Kiedy go zatrzymano, nie wiedział ile ma lat, ani nie znał dokładnej daty. Pamiętał tylko, że schował się w lesie „jakoś po wybuchu elektrowni w Czarnobylu”.
Do cywilizacji powrócił w kwietniu 2013 roku. Kiedy zniknął, miał 20 lat. Po zatrzymaniu 47.
Christopher Thomas Knight zadziwił wszystkich. Wiele osób do dzisiaj nie jest w stanie zrozumieć, jak mógł przeżyć tyle czasu w samotności, stroniąc od ludzi, mieszkając w lesie, który stał się dla niego domem. A przede wszystkim, jak udało mu się przeżyć szczególnie mroźne zimy, kiedy ta w 2009 roku przeszła do historii przez wyjątkowo niskie temperatury., Rekord to -46 stopni.
Przeżył, bo kradł. Musiał
Jego historia jest wciąż zagadką dla psychologów. Miał normalne życie, zanim trafił do lasu. Wychowywał się w porządnej, spokojnej rodzinie. Może za spokojnej. Jeden z sąsiadów przyznał, że przez kilkanaście lat zamienił z nimi może kilka zdań.
Miał czwórkę starszych braci i młodszą siostrę. W szkole uczył się nieźle, ale stronił od towarzystwa. Nie miał przyjaciół, zbyt wielu kolegów czy znajomych. Skończył szkołę i zapisał się na kurs elektroniki zawodowej w Massachusetts. Zaczął pracować przy instalacji systemów alarmowych. Te umiejętności – jak się później okazało – przydały mu się podczas jego licznych włamań. Jak wspominał po latach, jako dziecko, często jeździł z ojcem na polowania. Las był jego drugim domem. Często spali z ojcem w samochodzie na łonie natury.
Pewnego dnia postanowił odejść. Po prostu. To była jego spontaniczna decyzja. Nie miał też żadnego powodu, żeby zerwać wszelkie kontakty z ludźmi, wszystko porzucić i uciec do lasu. A on rzucił pracę, wsiadł w samochód i ruszył przed siebie. Najpierw na południe. Zupełnie bez celu. Zatrzymywał się jedynie wtedy, kiedy w jego subaru zabrakło paliwa.
W pewnym momencie zawrócił i ruszył w przeciwnym kierunku. Dojechał do swojego rodzinnego miasta. Minął je, nie zatrzymując się nawet na moment.
„Jechałem, aż prawie skończyło mi się paliwo. Pojechałem boczną drogą. Potem polną. Po zaparkowaniu samochodu i zostawieniu kluczyków w stacyjce ruszyłem przed siebie. Miałem plecak i niewiele rzeczy. Nie miałem żadnych planów. Nie miałem mapy. Nie wiedziałem, dokąd jadę. Po prostu odszedłem” – opowiedział potem dziennikarzom.
21-latek przepadł bez śladu. Na wiele lat. Początkowo zmieniał swoje leśne obozowisko co kilka tygodni. Po około dwóch latach włóczęgi znalazł idealne miejsce na kryjówkę: położone między głazami i zacienione przez drzewa. Niewidoczne, nawet jeśli ktoś przechodził w pobliżu. Spał w namiocie, który był pokryty warstwami brązowej plandeki. W swojej kryjówce miał m.in. dwupalnikową kuchenkę, urządził też latrynę, a nawet własne wysypisko śmieci. W zimie starał się bez potrzeby nie opuszczać tego miejsca, żeby nie zostawiać śladów na śniegu. Jak sam potem przyznał, często jadł mięso z potrąconych przez samochody zwierzęta, kradł też warzywa z okolicznych gospodarstw.
Rodzina nigdy nie zgłosiła jego zaginięcia. On sam nigdy nie wyraził się źle o swoich rodzicach. Podkreślał, że byli dla niego dobrzy, dobrze go wychowali, ale nie ukrywał, że w domu nikt nikomu nie okazywał też nadmiernej czułości.
Przez te wszystkie lata ani razu nie był w sklepie. Był skazany jeść głównie to, co znalazł w lesie. I kradł. Przez 30 lat – jak szacuje policja – mógł dokonać ok. tysiąca kradzieży. Kilkadziesiąt rocznie. W chwili, kiedy go zatrzymano, miał na sobie korekcyjne – to jedyna rzecz, która nie pochodziła z kradzieży. Te same okulary miał na sobie na szkolnym zdjęciu z 1984 roku.
Jego łupem padały przede wszystkim ubrania, jedzenie, paliwo do kuchenki, baterie i narzędzia. Wszystko to, co mogło mu pomóc w przetrwaniu wśród dzikiej przyrody. Nikt nie był w stanie zrozumieć, że sprawca zabierał jedzenie, baterie, książki, a pozostawiał np. drogi sprzęt elektroniczny czy nawet pieniądze i kosztowności.
Śledczy przyznali, że Knight znał się na swojej robocie. Umiał też znikać bez śladu. Mimo tak wielu przestępstw na koncie, policjanci długo nie potrafili trafić na jego trop, choć jego obozowisko znajdowało się zaledwie pół kilometra od najbliższych domostw. Przez ten czas był widziany tylko raz. Wtedy także zamienił jedyne podczas trwającej 27 lat wegetacji słowa - pewnego dnia spotkał turystę, z którym po prostu wymienił się pozdrowieniami.
Wpadł, bo trafił na szczególnie „zawziętego” strażnika leśnego, który za punkt honoru wziął sobie schwytanie tajemniczego pustelnika, o którym krążyły już legendy. Co ciekawe, zanim Knight został schwytany, stał się tematem wielu lokalnych mitów i legend. Choć nigdy nikogo nie skrzywdził, w wielu regionach stanu Maine stał się prawdziwym postrachem dla miejscowych. Zwłaszcza dzieci, które oczami wyobraźni widziały straszliwego, groźnego stwora.
Ślady jego przestępczej działalności odkrywano czasami dziesiątki kilometrów od miejsca, w którym znajdowało się jego ukryte obozowisko. Zyskał nawet własny przydomek – „głodnego pustelnika z North Pond”. Co daje do myślenia, mężczyzna przez te wszystkie lata ukrywał się raptem godzinę drogi od rodzinnej miejscowości.
Policja była bezsilna. Podobnie jak straż leśna, która włączyła się w poszukiwania „stwora”. Przez wiele lat nie udało im się znaleźć śladu Knighta, mimo użycia specjalistycznego sprzętu i przeczesania okolicznych lasów wzdłuż i wszerz. Rabuś zapadł się jaki kamień w wodę.
W wielu miejscach instalowane były ukryte kamery, które miały pomóc w wytropieniu tajemniczego złodzieja. Ich obiektywy rejestrowały jednak głównie to, co można byłoby potem zamieścić jedynie w atlasie leśnych zwierząt. I ani śladu poszukiwanego.
Niektórzy na wszelki wypadek wymieniali zamki w drzwiach, instalowali systemy bezpieczeństwa, ale bezskutecznie. Nie wiedzieli, czy to jedna osoba, czy grupa osób popełnia te przestępstwa, a co gorsza, czy są niebezpieczni. Przez prawie 30 lat mieszkańcy North Pond czuli się prześladowani przez coś lub kogoś, ale nie wiedzieli, co lub kto.
Jak się okazało, do niektórych domów Knight włamywał się wielokrotnie. Potrafił obejść każde zabezpieczenie. Znał się przecież na systemach alarmowych. Jeden z właścicieli domków zostawił nawet kartkę z wiadomością do włamywacza. Prosił w niej, żeby nie włamywał się do niego po raz kolejny. Sugerował, że zostawi dla niego to, co ten najczęściej kradł. Knight jednak nie zareagował. Ale też więcej się już do tego domu nie włamał.
Lokalna policja przez dwa lata ścigała tajemniczego złodzieja. Bez skutku. Nie pomogło nawet wsparcie policji stanowej. Wówczas do akcji wkroczył sierżant Terry Hughes, strażnik łowiecki stanu Maine. Złapanie złodzieja stało się dla niego niemal obsesją. Kilka razy zastawił pułapki na pustelnika, ale ten jakoś zdołał się wymknąć. Deptał mu po piętach.
Pewnego dnia jednak szczęście się do niego uśmiechnęło. Odwrotnie niż dla złodzieja. Zastawił na niego pułapkę w jednym z ośrodków wypoczynkowych. Liczył, że rabuś włamie się do kuchni po pożywienie.
Pewnej chłodnej, kwietniowej nocy tuż po 1 w nocy włączyły się czujniki ruchu. To był pustelnik. Hughes był na to przygotowany. Czuwał w pobliżu. Po czterech minutach był na miejscu włamania. Nie czekał aż sprawca wymknie się jak ostatnim razem. Rzucił się na niego i obezwładnił.
Zatrzymany nie stawiał najmniejszego oporu. „Nazywam się Christopher Thomas Knight” – powiedział leżąc już na ziemi w kajdankach.
Miał na sobie lekko znoszone zimowe ubrania. Był czysty, nie śmierdział, ale nie miał żadnych dokumentów. Miał też przy sobie 395 dolarów w gotówce. Większość z nich to były pojedyncze banknoty. Chciał je mieć na wypadek nagłego wypadku, ale przez 27 lat nigdy nie wydał ani dolara. Niektóre banknoty były tak stare, że pokryły się pleśnią.
Tę kwietniową noc po raz pierwszy od 27 lat przespał w ciepłym pomieszczeniu i na łóżku. Wprawdzie była to prycza w areszcie, ale jak na tyle lat spanie na ziemi – to nie lada luksus.
Podczas przesłuchania przyznał, że w lesie dbał o siebie. Codziennie się mył w rzece, golił, obcinał włosy. Nie chciał wzbudzać niczyich podejrzeń podczas przypadkowego spotkania z kimkolwiek w lesie.
Przyznał się do włamań. Wyraził przy tym ogromną skruchę. Przeprosił wszystkich poszkodowanych. Sąd okazał się dla niego wyjątkowo łagodny.
W październiku 2013 r. Knight został skazany na siedem miesięcy więzienia, ale sąd zaliczył mu na poczet kary miesiące, które spędził za kratami przed ogłoszeniem wyroku. Nawet prokurator uznał, że surowsze potraktowanie pustelnika nie miałoby większego sensu. 48-letni wówczas mężczyzna wyraził głęboką skruchę za popełnione przestępstwa. Przyznał, że było to z jego strony niemoralne. Dokładnie opowiadał, że za każdym razem jak kradł, to było mu wstyd.
Dziennikarze, którzy bardzo chcieli się dowiedzieć, co spowodowało, że 27 lat temu wybrał życie na pustkowiu, czuli się rozczarowani. Nie uzyskali jednoznacznej odpowiedzi. Knight z rozbrajającą szczerością przyznał, że to jest dla niego również zagadką. Dodał też, że kilka miesięcy spędzonych w więzieniu było dla niego znacznie większym wyzwaniem niż samotne lata w puszczy.
Po odbyciu kary sąd nakazał mu kontynuowanie nauki lub podjęcie pracy oraz powrót do normalnego życia.
- Nie sądzę, bym do tego pasował - powiedział Knight. - Jest tu dla mnie za głośno, zbyt kolorowo, brakuje estetyki, jest prostacko, niedorzecznie.
Co ciekawe, przez te prawie trzydzieści lat samotnego życia, Knight ani razu nie zachorował.
Po wyjściu na wolność znalazł pracę u brata i zamieszkał z matką w domu, w którym dorastał. Co się z nim potem działo – tego już nikt nie wie. Bo Knight najbardziej w życiu cenił sobie zawsze anonimowość...
Źródło:
https://www.idolator.com/7920113/christopher-thomas-knight-how-the-last-true-hermit-survived-living-in-the-woods
https://discover.hubpages.com/entertainment/Christopher-Knight-The-World-Famous-North-Pond-Hermit
Kiedy go zatrzymano, nie wiedział ile ma lat, ani nie znał dokładnej daty. Pamiętał tylko, że schował się w lesie „jakoś po wybuchu elektrowni w Czarnobylu”.
Do cywilizacji powrócił w kwietniu 2013 roku. Kiedy zniknął, miał 20 lat. Po zatrzymaniu 47.
Christopher Thomas Knight zadziwił wszystkich. Wiele osób do dzisiaj nie jest w stanie zrozumieć, jak mógł przeżyć tyle czasu w samotności, stroniąc od ludzi, mieszkając w lesie, który stał się dla niego domem. A przede wszystkim, jak udało mu się przeżyć szczególnie mroźne zimy, kiedy ta w 2009 roku przeszła do historii przez wyjątkowo niskie temperatury., Rekord to -46 stopni.
Przeżył, bo kradł. Musiał
Jego historia jest wciąż zagadką dla psychologów. Miał normalne życie, zanim trafił do lasu. Wychowywał się w porządnej, spokojnej rodzinie. Może za spokojnej. Jeden z sąsiadów przyznał, że przez kilkanaście lat zamienił z nimi może kilka zdań.
Miał czwórkę starszych braci i młodszą siostrę. W szkole uczył się nieźle, ale stronił od towarzystwa. Nie miał przyjaciół, zbyt wielu kolegów czy znajomych. Skończył szkołę i zapisał się na kurs elektroniki zawodowej w Massachusetts. Zaczął pracować przy instalacji systemów alarmowych. Te umiejętności – jak się później okazało – przydały mu się podczas jego licznych włamań. Jak wspominał po latach, jako dziecko, często jeździł z ojcem na polowania. Las był jego drugim domem. Często spali z ojcem w samochodzie na łonie natury.
Pewnego dnia postanowił odejść. Po prostu. To była jego spontaniczna decyzja. Nie miał też żadnego powodu, żeby zerwać wszelkie kontakty z ludźmi, wszystko porzucić i uciec do lasu. A on rzucił pracę, wsiadł w samochód i ruszył przed siebie. Najpierw na południe. Zupełnie bez celu. Zatrzymywał się jedynie wtedy, kiedy w jego subaru zabrakło paliwa.
W pewnym momencie zawrócił i ruszył w przeciwnym kierunku. Dojechał do swojego rodzinnego miasta. Minął je, nie zatrzymując się nawet na moment.
„Jechałem, aż prawie skończyło mi się paliwo. Pojechałem boczną drogą. Potem polną. Po zaparkowaniu samochodu i zostawieniu kluczyków w stacyjce ruszyłem przed siebie. Miałem plecak i niewiele rzeczy. Nie miałem żadnych planów. Nie miałem mapy. Nie wiedziałem, dokąd jadę. Po prostu odszedłem” – opowiedział potem dziennikarzom.
21-latek przepadł bez śladu. Na wiele lat. Początkowo zmieniał swoje leśne obozowisko co kilka tygodni. Po około dwóch latach włóczęgi znalazł idealne miejsce na kryjówkę: położone między głazami i zacienione przez drzewa. Niewidoczne, nawet jeśli ktoś przechodził w pobliżu. Spał w namiocie, który był pokryty warstwami brązowej plandeki. W swojej kryjówce miał m.in. dwupalnikową kuchenkę, urządził też latrynę, a nawet własne wysypisko śmieci. W zimie starał się bez potrzeby nie opuszczać tego miejsca, żeby nie zostawiać śladów na śniegu. Jak sam potem przyznał, często jadł mięso z potrąconych przez samochody zwierzęta, kradł też warzywa z okolicznych gospodarstw.
Rodzina nigdy nie zgłosiła jego zaginięcia. On sam nigdy nie wyraził się źle o swoich rodzicach. Podkreślał, że byli dla niego dobrzy, dobrze go wychowali, ale nie ukrywał, że w domu nikt nikomu nie okazywał też nadmiernej czułości.
Przez te wszystkie lata ani razu nie był w sklepie. Był skazany jeść głównie to, co znalazł w lesie. I kradł. Przez 30 lat – jak szacuje policja – mógł dokonać ok. tysiąca kradzieży. Kilkadziesiąt rocznie. W chwili, kiedy go zatrzymano, miał na sobie korekcyjne – to jedyna rzecz, która nie pochodziła z kradzieży. Te same okulary miał na sobie na szkolnym zdjęciu z 1984 roku.
Jego łupem padały przede wszystkim ubrania, jedzenie, paliwo do kuchenki, baterie i narzędzia. Wszystko to, co mogło mu pomóc w przetrwaniu wśród dzikiej przyrody. Nikt nie był w stanie zrozumieć, że sprawca zabierał jedzenie, baterie, książki, a pozostawiał np. drogi sprzęt elektroniczny czy nawet pieniądze i kosztowności.
Śledczy przyznali, że Knight znał się na swojej robocie. Umiał też znikać bez śladu. Mimo tak wielu przestępstw na koncie, policjanci długo nie potrafili trafić na jego trop, choć jego obozowisko znajdowało się zaledwie pół kilometra od najbliższych domostw. Przez ten czas był widziany tylko raz. Wtedy także zamienił jedyne podczas trwającej 27 lat wegetacji słowa - pewnego dnia spotkał turystę, z którym po prostu wymienił się pozdrowieniami.
Wpadł, bo trafił na szczególnie „zawziętego” strażnika leśnego, który za punkt honoru wziął sobie schwytanie tajemniczego pustelnika, o którym krążyły już legendy. Co ciekawe, zanim Knight został schwytany, stał się tematem wielu lokalnych mitów i legend. Choć nigdy nikogo nie skrzywdził, w wielu regionach stanu Maine stał się prawdziwym postrachem dla miejscowych. Zwłaszcza dzieci, które oczami wyobraźni widziały straszliwego, groźnego stwora.
Ślady jego przestępczej działalności odkrywano czasami dziesiątki kilometrów od miejsca, w którym znajdowało się jego ukryte obozowisko. Zyskał nawet własny przydomek – „głodnego pustelnika z North Pond”. Co daje do myślenia, mężczyzna przez te wszystkie lata ukrywał się raptem godzinę drogi od rodzinnej miejscowości.
Policja była bezsilna. Podobnie jak straż leśna, która włączyła się w poszukiwania „stwora”. Przez wiele lat nie udało im się znaleźć śladu Knighta, mimo użycia specjalistycznego sprzętu i przeczesania okolicznych lasów wzdłuż i wszerz. Rabuś zapadł się jaki kamień w wodę.
W wielu miejscach instalowane były ukryte kamery, które miały pomóc w wytropieniu tajemniczego złodzieja. Ich obiektywy rejestrowały jednak głównie to, co można byłoby potem zamieścić jedynie w atlasie leśnych zwierząt. I ani śladu poszukiwanego.
Niektórzy na wszelki wypadek wymieniali zamki w drzwiach, instalowali systemy bezpieczeństwa, ale bezskutecznie. Nie wiedzieli, czy to jedna osoba, czy grupa osób popełnia te przestępstwa, a co gorsza, czy są niebezpieczni. Przez prawie 30 lat mieszkańcy North Pond czuli się prześladowani przez coś lub kogoś, ale nie wiedzieli, co lub kto.
Jak się okazało, do niektórych domów Knight włamywał się wielokrotnie. Potrafił obejść każde zabezpieczenie. Znał się przecież na systemach alarmowych. Jeden z właścicieli domków zostawił nawet kartkę z wiadomością do włamywacza. Prosił w niej, żeby nie włamywał się do niego po raz kolejny. Sugerował, że zostawi dla niego to, co ten najczęściej kradł. Knight jednak nie zareagował. Ale też więcej się już do tego domu nie włamał.
Lokalna policja przez dwa lata ścigała tajemniczego złodzieja. Bez skutku. Nie pomogło nawet wsparcie policji stanowej. Wówczas do akcji wkroczył sierżant Terry Hughes, strażnik łowiecki stanu Maine. Złapanie złodzieja stało się dla niego niemal obsesją. Kilka razy zastawił pułapki na pustelnika, ale ten jakoś zdołał się wymknąć. Deptał mu po piętach.
Pewnego dnia jednak szczęście się do niego uśmiechnęło. Odwrotnie niż dla złodzieja. Zastawił na niego pułapkę w jednym z ośrodków wypoczynkowych. Liczył, że rabuś włamie się do kuchni po pożywienie.
Pewnej chłodnej, kwietniowej nocy tuż po 1 w nocy włączyły się czujniki ruchu. To był pustelnik. Hughes był na to przygotowany. Czuwał w pobliżu. Po czterech minutach był na miejscu włamania. Nie czekał aż sprawca wymknie się jak ostatnim razem. Rzucił się na niego i obezwładnił.
Zatrzymany nie stawiał najmniejszego oporu. „Nazywam się Christopher Thomas Knight” – powiedział leżąc już na ziemi w kajdankach.
Miał na sobie lekko znoszone zimowe ubrania. Był czysty, nie śmierdział, ale nie miał żadnych dokumentów. Miał też przy sobie 395 dolarów w gotówce. Większość z nich to były pojedyncze banknoty. Chciał je mieć na wypadek nagłego wypadku, ale przez 27 lat nigdy nie wydał ani dolara. Niektóre banknoty były tak stare, że pokryły się pleśnią.
Tę kwietniową noc po raz pierwszy od 27 lat przespał w ciepłym pomieszczeniu i na łóżku. Wprawdzie była to prycza w areszcie, ale jak na tyle lat spanie na ziemi – to nie lada luksus.
Podczas przesłuchania przyznał, że w lesie dbał o siebie. Codziennie się mył w rzece, golił, obcinał włosy. Nie chciał wzbudzać niczyich podejrzeń podczas przypadkowego spotkania z kimkolwiek w lesie.
Przyznał się do włamań. Wyraził przy tym ogromną skruchę. Przeprosił wszystkich poszkodowanych. Sąd okazał się dla niego wyjątkowo łagodny.
W październiku 2013 r. Knight został skazany na siedem miesięcy więzienia, ale sąd zaliczył mu na poczet kary miesiące, które spędził za kratami przed ogłoszeniem wyroku. Nawet prokurator uznał, że surowsze potraktowanie pustelnika nie miałoby większego sensu. 48-letni wówczas mężczyzna wyraził głęboką skruchę za popełnione przestępstwa. Przyznał, że było to z jego strony niemoralne. Dokładnie opowiadał, że za każdym razem jak kradł, to było mu wstyd.
Dziennikarze, którzy bardzo chcieli się dowiedzieć, co spowodowało, że 27 lat temu wybrał życie na pustkowiu, czuli się rozczarowani. Nie uzyskali jednoznacznej odpowiedzi. Knight z rozbrajającą szczerością przyznał, że to jest dla niego również zagadką. Dodał też, że kilka miesięcy spędzonych w więzieniu było dla niego znacznie większym wyzwaniem niż samotne lata w puszczy.
Po odbyciu kary sąd nakazał mu kontynuowanie nauki lub podjęcie pracy oraz powrót do normalnego życia.
- Nie sądzę, bym do tego pasował - powiedział Knight. - Jest tu dla mnie za głośno, zbyt kolorowo, brakuje estetyki, jest prostacko, niedorzecznie.
Co ciekawe, przez te prawie trzydzieści lat samotnego życia, Knight ani razu nie zachorował.
Po wyjściu na wolność znalazł pracę u brata i zamieszkał z matką w domu, w którym dorastał. Co się z nim potem działo – tego już nikt nie wie. Bo Knight najbardziej w życiu cenił sobie zawsze anonimowość...
Źródło:
https://www.idolator.com/7920113/christopher-thomas-knight-how-the-last-true-hermit-survived-living-in-the-woods
https://discover.hubpages.com/entertainment/Christopher-Knight-The-World-Famous-North-Pond-Hermit