Pierwszy szok minął. Po wybuchu wojny, tysiące uchodźców szukało w Hrubieszowie schronienia. I wielu zostało do dziś. Ukraińcy byli tu i przed wojną, którą rozpętał Putin. Na ulicy co rusz było słychać język ukraiński. Wiele osób znalazło tu pracę, zajmuje się handlem.
- Większość jednak wyjechała dalej, do Lublina, Warszawy czy za naszą zachodnią granicę - podkreśla pan Darek, mieszkaniec Hrubieszowa. - Najgorsze były jednak te pierwsze dni, kiedy nikt nie wiedział, jak się ta wojna dalej potoczy. Hrubieszów był wtedy dla wielu Ukraińców pierwszym przystankiem, gdzie czuli się w miarę bezpiecznie. Kiedy jednak rakiety zaczęły spadać kilkanaście kilometrów od granicy, to nie ukrywam, że przyszło mi na myśl, żeby stąd wyjechać gdzieś na drugi koniec Polski. Jak nadalej od granicy. Niby te rakiety są precyzyjnie sterowane, ale kto wie, co jakiemuś Ruskowi nie przyjdzie do głowy, żeby coś pokombinować ze współrzędnymi. Nie ma co ukrywać, ta wojna, którą znaliśmy dotychczas z filmów i książek stała się nagle zupełnie realna. Te wszystkie samoloty, helikoptery nad miastem i do tego różnej maści wojsko na ulicach - to wszystko budziło lęk. I wciąż budzi.
O wojnie mówi się w mieście jednak coraz rzadziej. Ludzie się już do niej przyzwyczaili. Oswoili. Chyba, że akurat ma miejsce jakieś medialne wydarzenie jak ostatnio, kiedy wojsko i policja szukało zabłąkanej rakiety.
- Śmigłowce krążyły wtedy na okrągło - podkreśla Krzysztof Chodak. - Nawet w nocy. Wtedy rzeczywiście przypomniałem sobie, że tuż obok wciąż toczy się wojna. Ale tak na co dzień to żyjemy tu jednak w stresie. Sama świadomość bliskości tej wojny nie jest fajna. Ukraińców widuję niemal codziennie. I młodych, i starych, wiele kobiet. Najczęściej widać ich przy marketach, kiedy robią zakupy. Mają w swoich telefonach mnóstwo aplikacji i korzystają z nich podczas promocji. Zdarza się, że w pół godziny po otwarciu sklepu cały towar promocyjny znika z półek. Oni też starają się jakoś normalnie żyć, ale do tej normalności jest jeszcze daleko.
Niektórzy z mieszkańców Hrubieszowa nie kryją jednak obaw, że tak bliskie sąsiedztwo z państwem, które niemal codziennie narażone jest na bombardowanie, nie wróży niczego dobrego.
- Mamy tu przecież jednostkę wojskową - mówi Anna Kowalczuk. - Z jednej strony możemy się czuć bezpieczniej, z drugiej jednak, w razie odpukać zaostrzenia konfliktu, to pierwsze rakiety spadłyby pewnie tutaj. Nie napawa to optymizmem. Najgorsze jest to, że końca tej wojny nie widać, a my mieszkamy tu jak na cykającej bombie. Hrubieszów już kilka razy był w telewizji - jak wybuchła wojna, potem jak rakieta wybuchła w okolicy i teraz znowu, jak szukali tej zaginionej. Wcale nie jest wykluczone, że takie sytuacje będą się powtarzać. Mój syn mieszka od lat w Anglii i za każdym razem dzwoni, jak tylko coś się dzieje. Boi się o nas. Ta wojna wybuchła w najmniej oczekiwanym momencie. W Hrubieszowie zaczęło się wreszcie coś dziać, miasto odżyło. A to nowy sklep, a to knajpa. Widać było inwestycje. Pojawili się nawet turyści. A potem pandemia, wreszcie ta cholerna wojna i teraz zamiast korzystać z życia, to człowiek codziennie nasłuchuje, co znowu na tym świecie się wydarzyło. Od niedawna mamy w mieście wreszcie kryty basen. Myśli pan, że mnie to cieszy? Mam kuzynów w Tarnopolu. Ich jedyny syn zginął w Charkowie. W wieku mojego. I o tym ciągle myślę, a nie o basenie.
Są też tacy, którzy wyjechali kilka lat temu z Hrubieszowa. Niektórzy planowali powrót w rodzinne strony. Teraz zmienili zdanie. To m.in. przez strach przed bliskością wojny.
- Wyjechałem, żeby znaleźć w miarę sensowną pracę - przyznaje Marek, 36-latek. - W Hrubieszowie nie dosyć, że pracy nie było, to jak już, to za marne grosze. Zresztą wielu moich znajomych stąd wyjechało. Kariery na pewno nikt z nas by tu nie zrobił. Wyjechałem do Warszawy. W Hrubieszowie mieszka moja mama. Planowałem, że kiedyś tu wrócę. W Warszawie w życiu bym sobie chyba nie pozwolił na kupno mieszkania. A w kredyty nie chciałbym się wplątać. Ta wojna zweryfikowała moje plany. Znajomi, którzy prowadzą w Hrubieszowie biznesy, są w kropce. Boją się dalej inwestować, rozwijać. Czekają co będzie dalej. To region typowo rolniczy, a nawet w tej branży jest ogromna niepewność. Wielu rolników od dwóch lat nie może sprzedać swoich zbiorów. I też od czasu do czasu mają gdzieś z tyłu głowy świadomość, czy nagle nad ich głową nie przeleci jakaś zabłąkana rakieta. Może i przesadzam, ale to nie jest teraz nic fajnego mieszkać tu i pracować. Mama na razie nie chce słyszeć o przeprowadzce. Ja na pewno tu nie wrócę. Chyba, że wojna się skończy. Ale i tak nie wierzę, że Putin kiedykolwiek odpuści.
Swoich obaw nie kryje także Wanda Migas.
- Moja mama zawsze mi powtarzała, żeby mieć w domu wszystkie dokumenty w jednym miejscu - mówi. - Tak na wszelki wypadek, gdyby trzeba było nagle uciekać. I posłuchałam jej rady. Żyjemy tu w stresie i wiele osób w Hrubieszowie to odczuwa. Kiedyś w sylwestra wszyscy podziwialiśmy widok fajerwerków na niebie. W tym roku było inaczej. Te wybuchy wcale nie zwiastowały - przynajmniej w moim odczuciu - radości z okazji nowego roku. Odgłos wystrzałów napawał mnie lękiem. Tu, w Hrubieszowie mamy świadomość, że takie odgłosy już słyszeliśmy. I nie było to wcale fajerwerki.