Oto treść listu:
(...) Ostatnie rachunki za prąd i gaz nas dobiły. Tysiąc złotych za miesiąc grzania i ponad 260 za prąd. Wcześniej było niewiele mniej. A przecież nie było siarczystych mrozów, ale piec był włączony jeszcze w kwietniu. Mógłbym zmniejszyć grzanie w domu np. do 18 stopni, ale jaki byłby sens płacenia za siedzenie w zimnie. Boimy się teraz, co będzie w kolejnym sezonie. I tak gaz podrożał w ciągu ostatnich lat. O prądzie to nawet nie wspomnę.
(...) Mieszkamy w starym domku jednorodzinnym na peryferiach Lublina. To pozostałość po dziadkach Zosi, mojej żony. Osiem lat temu zagospodarowaliśmy w nim strych, żeby nasi synowie mieli przyzwoite warunki. Mają na górze nawet swoją łazienkę. Na remont wzięliśmy kredyt. Będziemy go spłacać jeszcze przez pięć lat. Raty na szczęście zaczęły już powoli spadać, ale i tak co miesiąc trzeba oddać do banku prawie 900 złotych. To dla nas duże obciązenie.
(...) Zosia pracuje w sklepie, ja w hurtowni. Kokosów nie mamy. Zosia zarabia 3700, ja 4100; czasami dojdzie jakaś premia, nagroda. Nie klepiemy biedy, na wszystkim oszczędzamy na czym się tylko da, ale najgorsze są nieplanowane wydatki. Wtedy robi się nieciekawie.
(...) Tak było ostatnio z samochodem. Najpierw opony, bo stare letnie już się nie nadawały do użytku. Wcześniej kupowałem używane, ale nie był to dobry pomysł, bo te ostatnie po kilku miesiącach popękały. Za nowe dałem teraz ponad 1100 zł. I tydzień potem, jak wracałem z pracy, to już zupełnie przepalił się tłumik. Kolejne 600 złotych. A teraz niedawno jeszcze zepsuł się piec gazowy. I znowu 800 złotych.
(...) Przychodzili i proponowali nam fotowoltaikę, pompy ciepła. Nawet z dofinansowaniem wyszłoby nam co najmniej 40 tysięcy. Kiedy to nam się zwróci, kiedy z żoną zbliżamy się już do pięćdziesiątki? Zresztą i tak nie mamy takich pieniędzy.
(...) Zosia zarządza u nas finansami. Ja przelewam jej od razu moją wypłatę. Nie mam do tego głowy. Pracuje w sklepie, to lepiej wszystko liczy. Chłopaki rosną, w tym roku matura starszego, potem studia. Młodszy za rok. Maciek chce wyjechać z Lublina. Tak jak koledzy - do Warszawy. Obydwaj dorabiają już od dawna. Mają na swoje wydatki. Jacek, młodszy daje korepetycje, pracuje na myjni samochodowej. A Maciek z kolei pomaga znajomemu w serwisie z komputerami. Zna się na tym. I czasami uda mu się zarobić coś ekstra.
(...) Czasami jak słyszę, ile ta średnia pensja w Polsce wynosi, to łapię się za głowę
Bo my z żoną we dwójkę nawet tyle nie mamy. Ale ja się nie żalę. Mógłbym przecież poszukać innej pracy, mam doświadczenie na magazynie, prawo jazdy. Zosia także mogłaby pracować w jakimś supermarkecie. Ale mamy już swoje lata i boimy się zmian. Tu, gdzie pracujemy, panuje rodzinna atmosfera. Wszyscy się dobrze znają od lat. To są prywatne firmy, które pewnie już nigdy się bardziej nie rozwiną. Tak jak my z Zosią. Kto się miał dorobić w tym wieku, jak my, to już się dorobił. Wyżej nie podskoczy. Kiedyś kolega mnie namawiał na inną pracę. W konkurencyjnej, dużej firmie. Prawie 1500 złotych więcej. Brutto. To bardzo dużo. W ostatniej chwili zrezygnowałem. Bałem się. Po dwóch latach ta firma splajtowała. Załatwiła ją pandemia. Nie dali rady. Kolega został na lodzie. Teraz jest w Anglii.
(...) Nie marzy nam się z Zosią jakaś super praca za super kasę. Jesteśmy realistami. Za pięć lat skończą nam się raty kredytu. Chłopaki niedługo staną się samodzielni. To już będzie dla nas duże odciążenie. Ale zastanawiam się czasami jak to jest, że człowiek ciężko, uczciwie pracuje, nie kombinuje, nie chce być na garnuszku państwa, a mimo to ledwo wiąże koniec z końcem. Czy z nami jest coś nie tak? Do wszystkiego dochodziliśmy z żoną sami. Nikt nam nigdy nie dał nic za darmo. No, może poza tym domem, w którego włożyliśmy mnóstwo pieniędzy, bo to była praktycznie ruina. Ale wszystko pozostałe, to jest z naszej ciężkiej pracy. Nie mamy żadnych oszczędności, nigdy nie mieliśmy, bo nie było jak odłożyć. Wszystko szło na bieżące wydatki, a czasami nawet brakowało. Braliśmy wtedy nadgodziny, ja dorabiałem rozwożąc towar. Czasami było tak, że pracowałem przez cały weekend, wstawałem o 4 rano. Ale nawet jakbym żyły sobie wypruwał, to i tak do tej średniej krajowej dużo by mi brakowało.
Jak podaje GUS, w marcu 2024 r. przeciętne wynagrodzenie brutto w Polsce w sektorze przedsiębiorstw wyniosło 8 408 zł
Niektórzy eksperci podkreślają jednak, że "to tylko wycinek naszej finansowej rzeczywistości" a średnia ta wyciągnięta jest z zarobków jedynie 37,7 proc. Polaków. Według analityków, ta średnia dotyczy jedynie sektora przedsiębiorstw i dotyczy ponad 6,5 mln pracowników. A wszystkich pracujących w Polsce na koniec 2023 roku było ponad 17 milionów. W tym zestawieniu nie są brani pod uwagę pracownicy całej sfery budżetowej - urzędnicy, nauczyciele, czy pracownicy pomocy społecznej. Małe i mikro przedsiębiorstwa również nie są do tej średniej wliczane.
- Pensje rosną najszybciej w tych sektorach, gdzie widzimy wyraźne braki kadrowe. Obecnie najbardziej poszukiwani są pracownicy gotowi do pracy w przemyśle, ale mowa nie tylko o pracownikach „blue collar”, ale także o monterach, elektrykach i menadżerach obsługi technicznej. Szybko rosną pensje także w budownictwie czy transporcie, ale tutaj wzrosty pensji mogą być hamowane przez słabszą koniunkturę gospodarczą – podkreśla dla portalu infor.pl Dorota Siedziniewska-Brzeźniak, ekspertka rynku pracy.
Różnica w zarobkach Polaków dotyczy nie tylko poszczególnych branż, ale i województw. W marcu br. najwięcej można było zarobić w wo. mazowieckim - 9,9 tys. zł i małopolskim - 9,0 tys. zł, a najmniej w woj. warmińsko-mazurskim - 6,6 tys. zł, lubelskim i świętokrzyskim - 6,9 tys. zł.
Źródło:
https://www.money.pl/gospodarka/srednia-krajowa-to-8-4-tys-zl-to-prawda-tylko-w-37-7-procentach-7022753738533824a.html
https://wynagrodzenia.pl/gus
https://www.infor.pl/twoje-pieniadze/zarobki/6590282,840900-zl-tak-wysokiej-sredniej-krajowej-jeszcze-nie-bylo.html