
Ilu jest katolików w Polsce?
W ubiegłym roku opublikowano dane ze spisu powszechnego z 2021 roku. Dotyczyły one przynależności wyznaniowej w Polsce. Według tych danych, wyznanie rzymskokatolickie zadeklarowało ponad 27 mln Polaków, czyli ok. 71 proc. społeczeństwa. Bezwyznaniowość - ponad 2, 6 mln, a prawie 8 mln odmówiło odpowiedzi na pytanie o wyznanie. Według ostatnich danych najwięcej zadeklarowanych katolików w Polsce mieszka w woj. podkarpackim - 82,9 proc., świętokrzyskim - 81,2 proc. i woj. lubelskim - 80,6 proc.
W 2011 roku przynależność do kościoła katolickiego deklarowało ponad 87 proc. Polaków.
Źródło:
https://www.gosc.pl/doc/8763956.Ilu-jest-katolikow-w-Polsce-analiza-danych-ze-spisu-powszechnego