Partner: Logo FacetXL.pl

Adam ma 55 lat. Jest inżynierem, pracuje w dużej, prywatnej firmie. Dobrze zarabia, jest zapalonym kibicem. 

- Nigdy nie interesowałem się polityką – mówi. - Wychowałem się w PRL-u, pamiętam dobrze czasy, kiedy rodzice cieszyli się, kiedy udało im się kupić coś dobrego na obiad. Ale mile wspominam ten okres. Może nie ze względu na siermiężny PRL, ale to są wspomnienia dzieciństwa - bez kłopotów czy problemów. 

Jego szwagier ma podobne wspomnienia. Ożenił się z córką znanego w mieście ogrodnika. Wtedy mówiło się o nich „badylarze”. Skończył szkołę policealną - handel zagraniczny, który na niewiele mu się w życiu przydał. Zajął się biznesem ogrodniczym. Do dzisiaj handluje sadzonkami, iglakami, projektuje ogrody, nieźle mu się powodzi.

Mieszkają obok siebie. I są na siebie skazani. Jak to w bliźniaku. Widują się codziennie. 

- Jeszcze dziesięć lat temu mogliśmy godzinami dyskutować o sporcie, obejrzanych meczach – mówi Adam. - Razem kibicowaliśmy naszym. Zdarzało się, że jeździliśmy nawet na ich mecze wyjazdowe – jeśli tylko mogliśmy się wyrwać z domu. O polityce żaden z nas nie miał pojęcia. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Nawet za bardzo nie wiedzieliśmy, jakie partie są w Polsce, kto jest jakim ministrem.

 


To się wkrótce zmieniło. Z czasem coraz częściej dyskutowali o polityce, aniżeli o sporcie

 


I coraz bardziej się zacietrzewiali w głoszeniu swoich racji. Ale zawsze się godzili, obracali kłótnie w żart. 

Do czasu. Mniej więcej rok temu szwagier złamał nogę. Paskudny uraz. Operacja, komplikacje, przed wiele miesięcy leżał w gipsie. 

- I wtedy z nudów zaczął nagle oglądać wszystkie programy publicystyczne, informacyjne w telewizji - mówi Adam. - Tak się zaangażował w tę politykę, że o niczym innym nie można z nim było już porozmawiać. Nagle zaczął mieć skrajnie radykalne poglądy. Ja mu o piłce, a on, że Wałęsa wysadził kiedyś wieżowiec w Gdańsku, żeby zniszczyć jakieś ważne dokumenty. Uważał też, że nie należy pomagać tym, którym się w życiu nie powiodło, a poza tym, że winę za wszystko ponosi Unia Europejska, aż w końcu zaczął mnie przekonywać, że Tusk sprzedał Polskę – mówi Adam. - Na początku śmiałem się z tego i zmieniałem zaraz temat, ale z czasem zaczął gadać jak nakręcony. Powtarzał, co usłyszał w radiu Rydzyka, uwierzył, że są prawdziwi Polacy, czyli „oni” i ci, którzy należą do „gorszego sortu”.

 


Każde ich kolejne spotkanie kończyło się mniejszą lub większą kłótnią o polityce 

 


- Nie odpuszczał nawet w imieniny – dodaje Adam. - Czasami miałem wrażenie, że się specjalnie przygotowywał do takich dyskusji. Wystarczyło, że wypił kilka piw i zaraz się zaczynało. Prowokował swoim zachowaniem. Jego żona, Ela kiedyś nie wytrzymała i go przy wszystkich tak ochrzaniła, że zamilkł. Ale tylko na krótko. Kiedy się żegnaliśmy, to nie potrafił się powstrzymać, żeby znowu nie gadać o polityce.

 


Adam stoi na zupełnie innym biegunie politycznych preferencji szwagra 

 


- Dyskusje z nim doprowadzają mnie czasami do białej gorączki – mówi. - Najgorzej było przed tymi ostatnimi wyborami. Ja rozumiem, że ktoś ma inne poglądy. Staram się je szanować. Ale z nim nie da się rozmawiać na argumenty. Ile razy kłóciliśmy się o ten Smoleńsk. Latami mnie przekonywał o zamachu. Pewnego razu przyznał, że nikt nie wie, co tam się stało. Przez jakiś czas dopuszczał nawet myśl, że to była jednak katastrofa. Ale za jakiś czas przeczytał nowe „rewelacje” na ten temat w internecie i stwierdził, że "jego" poprzedni rząd też coś ukrywał, a raczej ci, którzy w PiS-ie mają konszachty z Putinem. Nic nie jest w stanie go przekonać. Już nawet nie próbuję. 

 


Każdy, kto nie głosuje na PiS, nie jest według niego patriotą i nie zasługuje, żeby się nazywać Polakiem

 


Na tydzień przed wyborami - w święta wielkanocne - nie udało im się uniknąć kolejnej kłótni o polityce. I to przy stole. A poszło o drobnostkę. 

- Święta zazwyczaj spędzamy razem - mówi Adam. - W końcu mieszkamy za ścianą. Było fajnie, sympatycznie, rodzinnie. Razem ze szwagrem lubimy piwo. Na Wielkanoc kupiłem kilka nowych do spróbowania. Jak już trochę wypiliśmy, to szwagier nagle zaczął się czepiać, że kupiłem piwa niemieckie, a nie polskie. I znów było o dziadku Tuska w mundurze Wehrmachtu, o Merkel i zdradzie. Mówiłem mu, że pogadajmy o piłce, meczach, lidze. A gdzie tam! Niby z zatroskaną miną powiedział, że się martwi o mnie, bo według niego nie interesują mnie losy Polski. Wyjaśniłem mu, że nie chciałbym, żeby polityka nas podzieliła. Że nie chcę, aby on mnie przekonywał do swoich poglądów, tak jak ja to robię w stosunku do niego. Nic to nie dało. Zacietrzewił się jeszcze bardziej. Ale jakoś dotrwali do końca bez większej kłótni. 

W ubiegłą środę były Adama urodziny. Trzy dni przed wyborami. Pogoda dopisała. Udało się nawet zrobić pierwszego w tym roku grilla. Adam dostał od szwagra też prezenty - markowe perfumy i książkę. Znanego prawicowego publicysty. A w niej felietony o tym, jak Żydzi wciąż okradają Polskę, o tym, że za Tuska co drugi w jego rządzie to był "ruski agent" i że "homoseksualizm można i trzeba leczyć".

- Przeczytaj, może ci się trochę rozjaśni w głowie – powiedział. I to całkiem serio.

Po wczorajszych wyborach Adam zwątpił już, czy ze szwagrem będzie kiedyś jak dawniej. 

- Byłem na podwórku, kiedy mnie zagadnął - kończy 55-latek. - Zaczął od tego, czy już głosowaliśmy. Kiedy potwierdziłem, stwierdził, że ma nadzieję, że prawdziwi polscy patrioci chyba wiedzą na kogo powinni głosować. Wtedy nie wytrzymałem. Powiedziałem mu, że prawdziwi polscy patrioci nie palą plastikowych butelek na działce. Bo ostatnio tak zrobił. I od słowa do słowa wyszło, że ze wspólnej majówki, którą planowaliśmy na Mazurach, wyjdą nici. A tak się kiedyś dogadywaliśmy... 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Tagi:

polityka,  wybory,  kłótnia, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz