Rozmowa z Andrzejem Kalinowskim, pracownikiem budowlanym z Lublina, specjalizującym się w usługach wykańczania wnętrz
Dlaczego wasze usługi tak podrożały? Teraz na remont mieszkania trzeba mieć walizkę pieniędzy.
- Bo życie stało się drogie. My też chcemy godnie zarabiać. Jako fachowiec sprzedaję nie tylko swoją wiedzę, doświadczenie, ale to jest też ciężka, fizyczna praca. Dlaczego mam mniej zarabiać od lekarza, który za 10-minutową poradę bierze np. 250 zł. Wielu musi pracować na takie pieniądze przez cały dzień i nawet do takiej dniówki się nie zbliżą. Proszę pamiętać, że musimy czymś dojechać do klienta, a wody do baku przecież nie lejemy, tylko benzynę; do tego musimy cały czas inwestować w narzędzia. Już teraz nie jest tak, że przychodzi przysłowiowy pan Jasio z małą torbą z narzędziami i ogarnie cały remont. Skończyły się już czasy, kiedy robiliśmy po 50 złotych za dniówkę. Tanio to już było.
Kto jest najgorszym klientem?
- Przedsiębiorcy. I to bez różnicy, czy jest to właściciel jednoosobowej firmy czy potentat rynkowy. Większość przedsiębiorców nie lubi z reguły wydawać pieniędzy. Mieliśmy kiedyś takiego krezusa, który jeździł autem za ponad pół miliona, a o dwieście złotych się wykłócał. Co innego emeryci czy renciści. Są zawsze przygotowani - pieniądze odliczone, rzadko jest z nimi kłopot.
Co jest dla klienta korzystniejsze - jak sami kupują materiały czy zdają się na was?
- Dla mnie nie ma różnicy. Jak klient sam zapewnia materiały, to przynajmniej nie muszę tego dźwigać do domu. Większość zdaje się jednak na nas. Daja nam zaliczkę i reszta ich nie interesuje.
Gdzie jest taniej - w marketach czy małych składach budowlanych?
- Zależy co. Niektóre rzeczy są tańsze w małym sklepie nawet o połowę, ale jak mam całą listę zakupów, to wolę jednak pojechać do marketu, gdzie wszystko kupię.
A czemu tak brudzicie przy robocie?
- Bo to taka robota. Jak kuję ściany czy robię gładzie, to nie będzie nigdy czysto. Mamy ze sobą profesjonalny odkurzacz, ale bałaganu nie da się wyeliminować. Staram się na bieżąco po sobie sprzątać, ale trudno wymagać, żebyśmy codziennie pucowali dom czy mieszkanie po pracy, bo roboty ciągnęłyby się miesiącami. Jeśli jednak mamy do wykończenia dom deweloperski, to przed weekendem staramy się go staranniej ogarnąć. Wiemy, że inwestor może wpaść, żeby zobaczyć postęp prac. Na pewno porządek i względna czystość zrobi na nim lepsze wrażenie.
Kto bardziej marudzi - kobiety czy mężczyźni?
- Kobiety są bardziej wymagające i podczas wszelkich prac, to w większości to one decydują o zakresie prac, doborze kolorów farb. Mężczyźni najczęściej mówią "a po cholerę to". Mieliśmy kiedyś tak wymagającą klientkę, że zażyczyła sobie przemalowania całego mieszkania. Sama wybrała wcześniej kolor farby. Nie miała żadnych zastrzeżeń do jakości malowania. Jak ściany wyschły, zobaczyła przy dziennym świetle, że nie jest to jej wymarzony odcień. Zapłaciła za kolejne malowanie. Klient nasz pan - pomalowałem, była szczęśliwa. Szkopuł w tym, że ja żadnej różnicy w nowym kolorze nie widziałem...
Im droższe materiały, tym lepsze. Zgadza się pan z tym?
- Nie. Wiele z nich są przereklamowane. Mówię o tym z mojego doświadczenia. Weźmy farby. Do normalnego użycia - czyli nie w kuchni czy łazience, gdzie muszą być innej jakości, to te najdroższe wcale nie są bardziej wydajne czy lepsze od tych tańszych. Tak samo się nimi maluje. Są może jakieś drobne niuanse. Jak dla mnie, to kupowanie tych z najwyższej półki mija się z celem. Niektóre są nieadekwatnie drogie w stosunku do jakości. Ja u siebie w kuchni pomalowałem ściany zwykłą farbą, a następnie położyłem lakier. Są idealne w użytkowaniu, a wydałem grosze. Ale to jest moja subiektywna opinia. Każdy uważa inaczej.
Ma pan dużo klientów?
- Nie narzekam, ale boom już minął. Pandemia, wojna na Ukrainie, inflacja - to wszystko odbija się nieco czkawką w naszej branży. Raty kredytów wzrosły, wszystko poszło w górę i wiele osób odłożyło remonty czy budowy na lepsze czasy.
Jaka jest najlepsza opcja pracy dla budowlańca?
- Duży zakres i w jednym miejscu. Nie trzeba wtedy co jakiś czas przenosić się z gratami. Jeśli jeszcze mamy pusty lokal, to można mówić o komfortowej sytuacji.
Niektórzy się dziwią, że za remont małej łazienki muszą zapłacić np. 12 tys. zł. A znajomi tyle zapłacili za dwa razy większą w jednorodzinnym domku.
- A ta mała łazienka jest w starym budownictwie na czwartym piętrze, do tego pewnie bez windy. Miałem takie remonty. Wąskie, drewniane schody, po których trzeba było znieść dwie tony skutych płytek, gruzu i wnieść na górę nowe płytki, panela, worki z cementem, zaprawą, gładzią itd. To samo się nie zniesie. Ktoś to musi zrobić, czyli ja z pomocnikiem. To jest ciężka praca, która też kosztuje. Za taką usługę - w przypadku np. czwartego piętra bez windy klient może dopłacić nawet tysiąc złotych. Małe łazienki, czy w ogóle takie pomieszczenia są niewdzięczne do remontu. Ciągle trzeba coś przestawiać, przenosić, jest ciasno, do tego przecież najczęściej są domownicy, którzy muszą jakoś w miarę normalnie funkcjonować. To jest czasami ekwilibrystyka. Co innego, jak wchodzimy do jednorodzinnego, parterowego domu do wykończenia, gdzie nic nie zawadza. Logistycznie to jest przepaść.
Ma pan dobre zdanie o swoich kolegach po fachu?
- Ja najczęściej wykonuję prace już po innych - murarzach, tynkarzach, hydraulikach czy elektrykach. Czasami przeraża mnie bezmyślność niektórych. Jeśli elektryk ma zrobić włącznik obok drzwi, których jeszcze nie ma, to powinien wiedzieć, że jak będzie za blisko otworu, to skompiluje to prace przy obróbce tych drzwi. A mimo to montuje w tym miejscu kontakt. Bez sensu, bo to dla kogoś potem dodatkowa robota i koszty. Ale podam też przykład z innej beczki, który mnie zbulwersował. Kiedyś wykańczaliśmy dom. Kompleksowo. Inwestorem była samotna kobieta. Była bardzo zadowolona z wykonanych prac. Po jakimś czasie zadzwoniła i prosiła o jakieś dodatkowe jeszcze prace. Pojechaliśmy. Zupełnie przypadkowo opowiedziała nam, że zepsuła jej się zmywarka - tuż po gwarancji. Nie domykały się drzwiczki. Zadzwoniła po serwisanta. Ten przez telefon powiedział, że za przyjazd i diagnozę weźmie 250 zł. To nie koniec. Stwierdził, że wie, co zmywarce najprawdopodobniej "dolega" i zamówi części. Wiązała się z tym kolejna wizyta za 250 zł, żeby tą część zamontować. W sumie pani zapłaciłaby chyba więcej niż za nową zmywarkę. Przyjrzałem się jej dokładniej. I znalazłem rozwiązanie. Wystarczyło nieco wydłużyć regulowane, tylne nóżki w zmywarce. Problem zniknął. Drzwiczki się domykały. Takie sytuacje się zdarzają na szczęście - w moim przekonaniu - raczej rzadko. Większość fachowców stara się jednak wykonywać prace fachowo i przede wszystkim są uczciwi w stosunku do klientów.
Pamięta pan jakiegoś szczególnie osobliwego klienta?
- Wielu takich było. Nie tak dawno - na prośbę znajomej miałem do pomalowania mieszkanie w starym bloku. Akurat miałem kilka dni wolnego, bo musiałem czekać aż na innej budowie elektrycy zakończą swoje prace. Właścicielem tego mieszkania był starszy mężczyzna. Ściany były w opłakanym stanie - pełne dziur, krzywe, z sypiącym się tynkiem. Pan uparł się, żeby je tylko pomalować. Mówiłem, że nie będzie to dobrze wyglądać, ale się zaparł. I malowałem po tych wszystkich nierównościach i dziurach. Efekt był taki jak myślałem. Niby odświeżone, ale nie było specjalnego efektu. A pan nie był do końca zadowolony - zauważył niewielką plamkę farby na kontakcie. Dziury mu nie przeszkadzały.
Dorabiał pan na Zachodzie?
- Tak, pracowałem przez jakiś czas w Anglii. Wtedy wielu fachowców z Polski tam pojechało. Uprzedzę pana pytanie - jakość usług w Anglii i Polsce to przepaść. Ale to głównie wina samych inwestorów. Na początku byłem w szoku; w Polsce nie spotkałem się jeszcze z klientem, któremu nie przesadzały dziury w starej podłodze. A klient w Londynie machnął na to ręką i kupił najtańsze linoleum, żeby te mankamenty ukryć. U nas w Polsce dużą wagę przykładamy do końcowego efektu. Jak coś budujemy, remontujemy, to potem ma być to "wow". W Anglii wystarczy, że na głowę nie cieknie z sufitu, ściany są odświeżone, a że krzywe - to większości nie przeszkadza. Żaden z moich angielskich inwestorów nie zwracał uwagi na takie szczegóły jak piony, poziomy czy równą fugę na płytkach.
Dużo się zmieniło w technologii prac przez ostatnie lata?
- Na pewno. Są coraz nowocześniejsze narzędzia, lepsze materiały. Dzisiaj korzystamy z laserowych "metrówek", akumulatorowych wkrętaków czy pił. To ułatwia prace. Można też zamówić materiały wprost na plac budowy. Dużo jest tych udogodnień. Dla mnie jednym z największych są jednak klipsy ustalające. Bardzo ułatwiają układanie płytek. A tego robię mnóstwo.
Ile muszę mieć na kapitalny remont średniej wielkości mieszkania w starym budownictwie?
- Myślę, że 50 tysięcy złotych na robociznę i podstawowe materiały - bez np. płytek czy paneli powinno wystarczyć.
Ile pan zarabia?
- Przy dobrych zleceniach do kilkunastu tysięcy złotych miesięcznie. Ale to tylko wtedy, kiedy pracuję po dziesięć godzin i mi kręgosłup na to pozwoli. A że coraz częściej mi dokucza, to wolę nieco lżejsze prace, za 7-8 tysięcy. Nie uważam, że są to kwoty rzucające na kolana.