Partner: Logo FacetXL.pl

Polityka psucia

Tak zwane planowane postarzanie produktu, czy też zaplanowana żywotność, to stara strategia stosowana  na całym świecie. Dorobiła się nawet ekonomicznej nazwy planned obsolescence – czyli strategia producenta, mająca na celu takie projektowanie towarów, aby miały one ograniczony czas użytkowania, po tym czasie stawały się niesprawne, a koszty ich naprawy tak wysokie, że jedynym rozsądnym posunięciem jest wyrzucenie grata i zakup nowego produktu. A co za tym idzie - znowu zasilić portfel cwanemu biznesmenowi. 

Oczywiście, wytwórcy bubli za nic nie przyznają się do szwindli; są na tyle bezczelni, że otwarcie je negują – bo nie wierzą, że ktoś ich złapie za rękę. A to, że niszczą środowisko mają gdzieś.

A przecież do produkcji nowych wyrobów są potrzebne nowe zasoby i energia. Zepsute produkty lądują na składowiskach odpadów, góry śmieci rosną, wciąż potrzeba nowych terenów na wysypiska, rozpadające się maszyny zwiększają zanieczyszczenie środowiska. To nie ich problem.

Mają też swoje argumenty. Twierdzą, że nieustanna potrzeba wymiany sprzętu powoduje, że wciąż jest zapotrzebowanie na produkcję, a to z kolei umożliwia utrzymywanie miejsc pracy. Cytowany przez „The Economist” guru marketingu, Philip Kotler uważa, że proces ten jest dla konsumentów korzystny. Prowadzi on do poprawy jakości świadczonych usług i wzrostu konkurencyjności.

Wprawdzie istnieje możliwość recyklingu, lecz tu znów jest potrzebna energia i nowe materiały, a to kosztuje. Ta praktyka planowanej ograniczonej trwałości produktów sprzyja marnotrawstwu zasobów naturalnych i degradacji środowiska naturalnego nie na obcej planecie, tylko obok nas. Wszyscy na tym tracimy, oprócz kilku chciwych cwaniaków, którzy mają gdzieś jak to się skończy, grunt że teraz mają grube miliony.

 

Dobrze już było

Mamy ciągły postęp, produkty są coraz bardziej wydajne i wyrafinowane, lecz mniej trwałe niż kiedyś. A to dlatego, że ich awaryjność można bardzo dokładnie zaplanować.

Weźmy na przykład stare PRL-owskie pralki Franie. Wyglądały jak z przydomowego warsztatu, za to ich skuteczność i trwałość była legendarna. Gdy się psuły, przychodził macher, coś wymienił, przykręcił i Frania śmigała kolejne lata. Stare lodówki też działały dziesięciolecia, fakt że żarły prąd jak smoki, ale chodziły aż właściciel zdecydował się na wymianę.

A wszystko zaczęło się od żarówki. W Kalifornii, w mieście Livermore,  w siedzibie straży pożarnej od 1901 r. pali się do dziś ta sama żarówka. Jest uważana za najdłużej świecącą się żarówkę na świecie.  Żarówka ma własną kamerę i na żywo nadawana jest transmisja z tego, czy nadal świeci.

 Została wyprodukowana w Shelby w Ohio około 1895 r. Drucik wymyślił Adolphe Alexandre Chaillet tak, aby mógł wytrzymać lata. Tajemnicę produkcji drucika nie zdradził, zabrał ze sobą do grobu. Jednak jego fantastyczny patent był solą w oku chciwych kapitalistów.

Spisek chciwców

W wigilię 1924 r. w Genewie doszło do spotkania przemysłowców w celu opracowania tajnego planu, jak zarabiać na szmelcu. 

Bogacze stworzyli pierwszy kartel, w celu kontroli  trwałości  produkowanej  żarówki na całym świecie. Kartel nosił nazwę “PHOEBUS”. Cel był prosty - konsument kupuje żarówki regularnie; jeśli  palą się zbyt długo, to producent traci dodatkowy zysk.

Thomas Edison zaprezentował trwałą żarówkę w 1871 roku. Jego pierwsza żarówka, którą sprzedawano od 1881 r. potrafiła palić się 1500 godzin. Do roku 1924, kiedy powstał “Phoebus”, wytwórcy z dumą chwalili się, że ich żarówki wytrzymują nawet 2500 godzin. W końcu członkowie kartelu uznali, że granicą żywotności żarówki powinno być 1000 godzin.

W 1925 r. spiskowcy z kartelu skrócili żywot żarówki właśnie do takiego czasu.

Ponad 80 lat później, historyk z Berlina, Helmug Helge, ujawnił dokumenty założycieli  kartelu. 

Byli to  m.in. właściciele firm Philips w Holandii i Osram w Niemczech.

1000 godzin to około 42 dni życia żarówki. Przez kolejne dekady wynalazcy opatentowali wiele pomysłów na żarówki nowego rodzaju, w tym nawet takie, które świecą się przez 100 000 godzin. Żaden z pomysłów nie wszedł do produkcji. Oficjalnie “Phoebus” nigdy nie istniał, wszelkie dowody zostały starannie ukryte. By uniknąć zdemaskowania, kapitaliści bardzo często zmieniali nazwy firm.

Oszuści w pończochach

Od tego spisku na całym świecie firmy zamiast na jakości zaczęły zarabiać na tandecie, taniej i niskiej jakości. Najlepiej jednorazowego użytku.

W 1940 roku firma DuPont wyprodukowała pierwsze nylonowe pończochy. Testowa partia towaru została rozdana pracownikom, którzy mieli przekazać je swoim żonom. Kobiety były zachwycone nowym produktem, a przede wszystkim jego trwałością.

Nić była bardzo wytrzymała na szarpanie i zrywanie, to sprawiło, że pończochy wystarczały klientkom na znacznie dłużej niż wcześniejsze modele wykonane z bawełny lub jedwabiu. Firma DuPont miała w rękach prawdziwy hit sprzedażowy, ale tu pojawił się problem - nowy produkt był zbyt…dobry. Panie z radością rzuciły się na  nowe pończochy, były zachwycone. Lecz producenci nie, bo klientki nie wymieniały ich tak często jak robiły to wcześnej. 

Zarząd firmy znowu nie zarabiał tak jakby mógł, w wolnym handlu nie chodzi o zadowolenie klienta, tylko najwyższy jest zysk. Zarząd nakazał chemikom zmienić proces wytwarzania, tak go popsuć, by uzyskany materiał był mniej trwały. Naukowcy nie mieli wyjścia - musieli świadomie spartolić swój rewelacyjny produkt, jeśli chcieli zachować miejsca pracy dla siebie jak i dla innych pracowników fabryki. Nowe nylonowe pończochy mimo pogorszenia jakości nadal dobrze się sprzedawały, tylko klientki musiały znacznie częściej wracać do sklepu po nową parę. Zarząd zacierał ręce i liczył zyski. Wybieg się udał i trwa do dziś.

Programowane zepsucie

Po pierwsze, producenci tworzą w części wykonane ze słabej jakości materiałów - głównie z nietrwałego plastiku , na przykład słuchawki. Montują elementy wrażliwe na działanie wysokich temperatur, w miejscach gdzie takie temperatury są. To także częsty wybieg producentów zmywarek do naczyń i kuchenek elektrycznych. 

Innym, częstym sposobem planowego postarzania sprzętu jest brak produkcji części zamiennych. I to nie żart, tak to działa od lat, klient zanosi zepsuty produkt do serwisu, a tam słyszy, że jest on nienaprawialny, bo po prostu nie ma części zamiennych. Pozostają szroty, polowanie w internecie albo zrobienie sobie części samemu.

Inny „myk” to utrudnienie życia konsumentom poprzez wprowadzanie niekompatybilnych nowych produktów danej marki. Przykład? Technika stosowana w przypadku smartfonów z Androidem. Tu podążanie za sztucznie tworzoną modą i wprowadzanie na rynek coraz nowszych modeli wymusza stały zakup nowych wersji. Ten nacisk na konsumenta pogłębia kolejna sztuczka - techniczne innowacje są wprowadzane do nowych modeli stopniowo. Chcesz mieć najnowszy model, szykuj kasę na zakup każdego roku. Producenci nigdy nie przestaną, bo ich celem jest jak największy zysk.

Przewiduje się, że globalne e-odpady – osiągną masę 74 Mt do 2030 r. Prawie podwajając ilość e-odpadów w ciągu zaledwie 16 lat. To sprawia, że e-odpady są najszybciej rosnącym strumieniem odpadów domowych na świecie, przyczyną jest sztucznie wymuszanie zużycie sprzętu elektrycznego i elektronicznego, z wykluczeniem naprawy. Tylko 17,4 proc. e-odpadów w 2019 r. zostało zebranych i poddanych recyklingowi. Oznacza to, że złoto, srebro, miedź, platyna i inne wysokowartościowe, materiały wyceniono na  57 miliardów dolarów – suma uzyskana z odpadów jest większa niż produkt krajowy brutto większości krajów. A co z resztą wyrzuconych na śmietnik surowców?

Według raportu, Azja wygenerowała największą ilość e-odpadów w 2019 r. - około 24,9 Mt, następnie obie Ameryki (13,1 Mt) i Europa (12 Mt), podczas gdy Afryka i Oceania wygenerowały odpowiednio 2,9 Mt i 0,7 Mt. Dla porównania, zeszłoroczne e-odpady ważyły znacznie więcej niż wszystkie dorosłe osoby w Europie, czyli aż 350 statków wycieczkowych wielkości Queen Mary 2, co wystarczyło, aby utworzyć linię o długości 125 km. E-odpady stanowią zagrożenie dla zdrowia i środowiska, zawierają toksyczne dodatki lub substancje niebezpieczne, takie jak rtęć, które uszkadzają ludzki mózg i  lub system nerwowy. Ale ktoś w tej chwili i tak zaciera ręce…


Źródła:

www.globalewaste.org

"Wiedza i życie" artykuł Kamil Nadolski „Awarie pod kontrolą”

www.wikipedia.pl spisek żarówkowy  

Raport Global E-waste Monitor 2020 – współpraca ONZ (UNU), Międzynarodowy Związek Telekomunikacyjny (ITU) i Międzynarodowe Stowarzyszenie Odpadów Stałych (ISWA), w ścisłej współpracy z Programem Ochrony Środowiska ONZ (UNEP). Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) i niemieckie Ministerstwo Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (BMZ)

Planned  obsolescence (economist.com)

Tagi:

pralka,  sprzęt AGD,  recycling, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz