Niclas Matthei - bo o nim mowa - nie jest anonimowym "szeryfem". Zamieszcza filmiki o sobie w internecie, udziela wywiadów. Chętnie pozuje na tle nieprawidłowo zaparkowanych aut i przekonuje, że jego działania mają na celu nie tylko uświadomienie ludziom, że nie mogą parkować, gdzie popadnie; osiemnastolatek ma swój wkład także w powiększanie lokalnego budżetu. Z 4 tysięcy zgłoszonych przez niego przypadków złego parkowania, do miejskiej kasy wielu miast saksońskich wpłynęło ponad 140 tysięcy euro.
Zdarza się, że samozwańczy stróż prawa czeka przy takim źle zaparkowanym aucie na jego właściciela i potem udziela mu reprymendy.
Niclas porusza się rowerem z zamieszczonym napisem do złudzenia przypominającym napis POLIZEI
Byłoby to jednak wykroczeniem w świetle prawa. W rzeczywistości ten napis to POLIZFEI. Do tego Niclas ubrany jest w żółty, odblaskowy kombinezon. Widać go z daleka. Robi zdjęcia tym, którzy stoją na zakazie, blokują ścieżki rowerowe lub nie mają za szybą biletu parkingowego. Ma ze sobą metrówką, którą posługuje się, żeby sprawdzić, czy dane auto zachowuje prawidłową odległość np. od przejścia dla pieszych czy chodnika. Rejestruje każdą nieprawidłowość. Jeździ od miasta do miasta i gdziekolwiek się pojawi, to wzbudza popłoch. Tak jest od 3 lat, od kiedy poczuł w sobie "misję". Tak to zresztą określa.
W mediach społecznościowych nazywa siebie "mistrzem reklamy". Nie kryje się z tym, że dzięki kliknięciom internautów - a tych nie brakuje - ma z tego pieniądze. Jego filmiki w internecie śledzi ok. 5 milionów osób.
Ale musi się liczyć także z tym, że jego działania nie każdemu się podobają:
"Boże chroń nas przed takimi postaciami" - pisze ser.xyz na jednym z portali.
"Ten młody człowiek nie wygląda na nieinteligentnego ani szczególnie emocjonalnego, po prostu chce być „pierwszym Niemcem, który zgłosił kogoś w każdym mieście w Niemczech” - dodaje Michał Anioł_1971.
"Jak nie chcecie takich szeryfów, to parkujcie zgodnie z przepisami, wtedy nikt nie będzie filmować wykroczeń - to wpis niclausa.
"Ten młodzian chyba jeszcze nigdy porządnie nie dostał wycisku" - tak z kolei napisał joseph.
Na słowach się jednak nie kończy. Miesiąc temu Niclas został pobity w pociągu przez jednego z piłkarskich kibiców
Niecałe dwa tygodnie temu do podobnego zdarzenia doszło w Budziszynie. Niektórzy internauci uważają jednak, że to mogła być jednak "ustawka", która mogła przynieść osiemnastolatkowi dodatkową popularność. I pieniądze.
Niemieckie media ostrzegają, że cała ta historia może zakończyć się tragedią. Niclas wprawdzie w wywiadach podkreśla, że nie boi się nikogo ani niczego, ale nie można zbagatelizować faktu, że dostaje pogróżki od wielu osób, które życzą mu nawet śmierci. W mediach społecznościowych powstają coraz to nowe grupki internautów, którzy wprost nawołują do "rozprawienia się z kablarzem".
W prasowych doniesieniach jest on przedstawiany jako osoba kontrowersyjna. Dziennikarze opisują, jak nastolatek wzywał policję, bo sąsiad w niedzielę przycinał sekatorem krzew, inny miał głośno włączone radio na działce. Dzwonił też w sprawie sąsiadów, którzy odkurzali w czasie kiedy ona miał zamiar odpoczywać.
Nic dziwnego, że w ostatnich tygodniach w internecie nasiliła się fala krytyki wobec 18-latka.
Niektórzy uważają, że młody mężczyzna, publikując swoje filmiki i nie ukrywając swojej tożsamości nie zdaje sobie sprawy, że może stać się obiektem agresji
- Jest w takim wieku, że może nie zdawać sobie z tego sprawy - podkreśla Claudia Paganini, profesor etyki mediów na Uniwersytecie Filozoficznym w Monachium. - Ujawnienie nazwiska i miejsca zamieszkania, zwłaszcza osoby, której w internecie grożono już przemocą i śmiercią nie jest dobrym pomysłem.
Marek Kowalczyk, były policjant z Lublina uważa, że do takich działań, jak te z Saksonii należy podchodzić z dużą dozą ostrożności.
- Nie ma policji na świecie, która dobrze funkcjonowałaby bez współpracy ze społeczeństwem - mówi. - Ale należy jednak odróżnić dobrze pojętą czujność obywatelską od nadgorliwości. W skrajnych przypadkach może dojść do paraliżu pracy odpowiednich służb, które muszą reagować na każde zgłoszenie. W swojej pracy spotkałem się kiedyś z pewnym panem-społecznikiem, który potrafił kilka razy dziennie dzwonić na komisariat z prośbą o interwencję, bo dzieci grają w piłkę pod oknem i hałasują, albo ktoś podjechał pod klatkę samochodem, a okazało się, że przywiózł akurat meble. Nie liczę już nawet przypadków zgłoszenia, że sąsiadka w niedzielę rano hałasuje tłuczkiem przy kotletach schabowych lub wezwanie straży z powodu gołębia, który chodzi po parapecie. Czasami udawało się załatwić taką "interwencję" przez telefon, ale wiele razy musieliśmy jechać na miejsce. W tym czasie mogliśmy być potrzebni gdzie indziej. Ten osiemnastolatek z Niemiec może i działa w dobrej wierze, ale współczują policjantom, którzy muszą z nim "współpracować". Widziałem na filmie, jak rzeczywiście mierzy linijką odległość zaparkowanego samochodu od chodnika. To już przesada.
źródło:
https://moto.pl/Porady/7,115891,30797895,18-latek-zglasza-zle-zaparkowane-auta-rocznie-to-4-tys-mandatow.html
https://www.blick.ch/ausland/hasswelle-gegen-umstrittenen-hilfssheriff-anzeigenhauptmeister-angegriffen-und-ausgeraubt-id19523830.html