Darek o kamperze marzył już od dawna. Zawsze jednak były inne wydatki. W końcu zrealizował swoje plany. Za 20 tys. zł kupił kilka lat temu 9-osobowego opla movano.
- Był w przyzwoitym stanie - mówi. - Lubię majsterkować, dlatego postanowiłem, że zrobię z niego kampera.
Poza pracami blacharskimi - łącznie z malowaniem, resztę zrobił samodzielnie. I musiał się nieźle nagimnastykować przy tym.
- Gdybym chciał kupować specjalistyczne akcesoria, to musiałbym wydać fortunę - podkreśla. - Te rzeczy są bardzo drogie. Metalowa nóżka do stolika to wydatek nawet kilkuset złotych. A tak, jak policzyłem, to wyszło mi dużo poniżej 10 tysięcy złotych.
Wiele rzeczy kupował w marketach. To chociażby szafki w promocji za 300 zł, blaty, materac, wykładzina. Łóżko też zrobił sam. 800 złotych kosztowało go przyciemnienie szyb, 750 zł zapłacił tapicerowi. Sam ocieplił samochód 5-centymetrową wełną. Zmienił też fotel pasażera. Kupił używkę z "angola". Zamontował też kuchenkę gazową, zlewozmywak i toaletę turystyczną - wszystko z marketu. Udało mu się też rozwiązać problem mycia.
- Nie było to może optymalne rozwiązanie, ale się sprawdziło - mówi nasz rozmówca. - Za kilkadziesiąt złotych kupiłem słuchawkę prysznicową, którą można podłączyć do zapalniczki, a w czasie mycia rozstawiałem na zewnątrz namiot prysznicowy - też z marketu, za 120 zł. Często jeździliśmy opelkiem na nasze ukochane Roztocze. Spisywał się doskonale.
Po 11 latach sprzedał opla drożej niż go kupił. Po pandemii kampery miały duże wzięcie.
Z żoną zdecydowali się na "prawdziwego" kampera. Wybór padł na fiata ducato z zabudową firmy Burstner. Kosztował nieco ponad 100 tys. zł.
- Dla nas jest idealny - mówi Darek. - Ma w zasadzie wszystko, co potrzeba.
On sam jest od wielu lat pilotem wycieczek. Wiele zakątków Europy zna jak własną kieszeń. I wciąż odkrywa nowe, fascynujące miejsca. Razem z żoną dokładnie planują każdą podróż. Agnieszka podziela pasję męża. Pracuje w Austrii w jednym z alpejskich hoteli.
Zbliżyła ich m.in. chęć takiego "włóczęgostwa". Mogą sobie na to pozwolić, bo wiosną i jesienią mają wolne. Po dwa miesiące. W ubiegłym roku przywitali wiosnę we Włoszech, a jesienne dwa miesiące spędzili w Niemczech.
Przed wyjazdem dzielą się rolami: Agnieszka wyszukuje ciekawe miejsca, wertując przewodniki, internet; robi notatki, podkreśla, dodaje wykrzykniki, jeśli trafi na coś, co koniecznie trzeba zobaczyć. I daje to mężowi.
Darek zaznacza wtedy na mapie czerwonymi kropkami te miejsca, które znalazła Agnieszka. A potem planuje trasę, łącząc poszczególne kropki.
- We Włoszech akurat było to logistycznie dosyć łatwe - mówi. - Nie było wielu "łamańców", bo taki jest kształt państwa. Gorzej było to ogarnąć w Niemczech. Tam przejechaliśmy 4500 km.
Podczas wszystkich wyjazdów, a byli i we Włoszech, i w Niemczech, Austrii i Czechach tylko raz wydali na nocleg. Było to 50 euro
Unikają campingów. Udaje im się nocować zupełnie za darmo. To kwestia poszukania. I czasami szczęścia.
- Nawet w Wenecji nie wydaliśmy centa na parking - śmieje się Darek. - Fakt, że za każdym razem, kiedy podróżujemy, to jest to jeszcze przed sezonem albo już po sezonie i ma takich tłumów. A w Wenecji to akurat zupełnie przypadkowo znaleźliśmy się obok jakiegoś centrum kongresowego. I z tyłu znajdował się bezpłatny parking. Podobnie było w Sienie, gdzie też zupełnie za darmo nocowaliśmy w naszym kamperze mając przez okno widok na wspaniałą katedrę. Zresztą za każdym razem bierzemy ze sobą rowery. Rzadko pchamy się do centrum miasta. Najczęściej stajemy gdzieś na obrzeżach, gdzie za parkowanie się nie płaci i przesiadamy się na rowery. W ten sposób zwiedzamy.
Za każdym razem udaje im się odkryć coś nowego, czego Agnieszka nie doczytała się w przewodniku
W ten sposób - zupełnie przypadkowo - trafili we włoskich górach na niecodzienna atrakcję. Darek zauważył na trasie znak informujący o tym, że w pobliżu znajduje się kąpielisko.
- Nie mieliśmy zamiaru się kąpać, bo było raptem 6-7 stopni ciepła, do tego padał deszcz, ale postanowiliśmy zobaczyć to miejsce - mówi Darek. - Duży parking, żadnego samochodu, tylko my. Ubraliśmy się w kurtki przeciwdeszczowe. Okazało się, że w tym miejscu płynęła rzeczka, która utworzyło mnóstwo mniejszych jeziorek. Parowało z nich. Myśleliśmy, że to mgła, ale kiedy włożyłem rękę do wody, to okazało się, że jest bardzo ciepła. Nawet chwili się nie zastanawialiśmy. Wróciliśmy po stroje kąpielowe i przez trzy godziny mieliśmy za darmo i tylko dla siebie prawdziwe termy. Podobnie było w Austrii. Droga w górach. Zimno, ślisko, mgła. Wspinaliśmy się na jakąś przełęcz. A tu nagle, zza zakrętu wyłonił nam się zamek. Nic o nim nie było w przewodniku. Wejście do niego było zamknięte. I żadnej tablicy informacyjnej. Wyglądało to niesamowicie. Zamek-widmo.
Darek z Agnieszką policzyli z ciekawości, ile wydali pieniędzy podczas takiej dwumiesięcznej "włóczęgi". Wyszło, że 1500 zł na osobę w ciągu miesiąca. Do tego trzeba doliczyć koszty paliwa - ok. 6 tys. zł.
- Kamper pali średnio 9 litrów - mówi Darek. - Nie jest to dużo. Odpadają nam koszty noclegów, korzystamy z bezpłatnych parkingów; gotujemy sami, kupujemy jedzenie na targu lub marketach. Niektóre artykuły spożywcze - te trwałe - zabieramy z Polski. Bilety wstępu do muzeów kupujemy najczęściej w pakiecie, wychodzi to o wiele taniej. Korzystamy też z bezpłatnych wejść, trzeba tylko sprawdzić, kiedy takie są. Znamy perfekt język niemiecki, bo obydwoje jesteśmy po germanistyce; znamy też angielski, francuski. To też jest ogromne ułatwienie i nie trzeba korzystać z translatorów. To, co wydajemy nie jest wielkim obciążeniem dla domowego budżetu. Siedząc w domu, też trzeba kupować jedzenie, do tego dochodzi prąd, woda, gaz.
Są też minusy. We Włoszech złodzieje włamali im się na kampera
Zaparkowali wtedy w bocznej, nieoświetlonej uliczce. Nie dosyć, że złodzieje uszkodzili drzwi, to wybili też szybę. Skradli m.in. tablet, gotówkę, ubrania, a nawet worek z brudną bielizną. W sumie do kosztów wyjazdu musieli dodać 6 tys. zł. Na tyle wycenili szkody.
Co mniej więcej pięć dni muszą też uzupełnić zapas wody w 100-litrowym zbiorniku. I coś zrobić z brudną wodą.
- Na Zachodzie jest mnóstwo płatnych miejsc postoju dla kamperów - wyjaśnia Darek. - Ale spuszczanie wody jest albo bezpłatne, albo kosztuje symboliczne euro. A wodę zawsze uzupełniam na stacjach paliw. Najpierw jednak tankuję. I nigdy jeszcze nie odmówiono mi skorzystania z kranu. Zresztą w wielu miastach czy miasteczkach znajdują się często ogólnodostępne zdroje czy studnie.
Muszą też pamiętać o wymianie butli z gazem. Zwłaszcza, kiedy jest zimno. Raz o tym zapomnieli. Nie było to przyjemne...
- Mamy ogrzewanie na gaz - mówi Darek. - Nocowaliśmy w Austrii. Wysoko w górach. I temperatura spadła do minus 16. Wtedy właśnie skończył nam się gaz. Mieliśmy na szczęście dwie kołdry, ciepło się na noc ubieraliśmy i jakoś te trzy dni udało nam się przeżyć.
Fiat nie ma paneli fotowoltaicznych. Nie potrzebują ich. Mają kilka akumulatorów. To im w zupełności wystarcza. Są prawie codziennie doładowywane. Bo obydwoje nie lubią siedzieć długo w jednym miejscu. Nosi ich, żeby zobaczyć już kolejne miejsce, kolejny wschód i zachód słońca zza okien kampera. A już niedługo wyruszają na powitanie wiosny. Tym razem na Słowację i Węgry. I znów na dwa miesiące...