Oto fragmenty listu:
(...) Od wielu lat podróżuję z żoną po Europie. Najczęściej samochodem. Dwa, trzy tygodnie urlopu. Zawsze zabieramy też z sobą rowery lub je wypożyczamy. Założyliśmy, że rezerwujemy jedynie pierwszy nocleg, a potem już na bieżąco. Korzystamy z popularnego portalu.
(...)Samo szukanie noclegu jest często niezwykle ekscytujące. Zdarza się, że z dnia na dzień można znaleźć super ofertę. Tak mieliśmy m.in. kilka razy we Włoszech czy Chorwacji. Późnym wieczorem, jak tylko wróciliśmy z rowerów, to w internecie pokazała się oferta w kwaterze agroturystycznej niedaleko Pizy. Nocleg był przeceniony z 98 na 45 euro - i to ze śniadaniem. Miejsce było tak urokliwe, że spędziliśmy tam dwie noce. Byliśmy sami. Cały ogród do dyspozycji, cisza, spokój. Do tego właściciele produkowali swoją oliwę oraz mieli własny mini-browar.
(...) Nie zawsze jednak jest z górki. Na tym samym wyjeździe zainteresowaliśmy się też atrakcyjną ofertą apartamentu pod Rzymem. Na zdjęciach wszystko wyglądało super - przestronny salon, duży taras z widokiem na oliwny gaj, mnóstwo zieleni, dobrze wyposażona kuchnia, przestronna łazienka. Wszystko wyglądało wspaniale i pewnie tak było w rzeczywistości. Już mieliśmy to "zaklepać", kiedy coś mnie tknęło. Za 50 euro - bo taka miała być cena na nocleg, wydawało mi się to zbyt piękne. Czułem, że jest jakiś haczyk. I był. Na samym dole, drobnym maczkiem dodatkowa informacja potwierdziła moje podejrzenie. Nocleg kosztował w rzeczywistości 100 euro. 50 euro trzeba było dopłacić za sprzątanie. Ale osób się tego nie doczytało?
(...) Nauczyliśmy się już, że każdą ofertę trzeba bardzo dokładnie czytać. Zdarza się, i to też często chodzi o Włochy, że do ceny noclegu trzeba dodać dodatkową opłatę za pościel - jest to kilkanaście euro.
(...) Kilka razy zetknęliśmy się także z nie do końca rzetelną informacją o możliwości korzystania z parkingu. Kiedyś wynajęliśmy apartament w Paryżu. Skusiła nas cena i położenie niedaleko centrum. Gwarantowali też miejsce parkingowe. Na ich stronie nie podali jednak, że chodziło jedynie o dwa miejsca dla gości. Nie było nawet jak się zatrzymać pod tym obiektem, żeby wyjąć bagaże. Potem godzinę kluczyliśmy po okolicy, żeby gdziekolwiek zaparkować.
(...)Podobnie jest z czasami opisem, gdzie możemy się dowiedzieć, że z "apartamentu rozpościera się zapierający dech w piersiach widok na morze". Taki opis znaleźliśmy przy jednym z domów w Chorwacji. Morze, owszem było widać, ale ze strychu domu. A jeszcze lepszy widok był z dachu. Na szczęście płaskiego.
(...)W tym roku polecieliśmy do Gruzji. Mieliśmy rezerwację jedynie na pierwszą noc. Na lotnisku w Kutaisi miał nas też odebrać właściciel pensjonatu. Potem noclegi rezerwowaliśmy przez internet. Ofert było sporo, ceny bardzo przyzwoite, standard był tak zróżnicowany, że można było przespać się w pokoju z wystrojem z czasów Stalina za równowartość 35 złotych, jak i wynająć luksusowy apartament w Batumi za 200 euro.
(...) Do Gori pojechaliśmy busem. Tam mieliśmy spędzić noc w wynajętym apartamencie za niecałe 120 złotych. Na zdjęciach wszystko wyglądało przyzwoicie. I położenie - 400 metrów od centrum. Idealne. Na miejscu okazało się jednak, że właściciel mijał się z prawdą. Kiedy okazało się, że z tych 400 metrów zrobiło się cztery kilometry, z rozbrajającą miną przyznał, że na stronie jest podana odległość od centrum w linii prostej. A żeby tam dojechać, to już nie wyjaśnił, że tuż obok domu przebiega linia kolejowa, a do najbliższego przejazdu są ponad dwa kilometry. Potem na stronie doczytaliśmy, że nie byliśmy pierwsi, którzy skusili się tym "wyjątkowym" położeniem.
(...) Podobnie było w Bordżomi. To małe uzdrowisko, gdzie kiedyś przyjeżdżały tłumy. O nocleg jest nietrudno. I zarezerwowaliśmy apartament na piętrze domku jednorodzinnego. Na zdjęciach i w rzeczywistości było czysto, schludnie i w przyzwoitej cenie. Nie było jednak zdjęcia łazienki. Za to w opisie był prysznic. I był. Tyle, że trzeba było zejść na dół. "Łazienka"mieściła się w maleńkiej, murowanej komórce. W środku był zlew, sedes, a obok niego...słuchawka prysznicowa. Bez żadnej kabiny. Ale gospodarz był tak sympatyczny, że przemilczeliśmy tę niedogodność.
(...) Kiedyś sparzyliśmy się też w Serbii. Nie planowaliśmy tam noclegu, ale pogoda się zepsuła i postanowiliśmy zatrzymać się w okolicach Belgradu. Żona znalazła jakiś pensjonat na wsi. Na zdjęciach pokoje wyglądały na czyste i schludne. Na miejscu jednak okazało się, że cały obiekt jest zajęty przez gości weselnych. Właściciel od kilku dni nie trzeźwiał i z tego wszystkiego nie uaktualniał swojej strony. Machnęliśmy ręką.
(...)Zdarza się, że także w Polsce można się niemile rozczarować przy internetowej rezerwacji noclegów. Zazwyczaj z rezerwą podchodzę do opisu obiektu, gdzie jest mało zdjęć, albo są niewyraźne. To powinno być jednak wizytówką apartamentu czy pokoju. Jeśli ktoś wstawia kilka zdjęć na "odczepnego", to można przypuszczać, że w podobny sposób dba o klienta.
(...) Kiedyś nocowaliśmy w domku letniskowym nad Pilicą. Piękna okolica, w lesie, cisza, spokój. Domek komfortowo urządzony, "wymuniany". Byliśmy ze znajomymi. Mieliśmy tam spędzić weekend. Pierwsze rozczarowanie przeżyliśmy już na samym początku. Byliśmy kwadrans wcześniej niż ustalona doba hotelowa. Właścicielka siedziała na tarasie. Piła kawę ze swoją znajomą, jak się okazało. Myśleliśmy, że ten kwadrans nie zrobi jej zbytniej różnicy, ale myliliśmy się. Bramę otworzyła punktualnie o godz. 16. Ani minuty wcześniej. A potem był "instruktaż", co wolno, a co nie. Okazało się, że nie wszystkie udogodnienia były w cenie. Byłem zdumiony, kiedy okazało się, że za korzystanie z drewna do kominka czy ogniska trzeba zapłacić 50 zł. Pani również uczuliła nas, żebyśmy pilnowali sztućców, bo często goście je gubią lub kradną. I dowiedzieliśmy się, że wszystkie sztućce ma policzone. Nie był to miły pobyt, chociaż warunki były naprawdę super.
(...) W ubiegłym roku z kolei po raz pierwszy w życiu napisaliśmy oficjalne pismo ze skargą do zarządzającego portalem na właścicielkę domu na Węgrzech. Reakcja była szybka - otrzymaliśmy przeprosiny, zwrot pieniędzy za nocleg i dodatkowo voucher na kolację. Było to tak: jechaliśmy do Włoch. Po drodze zawsze nocujemy na Węgrzech. Mieliśmy rezerwację nad Balatonem w małym, przytulnym apartamencie. Przyjechaliśmy dosyć późno. Na miejscu okazało się, że nasz apartament został wynajęty komuś innemu. Młoda Węgierka nie miała jednak nic sobie do zarzucenia. Stwierdziła, że ma w pobliżu jeszcze domek na dużej działce, tuż nad jeziorem. Do tego jest tańszy od apartamentu. Nie chcieliśmy się kłócić, bo robiło się późno, byliśmy zmęczeni, a rano czekała nas podróż.
(...) Spaliśmy w samochodzie. Pani nam dała klucz od posesji i odjechała. Okazało się, że ten domek to murowana rudera z lat 70. Bez ciepłej wody, z prowizoryczną łazienką i betonową posadzką. Pokój był chyba wietrzony kilka tygodni temu, bo czuć było stęchlizną; wszędzie była taka wilgoć, że brzydzilibyśmy się położyć na łóżku. Woleliśmy już spać w samochodzie. Następnego dnia żona zamieściła wpis na stronie tego obiektu. Okazało się, że jest na niej dużo podobnych, negatywnych opinii.
(...) Przez te wszystkie lata rezerwowania noclegów w sieci, wiemy, że jest to czasami kupowanie kota w worku. Nie zawsze piękne, profesjonalnie wykonane zdjęcia pokoju czy domu oddają rzeczywistość. Czasami można się srodze rozczarować. Ale najbardziej żenujący jest moment, kiedy przy wyjeździe właściciel prosi o pozytywny wpis na stronie. Nam się to kilka razy zdarzyło. Nie zrobiliśmy jednak tego. Z uczciwości wobec innych. Bo jak można pochwalić pobyt w miejscu, gdzie właściciel domku żądał dodatkowej opłaty za korzystanie z komórki, żeby schować tam rowery (100 zł), a nawet za "dołożenie" się do wywozu śmieci (50 zł).