Partner: Logo FacetXL.pl

Rozmowa z laureatem

 


Rzeczywiście jest tak źle z tymi wioskami?

- Na całej „ścianie wschodniej” wioski się wyludniają. Symbolem są Wyżłów w powiecie hrubieszowskim i Gruszka w powiecie tomaszowskim. Tam już nikt nie mieszka. Gdy w latach 80. ub. w. uczęszczałem do szkoły podstawowej w Tyszowcach, chodziły tam również dzieci z Kaliw. Nie było ich za wiele, ale były. W zeszłym roku dowiedziałem się przypadkiem, że Kaliwy to już nie wioska, nie sołectwo, tylko przysiółek, w którym mieszkają tylko cztery osoby. Postanowiłem poszukać podobnych Kaliwom miejscowości. Rozpocząłem od leżącej w tej samej gminie Rudki, która cały czas się kurczy. A dlaczego się kurczy? Bo – jak mówi sołtys – „starzy umierają, a młodzi uciekają” . To samo słyszałem w innych wioskach. Wystarczy odnaleźć w domowych archiwach zdjęcia z pierwszej komunii świętej. W latach 60. czy 70. dzieci było tyle, że zdjęcia grupowe wynajęty fotograf robił oddzielnie dla chłopców i dziewczynek. Teraz? Są parafie, że do sakramentu przygotowuje się 5-10 dzieci, bywa że dwoje albo troje, a czasami jedno!

Co ciekawe, młodzi nie muszą wcale wyjeżdżać do Biłgoraja, Hrubieszowa, Tomaszowa Lubelskiego czy Zamościa. Czasem wystarczą im małe miasteczka jak Tyszowce czy Lubycza Królewska albo Aleksandrów, czyli najdłuższa wioska na Lubelszczyźnie, która jest siedzibą gminy. W jednej z wiosek naliczyłem pięć opuszczonych posesji. Chylące się ku ziemi domy, zarośnięte podwórka czy dziurawe płoty działają na wyobraźnię. Jest trochę jak w wierszu „Kot w pustym mieszkaniu” Wisławy Szymborskiej: „Ktoś tutaj był i był, a potem nagle zniknął i uporczywie go nie ma”. Opisywana wioska liczyła 20 gospodarstw. Jeżeli odliczymy te 5, w których nie ma już żywego ducha, to zostaje jeszcze 15 numerów. Tyle że 10 stanowią gospodarstwa jednoosobowe. Mieszkają tam przeważnie samotne starsze wdowy, stary kawaler i wdowiec. Kiedyś w świetlicach wiejskich nie było wygód, a jednak tętniły życiem, bo strażacy organizowali w nich od czasu do czasu zabawy taneczne, bo młodzież rozkładała stół do tenisa i haratała w ping-ponga. Co z tego, że dziś świetlice są „wypasione”, skoro za parę lat może zabraknąć w nich ludzi? Drogi też są coraz lepsze, ale na przystankach od dawna nie zatrzymał się pekaes albo busik.

 


Dlaczego akurat ten temat pana zainspirował?

- Nagrodzony tekst „Wioski z kilkoma osobami na krzyż” traktuje o przemijaniu. Każdy tego doświadczył albo doświadczy. Na początku mojej pracy w zamojskim oddziale „Dziennika Wschodniego”, jeżdżąc od wioski do wioski, zacząłem fotografować opuszczone drewniane chałupy. Pod Hrubieszowem. Tomaszowem, Zamościem. Myślałem: „Przecież ktoś tu kiedyś mieszkał: robił obrządki, harował w polu, cieszył się jak jego dziecko stawiało pierwsze kroki, pił wódkę, gdy ktoś go odwiedzał. Jego żona piekła chleb w piecu, wymywała na niedzielę podłogi, chodziła pod krzyż na majówki”. Byli. I już ich nie ma. Nie ma ich, nie ma śladu po nich, bo do tej pory po ich chałupach na pewno nic nie zostało. Nie pamiętam, czy opisałem tamte zdjęcia, a było ich z pół setki, ale muszę je odszukać.

Rudka. W wiosce naliczyliśmy 4 opuszczone posesje. Ale ci, którzy tu zostali, nie wyobrażają sobie życia poza tą miejscowością.


Co było nagrodą?

- Złota statuetka SGL Local Press plus nagroda pieniężna. W kategorii „dziennikarstwo specjalistyczne” miałem dwie nominacje. Druga za „Powiedz mi jak się nazywasz, a ja powiem ci skąd jesteś”.

 

Czy to pierwsze pana wyróżnienie?

- Tak. Wcześniej zdobywałem laury w konkursach literackich (mam na koncie kilka tomików poezji oraz trzy publikacje dotyczące tematyki wołyńskiej).

 


Czy pamięta pan swój pierwszy tekst dziennikarski?

- Swoją przygodę z dziennikarstwem rozpoczynałem w drugiej połowie lat 90. ub. w. Na trzecim roku studiów dołączyłem do zespołu „Konfrontacji”. To był dodatek studencki do „Dziennika Wschodniego”, wychodził chyba w czwartki. Zespół tworzyli studenci politologii UMCS w Lublinie, a mnie, studenta polonistyki KUL, przekonał do przynoszenia tekstów śp. red. Franciszek Piątkowski. Pisałem o tym, co działo się wówczas na mojej uczelni, co nurtowało studentów albo jak spędzali wolny czas. Pamiętam też wywiady na przykład z Przemysławem Gintrowskim, Marcinem Świetlickim czy… Leszkiem Wójtowiczem, tym z Krakowa, oczywiście.

 

 

 

 

 

 

Tagi:

wieś,  wyludnienie, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz