Partner: Logo FacetXL.pl

Rozmowa z Piotrem Szydłowskim ze sklepu rowerowego rowerToJa.pl 

 

 

 

Skąd się wzięły "elektryki"? To moda czy konieczność?

 


- I jedno i drugie. Ta moda przyszła do nas z Zachodu, gdzie społeczeństwo szybciej się starzeje i w związku z tym, starsze osoby przesiadły się na rowery elektryczne. Widzimy to także u nas, w Polsce. Chociaż z tą definicją roweru elektrycznego to tak do końca się nie zgadzam. Często spotykam się na ścieżkach rowerowych z czymś, co bardziej z definicji przypomina motorower niż rower. Rower - jak sama nazwa wskazuje - powinien być napędzany pedałami, a nie silnikiem. Silnik ma jedynie wspomagać pracę mięśni nóg. Kręcę pedałami, a rower jedzie. Jeśli jednak nie kręcę, a rower się porusza, a prędkość reguluję manetką, to wtedy trudno taki pojazd nazwać rowerem. Osobną kwestią jest to, czy takie "coś" może wtedy jeździć ścieżką rowerową. To już jednak zupełnie inna kwestia.

 


Po co kupować rower elektryczny? Nie wystarczy tradycyjny?

 


- Jest kilka powodów. Po pierwsze, przychodzi taki wiek, kiedy już ciężko jest pedałować. "Elektryk" jest wtedy dobrym rozwiązaniem. Pamiętajmy, że każdy ruch, choćby najmniejszy - nawet na takim rowerze elektrycznym, jest lepszy od wylegiwania się na kanapie przed telewizorem. Drugi powód to taki, że dla mniej wprawionych rowerzystów, o słabszej kondycji otwierają się nowe możliwości. Mam na myśli nie tylko odległości, ale i pokonywanie wzniesień. Nie oszukujmy się, nie każdy da radę wjechać tradycyjnym rowerem na wysoki szczyt. Elektrycznym - owszem.

 


Na co głównie zwracać uwagę przy zakupie takiego roweru, który "prawie sam jedzie"?

 


- Silnik, przekładnia i bateria. To sa najważniejsze elementy. Silnik polecałbym markowej firmy. Zamiast łańcucha powinien być zamontowany pasek zębaty. Nie wymaga smarowania, jest w zasadzie bezobsługowy. No i bateria - taka, która pozwoli nam na przejechanie co najmniej tych kilkudziesięciu kilometrów.

 


Dlaczego tylko kilkudziesięciu?

 


- A ile pan przejedzie, żeby mieć radochę z jazdy? Po 50-60 kilometrach i tak pana będzie boleć tyłek i ręce. Nogi może nie, ale dla rekreacyjnej jazdy taka odległość - moim zdaniem - jest optymalna.

 


A jaka moc silnika, moment obrotowy?

 


- To już zależy od klienta. To jest tak jak przy kupnie samochodu. Ktoś może sobie kupić auto, które osiąga nawet 300 km/h. Tylko gdzie takim samochodem pojadę? Tak samo i z rowerem. Jaki jest sens kupowania roweru z silnikiem o dużej mocy, momencie obrotowym, skoro i tak nie będę wykorzystywać nawet połowy tych możliwości? Pamiętajmy, że lepsze parametry takiego roweru, to również większa waga. Dla wielu schowanie np. 30-kilogramowego roweru do piwnicy czy wniesienie na piętro może być nie lada wyczynem, zwłaszcza, kiedy nie mamy funkcji "walk" lub wyczerpała nam się bateria. Ale podkreślę - każdy ma swoje preferencje.

 


A jakim rowerem pan jeździ?

 


- Normalnym, tradycyjnym. Nie myślę jeszcze o rowerze ze wspomaganiem silnika elektrycznego.

 


Niektórzy właściciele takich rowerów twierdzą, że przecież w każdej chwili mogą przejść na jazdę bez wspomagania i tak samo się zmęczą...

 


- To oszukiwanie samego siebie. Nie po to się taki rower kupuje, żeby się na nim zbytnio męczyć. Ważne jest jednak, że w ogóle jeździmy. To dla zdrowia jest kluczowe.

 


Ile trzeba wydać na taki rower?

 


- Moim zdaniem, za 13-15 tysięcy złotych kupimy przyzwoity, niezłej klasy i z europejskim certyfikatem CE.

 


Warto kupić używany? Zawsze to taniej.

 


- Jeśli z pewnych rąk, do tego znamy historię baterii, to czemu nie. Ważna jest jednak jeszcze kwestia dostępności części do takiego roweru. Nie do każdego można dokupić np. wyświetlacz. A jest to element, który często ulega awarii. Odradzałbym także kupno takich rowerów, które mają wprawdzie niski przebieg, są zadbane, ale przez dłuższy czas stały nieużywane w garażu czy mieszkaniu. To jest zabójcze dla baterii. Co z tego, że kupimy ładny, zadbany rower za kilka tysięcy, skoro zaraz trzeba będzie do niego kupić nową baterię, która będzie nas kosztować 2 czy 3 tysiące złotych. Do tego jeszcze dochodzi koszt sparowania jej. W sumie może się okazać, że w tej cenie można kupić zupełnie nowy rower - do tego na gwarancji. Dodam przy okazji, że baterie w rowerze nie lubią jak się je rzadko używa. Jeśli nie używamy roweru przez jakiś czas, to pamiętajmy, żeby baterie co jakiś czas podładować. I nie trzymajmy ich w zimnie.

 


Wiele osób ma niezłej klasy tradycyjne rowery. I decydują się na tzw. konwersję, czyli montaż silnika elektrycznego. Warto?

 


- Mam mieszane uczucia. Często widzę tak przerobione rowery, i jak ktoś pędzi nimi jak szalony po ścieżce rowerowej, to mam gęsią skórkę. Ja bym się na to nie zdecydował z prostej przyczyny. W razie - odpukać - wypadku, nie daj Boże ktoś zostanie przeze mnie ranny, to przy takim rowerze bez żadnego certyfikatu i bez np. ogranicznika prędkości, to mógłbym wpaść w spore tarapaty. Sprzedaję rowery markowe i były przypadki, kiedy klienci chcieli je przy zakupie modyfikować, ingerując np. w silnik. Zawsze odmawiałem.

 


Kilkanaście tysięcy za rower to koszt używanego samochodu. Będą kiedyś tańsze?

 


- Byłyby, gdyby nie chociażby wojna na Ukrainie czy Bliskim Wschodzie. To powoduje, że sytuacja polityczna i gospodarcza na świecie jest niestabilna. W czasie pandemii popyt na rowery był duży, wiele firm wywindowało ceny, mają do dzisiaj jeszcze zapasy, a klientów niestety nie ma tylu, ilu byśmy sobie życzyli.

 


Czy tradycyjne rowery przejdą kiedyś do lamusa?

 


- W życiu! Tacy jak ja wciąż będą jeździć takimi rowerami. Będą o wiele doskonalsze. Już teraz są w nich montowane rowerowe skrzynie biegów czy piasty planetarne. To jest przyszłość. Żadnych przerzutek. A jazda nimi będzie o wiele przyjemniejsza. I będzie się można napradę spocić. I o to chodzi.

 

 


 

Tagi:

rower,  rekreacja, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz