Z Anią poznali się w mało romantycznym miejscu - na parkingu. Było to w zimie. Nie mogła otworzyć samochodu. Wszystko zamarzło. W nocy była mżawka, a nad ranem chwycił siarczysty mróz. Pomógł jej. Nie tylko odmroził jej zamek w drzwiach, ale pomógł też skrobać szyby. Okazało się, że mieszkają w sąsiednich blokach. Nigdy jej wcześniej nie widział. Mieszkali tu zresztą od kilku miesięcy. To było nowe osiedle.
- Nigdy nie byłem zbyt śmiały w stosunku do kobiet, ale zaproponowałem jej spotkanie - mówi Maciek. - Akurat niedaleko otworzyli nową włoską knajpkę. Zgodziła się po chwili wahania. Stwierdziła, że czuje się zobowiązana za pomoc przy aucie.
Była nauczycielką. Uczyła geografii w pobliskiej szkole.
Z Maćkiem rozumieli się doskonale. Po tej pierwszej wspólnej kolacji były następne. Doszły też śniadania
- Co tu dużo gadać, zakochałem się w niej - mówi Maciek. - Z wzajemnością. To wszystko się tak szybko potoczyło, że po dwóch miesiącach zamieszkaliśmy już razem. To był najpiękniejszy okres w moim życiu. Ania okazała się cudowna - mądra, zaradna, wyrozumiała. Rozumieliśmy się bez słów.
Nie planowali ślubu. Nie rozmawiali o tym. Było im dobrze tak jak jest. Wspólnie wszystko planowali, mieli wspólną kasę, bardzo się kochali. Miłość przez duże M. Podobnie jak marzenia - marzył się im duży dom z jeszcze większym ogrodem.
- Ania pochodziła z niezbyt zamożnej rodziny - dodaje Maciek. - Podobnie jak ja, dochodziła do wszystkiego sama - bez żadnej pomocy. Jej ojciec zmarł tuż przed jej maturą. Dostała mieszkanie po babci - w starej kamienicy. Sprzedała je, miała jakieś oszczędności i kupiła inne - na nowym osiedlu.
Maciek na swoje mieszkanie zarobił w Niemczech i Irlandii. Był budowlańcem. Na brak zajęcia nie narzekał. Po pięciu latach wrócił do Polski. Miał 36 lat. Tyle co Ania.
- Po czterech latach bycia razem nadarzyła się okazja wyjazdu do Austrii - mówi Maciek. - Kolega miał dużą firmę budowlaną i szukał zaufanych pracowników do budowy kilku budynków w willowej dzielnicy Wiednia. Dobre pieniądze.
Wahał się. Ania też nie była zachwycona tym pomysłem. Zwłaszcza, że ich związek nie był gotowy na rozłąkę.
- Czasami miałem wrażenie, że to wszystko jest zbyt piękne - dodaje Maciek. - Niemal codziennie odmienialiśmy słowo "kocham" przez wszystkie przypadki
- Jak się dłużej nie widzieliśmy, to zaraz były SMS-y i telefony. Kolacje przy świeczkach, romantyczne spacery. Ania uwielbia niespodzianki. Czakami miała też szalone pomysły. Pamiętam, że kiedyś oglądaliśmy jakiś film do późna w nocy. O drugiej stwierdziła, ze moglibyśmy pójść na spacer. I poszliśmy. Była piękna, ciepła i gwiaździsta noc. Siedzieliśmy w parku na ławce i przytuleni do siebie patrzyliśmy w niebo. To były cudowne chwile. Nie pamiętam, żebyśmy kiedykolwiek się kłócili. Co najwyżej przekomarzania albo jakieś drobne sprzeczki.
Swoje 40. urodziny spędził jeszcze razem z Anią - w ulubionej włoskiej knajpce - tam, gdzie po raz pierwszy byli razem na kolacji. Dwa dni później był już w Wiedniu. Perspektywa, że co miesiąc na jego koncie pojawi się co najmniej 4 tysiące euro przesądziła. Zdecydowali, że przyda im się ta kasa. Mieli już upatrzoną działkę. To nie niej miał stanąć ich wymarzony, drewniany dom. Ich wspólny - od kilku miesięcy byli już małżeństwem. Doszli do wniosku, że nie będą z tym zwlekać.
- Nie chcieliśmy się zadłużać w bankach - przyznaje Maciek. - Planowaliśmy sprzedać nasze mieszkania, dołożyć z oszczędności i z tego, co miałem zarobić w Austrii. Niektórzy się dziwili, że sam nie buduję domu. Stwierdziłem jednak, że przy solidnej ekipie, w pół roku wszystko będzie zrobione pod klucz. A tak, samemu, to latami siedziałbym na własnej budowie i końca nie byłoby widać.
Do Ani przyjeżdżał raz na miesiąc. Mieszkała u siostry. Obydwa mieszkania sprzedali bez zbędnego targowanie się nowych właścicieli. Wszystko drożało i doszli do wniosku, że z budową nie ma co dłużej czekać. Byli o tyle w komfortowej sytuacji, że całą budowę ogarniał wujek Maćka. Miał własną firmę, sprzęt, a przede wszystkim Maciek miał do niego pełne zaufanie. Ania co jakiś czas wysyłała mu filmiki z placu budowy. Wszystko szło zgodnie z planem. Wujek znał się na robocie, miał naprawdę dobrych i solidnych fachowców.
Za każdym razem, kiedy Maciek oglądał postępy robót, to podkreślał, że wujek nie kłamał - budował jak dla siebie
Ania - z tyłu domu - miała już wreszcie swój wymarzony ogród. Jeszcze jak nie było nawet fundamentów, to sadziła już drzewka, krzewy, urządzała rabatki. Spełniała swoje marzenia. Zawsze chciała mieć taki ogród. Żeby było zielono, kolorowo. I koniecznie hamak.
- Planowaliśmy, że wigilię spędzimy już razem w nowym domu - mówi Maciek. - Przy rozpalonym kominku. Już się cieszyliśmy z takiej perspektywy świąt.
Wszystko było już gotowe na powrót Maćka z Austrii. Miał być tam jeszcze miesiąc. Kolega namawiał go jeszcze na dłuższy pobyt, obiecywał jeszcze lepsze pieniądze, ale za bardzo tęsknił już do Ani i nowego domu. A jeszcze mieli zdecydować się na psa. Ani marzył się beagle, a Maciek uważał, że jednak owczarek będzie najbardziej odpowiednim czworonogiem.
To było tydzień przed jego powrotem. Z samego rana zadzwonił telefon. To był wujek. Często dzwonił, jak chciał coś z Maćkiem uzgodnić. I często też o dziwnych porach.
- Już po kilku pierwszych słowach wiedziałem, że coś się stało - mówi Maciek. - Pierwsza myśl, że coś na budowie poszło nie tak. Że rura może pękła i zalało dom, albo że jakaś poważniejsza awaria. Chodziło o coś innego. O moją Anię. Miała wypadek. Nie wiadomo, czy przeżyje.
Wujek sam niewiele wiedział. Przekazał Maćkowi tylko to, co powiedzieli mu policjanci i lekarz w szpitalu
- Miała tego dnia później do szkoły - mówi Maciek. - Rano chciała podjechać do domu przed pracą, bo nie była pewna, czy zakręciła wodę w ogrodzie, bo zapowiadali już pierwsze mrozy. I rzeczywiście było na minusie. Śpieszyła się. Kiedy jechała przez las wpadła w poślizg. Uderzyła w drzewo. Zakleszczyło ją. Strażacy musieli ciąć karoserię. Kiedy ją zabierali do karetki, była nieprzytomna. Lekarz twierdził, że decydująca będzie pierwsza doba. Miała m.in. uszkodzony kręgosłup i wstrząśnienie mózgu.
Wieczorem tego samego dnia był już przy jej łóżku w szpitalu. Była w śpiączce farmakologicznej. Lekarz nie chciał mówić o rokowaniach. Powtórzył to, co wujkowi - trzeba czekać.
- Ania już się nie obudziła w tym szpitalu - mówi. - Zmarła następnego dnia nad ranem. Wie pan, tę pierwszą naszą wigilię w nowym domu urządziłem tak, jak Ania sobie to wymarzyła. Rozpaliłem w kominku, nakryłem stół, włączyłem jej ulubione kolędy i zrobiłem barszcz z zakwasu - według jej przepisu. Jej zdjęcie stało na kominku. Kiedy łamałem opłatek, to wydawało mi się, że Ania lekko się uśmiechnęła na tym zdjęciu.
To było rok temu. Maciek jest wdzięczny bratu, że uszanował wtedy jego decyzję, że wigilię chce spędzić sam. W tym roku będzie z jego rodziną. Zaprosił ich już do siebie.
- Szwagierka ma smykałkę do prac w ogrodzie - kończy Maciek. - Chcę jej pokazać projekt Ani. Znalazłem go w jej szpargałach. Marzyła jej się zawsze wiejska, okrągła rabata z kwiatami przed domem. I taka będzie. Hamak też zamontuję....