Partner: Logo FacetXL.pl

Rozmowa z Andżeliką Kwolik, polsko-ukraińską tłumaczką przysięgłą z Lublina

 

 

 

Co się zmieniło dla pani od wybuchu wojny?

- Minęło ponad dwa lata od tego feralnego dnia, w którym świat wielu osób zmienił się w koszmar. Wojna na Ukrainie trwa. Nie wygląda, żeby szybko się skończyła. Luty, marzec i kwiecień 2022 roku to było życie i praca w obozie dla uchodźców, którzy w Polsce znaleźli swój azyl. Paradoks polegał na tym, że jeszcze parę dni przed wybuchem wojny w mediach toczyły się dyskusje nad napływającymi uchodźcami z Bliskiego Wschodu. Ludzie umierali w lasach bez podstawowej opieki lekarskiej i pomocy. Polska nie chciała uchodźców o innej karnacji i innej wierze. Nagle ci sami, którzy nie wpuszczali Syryjczyków, stali się aniołami pomocy dla ukraińskich kobiet i dzieci. Wszyscy naiwnie wierzyliśmy, że to nie potrwa długo, że za chwilę cały ten ukraiński, kobieco-dziecięcy majdan wróci do swoich miast, domów. Tymczasem w wielu wypadkach nie ma już ich domów, nie ma całych miast. Bardzo dużo osób jednak wróciło na Ukrainę, bo tam jest ich prawdziwy dom. Wiele osób wyjechało dalej, do innych państw Europy i nie tylko, bo mają na tyle energii, żeby w bardziej bogatych państwach pracować, zarabiać, żyć.

 


Wielu jednak zostało w Polsce. Narzekają?

 


- Z moimi rodakami z Ukrainy najtrudniej było mi się porozumieć na początku wojny. Przez prawie rok uczyłam grupę uchodźców nie tyle języka, co bardziej specyfiki miejsca, w którym się znaleźli. Zaznaczałam od początku, że dobrze by było, gdyby nie planowali jednak stałego pobytu w Polsce. Niektórzy tego nie rozumieli, oburzali się, ale teraz przyznają mi rację. Owszem, Polska jako jedyny kraj podała pomocną rękę w tak ogromnych zakresie. Polacy zawsze byli i będą narodem skłonnym do czynów bohaterskich. To fakt. Przeczuwałam jednak, że jak sytuacja się już w miarę jakoś ułoży, to wypłyną animozje i przysłowiowe spory o miedzę. To dzisiaj widać.

 


Boli to panią?

- Często słyszę, że za dużo tych Ukraińców w Polsce, niech wracają do siebie, wszędzie ich pełno, zabierają nam pracę, no i najlepiej to zamknijmy granicę dla ich „tanich” towarów. Słyszę też gorsze rzeczy, ale na to już nie reaguję. Kiedyś znajomy mnie zapytał, czemu ja się nie kajam codziennie za Wołyń. Był zdziwiony, kiedy się spytałam, dlaczego on nie bije się w piersi za akcję "Wisła". Dodałem przy tym, że pochodzę z Galicji. To dość daleko od Wołynia. Na sam koniec uświadomiłam mu, że gdyby nie mój pradziadek i wielu innych, to w 1920 roku nie byłoby żadnego Cudu nad Wisłą. A on tam walczył w polskiej armii. Koledze mina trochę zrzedła.

Pani Andżelika ze swoimi studentami


A zgadza się pani z opinią, że Ukraińcy zabierają pracę Polakom?

- To bzdura. Nie zgodzę się nigdy, że Ukraińcy kradną pracę Polakom. Rynek pracy jest jaki jest, polega na popycie i podaży, ale i na chęci. Czemu młody, sympatyczny student zasuwa w dyskoncie, a nie jego polski kolega? Bo musi żyć, musi zarabiać na siebie, bo jest w obcym kraju, jest sam. Czy ktoś go zatrudnił tylko dlatego, że jest Ukraińcem? Jasne, że nie, bo chciał pracować. Czemu zdolny kucharz pracuje w dobrej knajpie mojego kumpla? Bo jest Ukraińcem? Nie, bo jest bardzo dobrym kucharzem. W urzędach pracy jest mnóstwo ofert zatrudnienia. Polacy mogą tak samo pracować w marketach, na budowie, jako pomoc domowa. Chętnych jakoś nie widać. Znam w Lublinie ukraińskich lekarzy, artystów, pedagogów, którzy cieszą się wielkim uznaniem. Każdy z nich płaci podatki, ciężko pracuje, często nie w zawodzie, bo nie znają dostatecznie języka, ale pracują; nie są na garnuszku państwa. Wiele osób pracuje jako pomoc domowa, nianie, opiekunka starszych osób. Coraz częściej Polacy płacą Ukraińcom legalnie pensje, odprowadzają podatki, zapewniają ubezpieczenie. Ukraińcy nie chcą być traktowani jako wrzód; oczywiście wrzody też się zdarzają, ale to akurat jest wszędzie. Zdarza się też, że moje znajome spotykają się czasami ze złym traktowaniem - tylko dlatego, że są "obce". To spotkało moją koleżankę. W Lublinie przez rok pracowała jako opiekun – pedagog w jednej z naszych szkół. Zajmowała się dzieci z autyzmem. Koleżanki z pracy tak jej dały popalić, że wróciła do Charkowa. Nie pomogła pomoc dyrektora, który bronił ją przed mobbingiem w pracy. Słyszę bardzo często, że Ukrainki kradną Polkom mężów, narzeczonych. Nie wiem, jak można ukraść męża, jeśli on nie chce być ukradziony. Nie da się jednak zaprzeczyć, że Ukrainki są bardzo atrakcyjne, wyjątkowo kobiece, no i niestety - ku mojej rozpaczy - jeszcze bardzo mało feministyczne. Wychowywane na dobre żony, matki, są atrakcyjną partią dla mężczyzn. Tutaj też byłabym ostrożna, bo mimo braku jaskrawego feminizmu, Ukrainki potrafią pokazać pazury - dosłownie i w przenośni. To mądre kobiety.

 


Często pani jeździ na Ukrainę. Co się tam mówi o konflikcie zbożowym?

- Przewoźnicy stoją po kilkanaście dni na granicy, towary się psują, cierpi na tym nie tylko i tak mocno nadwyrężona gospodarka Ukrainy, ale i praktycznie cała Unia Europejska, bo Ukraina handluje nie tylko z Polską. Jak najbardziej rozumiem rolników, bo gdybym była na ich miejscu i miałabym się stosować do tego "Zielonego Ładu", to też bym protestowała. Rozumiem też, że kwestia importu i eksportu towarów między Ukrainą i Polską nie została właściwie rozwiązana, ale czy to usprawiedliwia wysypywanie tak ciężko zebranego zboża? Gdyby polski rolnik, który deptał ukraińskie zboże miał je zebrać na zaminowanej ziemi, pod ostrzałem, może zastanowiłby się dziesięć razy zanim by to zrobił. Zakaz towarów ukraińskich na polskim rynku? Czemu to ma służyć? Powiem tak - w każdym ukraińskim sklepie, markecie jest pełno polskich towarów: od nabiału po kosmetyki. Znam doskonale polskie półki sklepowe i zapewniam, że wiele z tych importowanych z Polski to często najtańsze i marnej jakości. Wielu Ukraińców, jak i moich znajomych Polaków uważa, że obecna sytuacja jest chora. Nadal i na zawsze będziemy sąsiadami, musimy handlować, musimy się jakoś dogadywać, bo gdy na miejscu Ukrainy będzie Rosja, to już żadne wielkie czyny nie pomogą, żeby zachować pokój.

Jako tłumaczka - w pracy


Spotyka się pani z przejawami niechęci ze strony Polaków? Jakby nie patrzeć rodaków...

- Jestem tłumaczem, od zawsze dwujęzycznym, podwójnym native speakerem. Dla mnie mówienie, myślenie, czytanie w dwóch językach prawie jednocześnie jest naturalne. Często jednak, w czasie wykonywania mojego zawodu, słyszę pytanie, skąd aż tak dobrze znam ukraiński. Odpowiadam, że z autopsji, tak jak polski. To jest ten moment, w którym rozmówca najczęściej przechodzi z „pani” na „ty”, i wcale to nie jest przyjazne „ty”, tylko pogardliwa wyższość wobec „ruskiej”, „Ukrainki”. Zauważyłam, że w polskiej mentalności jest zaskakujące zjawisko poczucia wyższości wobec innych. W głośnym serialu „Rok 1670” występuje m.in. zubożały szlachcic Bohdan. Dla mnie jest on idealnym odzwierciedleniem właśnie tej bezpodstawnej pogardy wobec innych. Ukrainiec zawsze będzie tutaj obcy. Może pracować, budować wspaniałe i dochodowe dla Polski biznesy, płacić podatki, żywić, sprzątać, nieważne co. Niech no tylko ma cień akcentu - już jest obcy. Nie mogę tego pojąć. Często bywam we Włoszech. Mój włoski jest daleki od ideału, ale nigdy, przenigdy nie odczułam tam właśnie tego - tej pogardy, wyższości wobec mnie. Kiedyś, gdy usłyszałam też w trakcie pracy, że zaciągam, to nie przyznałam się do ukraińskich korzeni. Powiedziałam, że pochodzę z z Przemyśla! No i pomogło, dalej byłam ”panią”. Najbardziej absurdalny zarzut, jaki słyszałam, to podsłuchana kiedyś rozmowa. " A widziała pani jakimi samochodami się Ukraińcy rozbijają u nas"? Już miałam ochotę coś powiedzieć. Być może wiele osób w Polsce wciąż uważa, że za wschodnią granicą to ludzie nie mają już prawa godziwie zarabiać i kupować lepszych aut niż łada. To jest chore myślenie. Znam Polskę doskonale. Przyjechałam tu w 1990 roku. Byłam przez cztery lata nauczycielem akademickim. Wsiąkłam w życie miasta, w kulturę. Nie było mi łatwo. Mówią mi często, że jestem silną kobietą. Może to życie tak się ułożyło, że ja tutaj powinnam po coś być. Moje życie mogę porównać do Kasi Łozy, wspaniałej kobiety i pisarki, rodowitej warszawianki, która pewnego dnia przyjechała do Lwowa jako turystka, a została na zawsze jako mieszkanka Lwowa. I ona, i ja, chyba najbardziej rozumiemy, jak czasem ciężko jest być obcym w kochanym już domu. Nie bójmy się Ukraińców, to naprawdę dobry i pracowity naród, w dodatku silny, bohaterski, potrafiący walczyć o własną ziemię, gnić w okopach, nie spać, czasem nie jeść, ale potrafiący walczyć o każdy kawałek pola z pszenicą, którą niestety potem ktoś wysypie na drogę i zdepcze. Ja nadal będę przekonywać znajomych Ukraińców, żeby jednak cały czas myśleli o powrocie do domu, bo ktoś musi budować mój pierwszy kraj, moją Ukrainę, a was, kochani moi Polacy nie proszę o nic, naprawdę o nic wielkiego, wystarczy tylko odrobina szacunku, wyrozumiałości, cierpliwości i schowajcie już tę pogardę i wyższość; dzisiaj nie ma to żadnego znaczenia, kiedy ruskie bomby spadają tuż przy granicy. Na naszych sporach korzysta tylko Putin.

Tagi:

Ukraina,  wojna,  konflikt, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz