- Wsiadasz w Warszawie do Dreamlinera i po 11 godzinach komfortowego lotu wysiadasz w zalanym słońcem i otoczonym szmaragdowym Pacyfikiem Los Angeles. Na pomysł na wycieczkę do USA wpadła moja mama, która lata temu mieszkała rok w Ameryce. To była jej sentymentalna podróż, poleciałem jako jej bodyguard. Męczące doświadczenie, ale było warto! - opowiada Daniel Król z Lublina.
Z hollywoodzkim rozmachem
- Taki wypad do USA można sobie zafundować za około 12-15 tys. zł od osoby, a wycieczka trwa 13 dni. Program napięty na maksa, sam płacisz za jedzenie i za bilety na wszystkie atrakcje. Zajmuje się tym przewodnik – mówi Daniel.
Program objazdu rozpoczyna się od przejazdu z Los Angeles do Santa Monica. Spacer po molo wychodzącym głęboko w Ocean Spokojny. To także miejsce, w którym kończy się "Route 66" i gdzie można odpocząć na ławeczce z filmu Forrest Gump. Następnie przejazd do Beverly Hills na spacer słynną ulicą „Miasta Aniołów” – Rodeo Drive, gdzie mieszczą się ekskluzywne sklepy.
Dalej aleja gwiazd – Hollywood Walk of Fame z wmurowanymi pięcioramiennymi gwiazdami sław kina, muzyki i telewizji. Dolby Theatre, to miejsce corocznej gali wręczania Oscarów oraz Grauman’s Chinese Theatre, gdzie można znaleźć odciski stóp i rąk kinowych sław. Ten etap kończy Griffith Observatory, skąd można zobaczyć stojące na zboczu pobliskiego wzgórza legendarny napis "Hollywood"
- Niestety, mogłem sobie to tylko wyobrażać, bo akurat wtedy wzgórza spowiła gęsta mgłą – śmieje się Daniel.
W cieniu najstarszych drzew i prozy Steinbecka
- Z przytłaczającego atrakcjami Miasta Aniołów trasa prowadziła do Parku Narodowego Sekwoi i Kings Canyon – opowiada. – Przenieśliśmy się w malownicze, górskie obszary.
Pierwszy z nich chroni występujące naturalnie jedynie w Kalifornii sekwoje, najwyższe drzewa na Ziemi, spośród których niektóre liczą sobie nawet ponad 3000 lat. Las Olbrzymów – fragment parku, na którym rośnie 5 z 10 największych drzew świata, w tym największa sekwoja o nazwie General Sherman.
- To budzi szacunek – przyznaje Daniel. - A potem znaleźliśmy się w Birds Rock. Kolejny całkowity przeskok do innej scenerii. Jak w kinie.
To kolonia pelikanów i stad lwów morskich oraz Lone Cypress – jednym z bardziej ikonicznych obrazków Kalifornii oraz centrum historycznego miasteczka Monterey. W programie - obserwacja fok i pelikanów, dla których lokalna zatoka jest miejscem lęgowym.
W miasteczku atrakcją numer jeden jest uliczka Cannery Row, doskonale znana miłośnikom literatury Johna Steinbecka. W „Cudownym Czwartku” ulica Nadbrzeżna położona w ubogiej dzielnicy portowego miasta Monterey jest domem "dziwek, alfonsów, szulerów", w spojrzeniu genialnego pisarza to miejsce "święte, aniołowie, męczennicy i błogosławieni".
Golden Gate i Dziki Zachód
- W San Francisco najpierw zobaczyliśmy Alamo Square z domkami w stylu wiktoriańskim, Fisherman’s Wharf z mnóstwem restauracji i sklepików i “najbardziej krętą uliczkę na świecie” Lombard Street, a na koniec wytchnienie w Golden Gate Park – wylicza lublinianin. – Bardzo interesujący pod względem obyczajowym był przejazd przez dzielnicę mniejszości seksualnych, czyli Castro i hipisowskiej komuny przy Ashbury & Haight.
Na koniec tego etapu zaplanowano rejs po zatoce, gdzie była możliwość zobaczenia z bliska więzienia Alcatraz oraz słynnego, imponującego mostu Golden Gate Bridge.
Ciekawym doświadczeniem było także zwiedzanie Sacramento – stolicy stanu Kalifornia, w tym Old Sacramento Waterfront – historycznej dzielnicy w stylu typowego Dzikiego Zachodu.
- Pamięć natychmiast podsuwa obrazy ze znanych westernów – przyznaje Daniel. – Wisienką na torcie jest wizyta w California State Capitol i zwiedzanie siedziby największego twardziela wszechczasów - to ratusz, w którym dwie kadencje urzędował Arnold Schwarzenegger jako gubernator stanu.
Kraina sępów i Miasta Grzechu
- Zobaczyłem Park Narodowy Dolina Śmierci – opowiada Daniel. – To miejsce robi niesamowicie dramatyczne wrażenie. Jest położony ponad 80 m poniżej poziomu morza, to najgłębsza depresja Ameryki Północnej. Dolinę Śmierci w swoim nieludzkim pięknie dobrze widać z Badwater Basin, punktu widokowego i Zabriskie Point.
Kolejnym punktem na mapie objazdu było Las Vegas. Ponoć nazwę miasta wymyślił w 1829 roku hiszpański handlarz Antonio Armijo, gdy podróżował z Teksasu w kierunku Los Angeles szlakiem Old Spanish Trail. Miasto Grzechu przyciąga miliony turystów z całego świata.
– Wszędzie kapiące od przepychu i blasku kasyna, które m.in. odwzorowują kanały Wenecji oraz uliczki Rzymu wraz z fontanną di Trevi – wymienia. - Widziałem wybuch wulkanu przy hotelu The Mirage i tańczącą fontannę przy hotelu Bellagio. Zawrót głowy, szczególnie nocą przytłacza przepychem i tętniącym życiem, zwłaszcza, gdy weźmiemy pod uwagę, że to miasto powstało na pustyni!
Las Vegas jest nie tylko światową stolicą hazardu, ale także ślubów, ze względu na maksymalnie uproszczone formalności. Każdego dnia na ekspresowy ożenek decyduje się co najmniej 300 par. Licencja małżeńska to niecałe 77 dolarów.
Wielki Kanion Kolorado ogląda się przelatując nad nim helikopterem włącznie z lądowaniem na jego dnie, koszt 270 USD za ok. 15-minutowy lot.
– To bardzo ciekawa atrakcja, jednak należy pamiętać, że lot jest stosunkowo krótki - żałuje Daniel.
To nie koniec latania tego dnia, turystów czekał jeszcze nocny przelot z Los Angeles do portu lotniczego Nowy Jork-John F. Przelot na drugi brzeg USA trwa ponad 5 godzin.
Atlantic Coast
- Filadelfia przez krótki okres była stolicą Stanów Zjednoczonych, tu miało miejsce narodziny amerykańskiej demokracji - opowiada turysta. – Tu, w ramach wycieczki zobaczyliśmy historyczny budynek Independence Hall położony przy eleganckim zieleńcu, przy którym znajduje się słynny Dzwon Wolności. Jest także siedziba Polsko-Amerykańskiego Centrum Kultury.
W Nowym Jorku była wyprawa do Metropolitan Opera, następnie – Central Park – spacer po parku z przystankami w najważniejszych miejscach, przejazd 5. Aleją, Rockefeller Center, Katedra św. Patryka, dworzec Grand Central, Biblioteka Nowojorska, Times Square w centrum Manhattanu. W ciągu dnia był jeszcze przyprawiający o zawrót głowy wjazd na 86 piętro Empire State Building, jednego z głównych symboli Nowego Jorku skąd roztacza się imponująca panorama miasta.
- Zaliczyliśmy obowiązkowy rejs statkiem i spacer po wyspie, gdzie mieści się Statua Wolności, a następnie rejs na wyspę Ellis – wspomina Daniel Król. - Wyspa była dla ponad 20 milionów emigrantów, w tym 1, 5 miliona Polaków pierwszym przystankiem w Ameryce.
Było też zwiedzanie dzielnicy finansowej na Manhattanie z gmachem Giełdy Nowojorskiej, Wall Street, Federal Hall – to miejsce zaprzysiężenia prezydenta Waszyngtona oraz historyczny kościół św. Trójcy.
- Bardzo poruszającym momentem było odwiedzenie Ground Zero (9/11 Memorial), gdzie ulokowane były niegdyś symboliczne, bliźniacze wieże World Trade Center – mówi nasz bohater.
Na koniec - Most Brookliński, jeden z najstarszych wiszących mostów na świecie, skąd roztacza się panorama Manhattanu od strony East River. Pobyt w „amerykańskim śnie” kończy powrót - lot Dreamlinerem z Warszawy do Los Angeles, który trwał już tylko ponad 7 godzin.
Ameryka - centrum świata
- Pierwsze zaskoczenie było tuż po przylocie na lotnisko w Los Angeles – przyznaje Daniel. - Podczas dwugodzinnego czekania w długiej kolejce widać było ludzi dosłownie z całego świata, co pokazuje olbrzymią siłę przyciągania USA. Tu jest też bardzo duże poczucie patriotyzmu mimo wielokulturowego społeczeństwa.
Flagi USA widoczne są przy wielu domach, żywa pamięć o zamachach 11 września, szacunek dla poległych w wojnach np. koreańskiej czy wietnamskiej.
- Co ciekawe, jest wiele flag ukraińskich, Amerykanie interesują się Europą i tym, co dzieje się na Ukrainie, popierają ich walkę z rosyjskim najeźdźcą.
W całym USA, do najważniejszych turystycznych miejsc są liczne kontrole - podobne do tych na lotniskach, co jest pokłosiem zamachów terrorystycznych.
- Zdziwiło mnie, że w atrakcjach turystycznych jest przerost zatrudnienia osób, których jedyną funkcją jest mówienie „uwaga kałuża” lub „uwaga stopień” czy pilnowanie czy kolejka turystów stoi równo śmieje się Daniel. - Drugim zaskoczeniem był fakt, że tu brak płatnego urlopu macierzyńskiego. W USA nie ma czegoś takiego jak gwarantowany płatny urlop. Pracownicy sektora prywatnego w USA otrzymują średnio 15 dni urlopu po przepracowaniu pięciu lat, a po dwóch dekadach pracy wolne wydłuża się do 20 dni urlopu, więc w Polsce urlop jest dłuższy. Przeciętny Amerykanin otrzymuje 10 dni wolnego rocznie po roku pracy.
Wbrew określeniu „wolnoamerykanka” istnieje duże poszanowanie dla zasad społecznych i prawa. Mimo, że drogi są niezłej jakości, to kierowcy co do zasady nie przekraczają prędkości, stosują się do znaków drogowych nawet wtedy, gdy z naszej perspektywy ewentualne niezastosowanie się do nich nie pociągnęłoby za sobą konsekwencji.
- Tu widać przywiązanie do rodzimych marek motoryzacyjnych oraz dużych SUV-ów i pikap’ów, chociaż europejskie i azjatyckie marki też są widoczne – przyznaje.
To nie raj dla każdego
- Dużym problemem są bezdomni, którzy są widoczni w największych aglomeracjach, wielu z nich jest pod wpływem narkotyków – opowiada Daniel Król. - Mimo różnych rządowych programów wciąż ten problem nie jest rozwiązany. Rozczarowałem się trochę wizytą w Dolby Theatre w Los Angeles, w którym „rozwijany” jest czerwony dywan podczas gali rozdania Oskarów. To skutek i przykład „magii ekranu”, która sprawia, że w masowej wyobraźni to miejsce wyjątkowe, tymczasem jest dość zwyczajne.
Co trzeba wiedzieć - ceny produktów w sklepach czy restauracjach nie określają ceny brutto, więc podatek trzeba sobie przeliczyć w głowie lub zapytać sprzedawcy.
- W hotelach śniadania są monotonne i syte – jajecznica, bekon, naleśniki z syropem klonowym, brak warzyw i owoców- wylicza Daniel. - Ogólnie w restauracjach porcje są większe niż w Europie.
Napoje o pojemności „small” w restauracjach często w Polsce kwalifikowałyby się na rozmiar „medium”. Dobrej jakości są steki i owoce morza. Tzw. „śmieciowe jedzenie” jest stosunkowo najtańsze, co tylko pogłębia zjawisko otyłości w najbiedniejszej warstwie społeczeństwa.
- Widać, że jedzenie stanowi dla Amerykanów ważną część życia – stwierdza. – Niestety, ilość nie oznacza jakości.
W USA popularne są restauracje typu „płacisz raz i jesz ile chcesz”. Nawet w małych miejscowościach jest duża liczba restauracji z kuchnią z całego świata. Dużą popularnością w aglomeracjach cieszą się food trucki oraz kultowe nowojorskie budki z hot dogami nie tylko wśród turystów, ale również mieszkańców.
- Ludzie są otwarci i serdeczni, cierpliwi i wyrozumiali dla turystów – opowiada Daniel. - Miłe z perspektywy polskiej rzeczywistości jest to, że wspierają się nawzajem, pomagają sobie. np. gdy ktoś otyły zaczyna ćwiczyć, to niewyobrażalne są jakieś nieprzychylne komentarze sugerujące, że to nie da efektów.
Amerykanie dbają o to, by nie urazić kogoś np. o otyłych mówi się „chubby” (pyzaty, pucułowaty) unikając określeń, które mogłyby zostać uznane za pejoratywne. W wielu miejscach w przestrzeni publicznej pojawiają się tęczowe flagi, promowane są hasła na rzecz równouprawnienia osób LGBT.
- To był wspaniały wyjazd, ale nie planuję wracać w najbliższych latach – podsumowuje Daniel. – Jest jeszcze tyle miejsc na Ziemi, które warto zobaczyć.
Co należy wiedzieć?
Ceny z polskiej perspektywy są stosunkowo wysokie w restauracjach typu nie fast food (często już w rachunku jest wliczony serwis dla kelnera lub podane są sugerowane widełki napiwku od ok. 10 do 20 procent) i ogólnie różnią się między poszczególnymi stanami np. 1 kg jabłek od 2,3 do 5,8 USD: relatywnie tani jest McDonalds – kanapka McChicken - 2,3 dolara plus podatek, poza tym whiskey Jack Daniel’s mniej więcej tyle co w Polsce – ok. 18 dolarów netto za 0,7l, butelka piwa w sklepie – od 2 do 3,3 dolara, w restauracji ok. 5-6 USD
Danie ze stekiem w restauracji, w zależności od rodzaju i wagi od ok. 30 do 100 dolarów netto
2-litrowa cola w sklepie ok. 2-3 dolary netto,
kapelusz w stylu „kowbojskim” - od 10 dolarów netto w Walmarcie, a kapelusze lepszej jakości od 70 dolarów wzwyż