Większość kierowców robi tak samo: otwiera auto, przekręca kluczyk, włącza bieg i rusza. Czy o czymś nie zapomina?
- Jedną z podstawowych czynności każdego kierowcy powinno być chociażby systematyczne sprawdzanie ciśnienia w oponach – mówi Marek Melko, mechanik samochodowy z Lublina. - Mnie dawno temu uczyli, że trzeba to robić nawet raz w tygodniu. Obecnie samochody osiągają większe prędkości, mamy autostrady, ekspresówki, które pozwalają na szybką jazdę i odpowiednie ciśnienie w oponach odgrywa kluczową rolę w bezpieczeństwie jazdy. Nie chcę tu nikogo straszyć, ale spotkałem się z przypadkiem, kiedy znajomy jechał dość szybko i pękła mu opona. Na szczęście nic mu się groźnego nie stało. Jak się potem okazało, opona wystrzeliła z powodu właśnie zbyt niskiego ciśnienia. On sam przyznał, że nigdy tego nie sprawdzał. W kołach miał niecałą atmosferę zamiast dwóch. Teraz jest już przewrażliwiony. Przed każdym wyjazdem sprawdza opony.
Mechanik z Lublina podkreśla, że wielu właścicieli samochodów nie ma też nawyku, żeby przed wyjazdem lub tuż po przyjeździe na miejsce, obejść wkoło samochód i wizualnie go ocenić. Chodzi nie tylko o opony, ale np. wszelkie ewentualne wycieki.
- Tego kiedyś uczyli na kursach – mówi pan Marek. - Taka drobna czynność może nas uchronić od poważniejszej awarii auta. Wystarczy nachylić się i popatrzeć, czy pod samochodem nie ma plamy. To żaden wysiłek. Powinniśmy to robić systematycznie. Każdy wyciek – czy to płynu chłodzącego czy też oleju – może mieć poważne konsekwencje. W niektórych samochodach produkowanych obecnie, ich silniki nie potrzebują dużych ilości oleju. I nawet niewielki jego ubytek może spowodować, że np. na zakręcie olej nie wszędzie dotrze i może to spowodować nawet zatarcie silnika.
Według naszego specjalisty od motoryzacji, ważne jest również, żeby nie bagatelizować żadnych nowych odgłosów, które usłyszymy podczas jazdy
- Czasami jest to popiskiwanie, szum, jakieś grzechotanie – wyjaśnia Marek Melko. - Nawet jeśli ten nowy odgłos z czasem zanika, to sam fakt, że się pojawił, nie wróży nic dobrego. To znak, że jakiś element zaczyna się nadmiernie zużywać. Może to być łożysko w napinaczu, sprężarce, sprzęgła. Nasilający się szum rosnący wraz z prędkością to może być łożysko w kole. Możliwości jest mnóstwo. Ważne jednak, żeby odpowiednio wcześnie zareagować. Zdarza się, że wielu kierowców bagatelizuje np. stuki jak jedziemy po nierównościach. Po jakimś czasie one się tak nasilają, że wtedy dopiero decydujemy się na wizytę u mechanika i mamy do wymiany połowę elementów układu zawieszenia za kilka tysięcy złotych. A wystarczyło już przy pierwszych niepokojących objawach wymienić np. łącznik stabilizatora, tulejkę czy sworzeń. A ich wymiana nie kosztuje majątku.
Nasz ekspert radzi również, żeby nie ignorować żadnej kontrolki, która nieoczekiwanie zaświeci się na desce rozdzielczej.
- Każda z nich czemuś służy – podkreśla. - Jeśli w porę nie zareagujemy, to się okaże, że w pewnym momencie silnik przejdzie w tryb awaryjny, albo w ogóle odmówi posłuszeństwa i będziemy mieli z tym kłopot. Często te kontrolki sygnalizują drobne usterki, nie muszą oznaczać od razu poważnej awarii silnika. Mój znajomy wracał kiedyś z Włoch, kiedy zaświeciła mu się jakaś kontrolka. Bał się, że to coś poważnego, bo zapalała się głównie na podjazdach i gdy jechał w dół. I tak dojechał do domu z duszą na ramieniu. Okazało się, że wystarczyło dolać kilkadziesiąt mililitrów płynu chłodzącego i by zgasła. Wielu kierowców na widok zapalającej się kontrolki „check engine” od razu łapie się za głowę, że to coś strasznego. W większości przypadków tak nie jest. Ale nie wolno tego lekceważyć i udawać, że nic się nie dzieje. Tak zrobił jedne z moich klientów. Po kilku dniach zakleił kontrolkę plastrem, żeby go nie irytowała. Tak przyjechał do mojego warsztatu. Okazało się, że miała zepsutą jedną z sond.
Wiele osób, zwłaszcza właściciele starszych aut, jedzie na przegląd techniczny z duszą na ramieniu. Boją się, że ich samochód nie zostanie dopuszczony do ruchu z powodu poważnych usterek.
- Są tacy, którzy najchętniej chcieliby, żeby diagnosta zbytnio nie zagłębiał się w szczegóły i mankamenty ich samochodu – mówi pan Marek. - To jest dla mnie zupełnie niezrozumiałe. Jak przyjeżdżam na przegląd, to zawsze proszę o dokładne sprawdzenie mojego auta. Jak widzę, że np. lewe koło szybciej hamuje od prawego, to znak, że coś się dzieje w układzie hamulcowym. Chcę wiedzieć, czy w zawieszeniu mam jakiekolwiek luzy i czym są spowodowane. I każdego namawiam, żeby wizytę u diagnosty potraktować jak wizytę u lekarza. Tu przecież też chodzi o nasze zdrowie i życie. Jeśli dowiemy się, że nasze przewody hamulcowe są w kiepskim stanie, to nie powinniśmy tego ignorować, bo może się okazać, że kiedyś w sytuacji awaryjnej, zawiodą nas jak będziemy jechać całą rodziną np. na wczasy.
Ekspert z Lublina, który zajmuje się samochodami od 30 lat zachęca również, żeby co dwa lata wymieniać płyn hamulcowy
- Mało osób to robi – podkreśla. - A trzeba pamiętać, że płyn hamulcowy potrafi absorbować wilgoć. To skutkuje tym, że hamulce po pewnym czasie działają z minimalnym opóźnieniem. Ale to minimalne opóźnienie przy większych prędkościach może mieć kolosalne znaczenie.
Warto również zadbać o to, żeby w spryskiwaczu był zawsze płyn.
- Sam jestem wyczulony na tym punkcie – mówi mechanik. - Kiedyś popełniłem ten błąd, że jechałem w trasie z włączonymi wycieraczkami na sucho, bo nie miałem płynu, a była mżawka. Tak porysowałem szyby jakimś piaskiem, że nadawały się do wymiany.
Na koniec nasz rozmówca zdradził, że co roku wymienia też w swoim samochodzie wycieraczki.
- Ale nie kupuję całych piór, tylko same gumki – kończy. - Najlepsze są polskie. To koszt kilkunastu złotych.