Partner: Logo FacetXL.pl
Podobne artykuły:

W miniony weekend niedźwiedź zaatakował turystę w Bieszczadach. Pogryzł go. Na szczęście mężczyzna przeżył. Mieszkańcy Bieszczadów są już przyzwyczajeni do ich obecności, ale każde spotkanie z tymi groźnymi drapieżnikami to traumatyczne przeżycie.

- Najgorsze jest takie spotkanie jak moje, czyli znienacka - mówi Mirosław Piela. - To było kilka lat temu. Ten niedźwiedź wyszedł nagle z krzaków. Zamarłem. Nie byłem w stanie wydusić z siebie głosu. Zrobił tzw. drabinę, stając na dwóch łapach. Najpierw zafukał. Wtedy z zarośli wyskoczyły trzy młode niedźwiadki. W innych okolicznościach zrobiłbym tym słodziakom zdjęcia, ale wtedy była to ostatnia rzecz o jakiej myślałem. Kiedy maluchy schowały się za nią, otworzyła szeroko pysk i ryknęła. Ciarki przeszły mi po plecach, widząc zaślinione, ogromne kły. Uratowało mnie chyba to, że nie byłem sam. Dziesięć metrów za mną szedł kolega. Zacząłem krzyczeć do niego, żeby nie uciekał. Darłem się wniebogłosy ze strachu, bo w takiej sytuacji nie ma odważnych. Każdy po czymś takim może zmieniać gacie. Kwestia stopnia zabrudzenia, to czy był na czczo. Kiedy kolega zaczął też krzyczeć, niedźwiedź spojrzał w jego stronę. Chyba to go zniechęciło do ataku, bo jeszcze fuknął i poszedł w inną stronę.

Dla pana Mirosława było to przez długi czas niezwykle traumatyczne przeżycie.

- Trwało to kilka miesięcy zanim przestałem myśleć o tym spotkaniu - mówi. - Na początku jednak jak ktoś opowiadał coś o niedźwiedziu, to patrzyłem na rozmówcę i zamiast jego głowy, to widziałem pysk niedźwiedzia. Dobrze, że mi przeszło.

Za drugim razem stał trochę dalej od niedźwiedzia. Ale też na tyle blisko, że o ucieczce nie mogło być mowy. W razie ataku. Na szczęście i to spotkanie zakończyło się jedynie "wymianą zdań". Fukaniem z jednej strony i głośnym krzykiem z drugiej.


Sporo strachu najadł się także jego znajomy, który przed niedźwiedziem zdołał się schronić na drzewo

 


Niedźwiedź ani myślał zostawić go w spokoju. Chodził wokół drzewa, cały czas groźnie rycząc. Mężczyzna miał na szczęście przy sobie telefon. Udało mu się zadzwonić po pomoc do kolegi. Ten razem z dwoma innymi przyjechał we wskazane miejsce i przepędzili niedźwiedzia. Inny z kolei bronił się przed niedźwiedziem uderzając go plecakiem, a na koniec potraktował go gazem. Sam przy okazji ucierpiał, ale nic poważnego mu się nie stało.

- Ślady niedźwiedzi spotykam niemal codziennie - mówi przewodnik. - Jeśli widzę, że są świeże, to omijam dany rejon bokiem lub idąc górą. Z doświadczenia wiem, że niedźwiedzie oszczędzają energię i najczęściej wybierają najkrótszą drogę. Po co ma wspinać się pod górę, jak może sobie pójść dolinę i dojdzie w to samo miejsce?

Jak podkreśla pan Mirosław, w bieszczadzkich lasach trzeba mieć jednak oczy dookoła głowy.

- Niedawno mijałem turystów, którzy wracali z wodospadu Hylaty - mówi. - Spytałem ich, czy nie spotkali niedźwiedzia na szlaku, bo akurat wcześniej zauważyłem ślady jego stóp na błocie. Były świeże. Byli zaskoczeni, bo wcześniej - tak jak większość turystów nie patrzyli pod nogi. Ślady stóp niedźwiedzia są podobne nieco do ludzkich - wyglądają jedynie jak zniekształcone, ze śladami pazurów. Inny ślad po nich, to oddarta kora na drzewach. Na łyku można wtedy dojrzeć ślady pazurów. Niedźwiedzie zostawiają też swoje odchody. To ważny ślad. Na podstawie ich wyglądu można łatwo ocenić, czy taki misiek był w danym miejscu godzinę temu czy tydzień wcześniej. Są to głównie roślinożercy. Uwielbiają m.in. jabłka. Przetrawione szybko brązowieją. Jeśli są jasne - to znak, że niedźwiedź był tu niedawno. Wtedy trzeba zachować sczczególną czujność. Najlepiej hałasować, nie ma nic gorszego niż skradanie się.

Doświadczony przewodnik radzi także, żeby unikać miejsc, gdzie czuć wyraźnie padliną. Lepiej wtedy nie próbować sprawdzać, co tak cuchnie.

- Często przy takiej padlinie możemy natrafić właśnie na niedźwiedzia - wyjaśnia Mirosław Piela. - Na pewno nie będzie zadowolony z naszego towarzystwa.


Mieszkańcy Bieszczadów sami się ostrzegają przed niedźwiedziami. Wskazują miejsce, gdzie były widziane. A te coraz śmielej sobie poczynają

 


- Są coraz bliżej ludzkich domostw - mówi Mirosław Piela. - Są i w dzień i w nocy. Nie dziwię się, że ludzie u nas po zmroku nie chcą samotnie iść gdzieś do sąsiada przez pola czy las. Jeśli już - to samochodem, albo z kimś.

Zdaniem przewodnika, okres jesienny sprzyja niechcianym spotkaniom z niedźwiedziami. To wina aury. Zmienne temperatury, na przemian słońce czy opady, powodują, że niedźwiedzie nie mogą się zdecydować czy to już pora na zimowy sen.

- Robią się nerwowe - wyjaśnia pan Mirosław. - Wtedy lepiej ich unikać. Nawet jak usłyszymy w lesie prychanie, to nie łudźmy się, że to koń. Bo co by koń w lesie robił?

 

 

Tagi:

niedźwiedź, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz