Kilka dni temu musiałem pójść do urzędu odebrać paszport. Biuro mieści się na drugim piętrze. Idąc po schodach, cały czas słyszałem za sobą głośne sapanie. Byłem pewny, że to jakiś starszy mężczyzna. Kiedy się odwróciłem, ujrzałem młodego chłopaka w wieku maturzysty. Za nim szedł jego kolega. Kiedy weszli już na górę, to przez kilka minut nie mogli złapać tchu. Tak się zmęczyli. Sapali jak parowozy. Czekając w kolejce, zacząłem z nimi rozmawiać. Nie byli chorzy. Zdziwili się, kiedy ich o to spytałem. Po prostu nie mieli kondycji. Wejście na drugie piętro było dla nich ogromnym wysiłkiem. Kiedy opowiedziałem o tym mojemu koledze - wuefiście, ten nie był zdziwiony. Niedawno robił test sprawnościowy w liceum. W klasie - na 25 osób - przewrót w przód potrafiło zrobić siedem osób. Podciągnięciem się na drążku, więcej niż trzy razy, mogła się pochwalić jedynie czwórka uczniów, a przebiegnięcie wkoło bieżni na dystansie 400 metrów dla wielu było traumatycznym przeżyciem. Okazało się także, że lekcja WF-u może być też bolesnym doświadczeniem dla nauczyciela. Nie dosyć, że prawie połowa uczniów przynosi zwolnienia od rodziców, to niektórzy w "trosce" o swoje pociechy potrafią przyjść do szkoły z prawnikiem. Powód? Na jednej z lekcji WF-u jeden z uczniów skręcił nogę podczas gry w piłkę. Rodzice uznali, że winny jest nauczyciel. Podobnie jak w przypadku innego ucznia, kiedy rodzice zagrozili pozwem. Ich syn spocił się na WF-ie - tak tłumaczyli - a potem się przeziębił. Nic dziwnego, że przy takim podejściu niektórych dorosłych do sportu, ich dzieci mają problem, żeby wejść na drugie piętro bez zadyszki.