Po co właściwie robimy zdjęcia?
- Zdjęcia przywołują wspomnienia. Dokumentują wydarzenia z naszego życia. Tak nam się przynajmniej wydaje. Bo tak naprawdę zdjęcia rejestrują nasze emocje, które chcemy przeżyć jeszcze raz podczas ich oglądania. Często obserwuję, jak wiele osób patrzy na dane wydarzenie głównie przez obiektyw aparatu. W internecie krążyło swego czasu zdjęcie z przejazdu papieża w jakimś mieście. Widać na nim tylko jedną osobę, która z uśmiechem patrzy w stronę papieża bez aparatu. Jest ona na tym zdjęciu zaznaczona obwódką. Wszyscy wkoło trzymają w rękach aparaty. I ta jedna, jedyna osoba patrzy na to wydarzenie w sposób naturalny - oczami skierowanymi na obiekt, a nie w obiektyw. Podobnie jest na koncertach, pokazach. Zawsze się wtedy zastanawiam, czy te osoby słusznie opowiadają potem, że "a ja widziałem na żywo tego i tego". Tak do końca to nie jest prawdą. Zdjęcia robimy wszędzie, wszystkim i hurtowo, żeby potem pochwalić się chociażby znajomym czy rodzinie. I przychodzimy za jakiś czas w odwiedziny, żeby przez godzinę oglądać często nudne, podobne do siebie ujęcia. A to kwiatek, a to uliczka, a to nasz znajomy na plaży, który tym razem patrzy w prawo, a nie w lewo. Bez ładu i składu, a co najgorsze - jest to katorgą dla oglądającego, bo nie wypada przecież ziewać przy oglądaniu.
To jak pstrykać, żeby nie było nudno?
- Kombinować. Nie bać się szukania czegoś nowego. Czy zdjęcie zrobione zza szyby samochodu będzie gorsze od tego, jak to okno otworzymy? Tomasz Sikora, jeden z najlepszych polskich fotografików dostał wiele lat temu zlecenie na zrobienie zdjęć reklamowych produktu Fabryki Samochodów Osobowych - poloneza. On, jako jedyny zrezygnował z typowej sztampy – zdjęć czyściutkiego samochodu w różnych ujęciach. Wsiadł do tego poloneza i jeździł nim po Polsce, fotografując różne miejsca zza szyby samochodu. Oczywiście, to były sytuacje aranżowane, ale te jego zdjęcia zrobiły prawdziwą furorę. Widać było na tych fotografiach samochód: kierownicę, deskę rozdzielczą. Ale zupełnie inna perspektywa. I o to chodzi. Zdjęcie powinno budzić refleksję, pobudzać więcej bodźców, a nie być jedynie powieleniem utartych schematów.
A jak fotografować wieżę Eiffla czy krzywą więżę w Pizie, żeby było ciekawiej?
- Pozowanie, że niby ją podpieramy ręką - to znają miliardy ludzi na całym świecie. Jak wygląda wieża Eiffla - wie chyba każdy. Po co zatem wysilać się, żeby obydwa te obiekty uchwycić w całości? Takim zdjęciem nikogo nie zainteresujemy, nie zaskoczymy. Nuda. Ale jeśli pokombinujemy, to okaże się, że ujęcie bagietki na pierwszym planie z oddaloną gdzieś wieżą Eiffla będzie o wiele ciekawsze. Pamiętajmy, że nie musimy drżeć o to, czy na pewno na naszej fotografii zmieści się cała bryła jakiegoś znanego, zabytkowego budynku. Takie zdjęcie można znaleźć w internecie dzięki wyszukiwarce. Bardziej interesujący będzie jakiś szczegół, chociażbyśruba mocująca przęsła wieży czy napis na murze. Kombinujmy trochę. Fotografia ma też wyzwalać pozytywne emocje, a setne zdjęcie znanego zabytku - tak jak na widokówce - powoduje tylko frustracje. Niektórzy robią dziesiątki ujęć jednego obiektu. Z różnej perspektywy. Seriami. Tego się nie da oglądać. Jeśli już chcemy koniecznie pochwalić się naszym "fotograficznym dorobkiem", to dobrze jest usiąść po przyjeździe z wakacji do domu i przebrać te wszystkie zdjęcia. Daję głowę, że większość z nich się powtarza. Z kilkudziesięciu zdjęć można wybrać tylko kilka. Wystarczy. Pamiętajmy, że ktoś to będzie oglądać i niech to nie będzie dla niego karą.
A co pan sądzi o znanej i powszechnej sytuacji, kiedy ustawiamy się do zdjęcia, potem wszyscy mówią "cheese" albo "marmolada" i…pstryk?
- I mamy potem takie ujęcie kilku czy kilkunastu osób, które sztucznie sie uśmiechają. I to na kilku ujęciach.
Nie ma w tym nic naturalnego. Warto w takim przypadku eksperymentować. Można poprosić wszystkich
o uśmiech, ale zdjęcie zróbmy sekundę wcześniej - jak grupa będzie się dopiero ustawiać albo po tym, jak będą przekonani, że już zdjęcie z uśmiechem zrobiliśmy. Wtedy będzie pewna różnorodność, a nie sztuczność.
A można "ucinać" nogi?
- A kto powiedział, że nie można? W czym to przeszkadza? W niczym. Czy wujek Zenek bez nóg na zdjęciu nie będzie już tym samym wujkiem? A jak nie będzie mu widać kawałka czoła, to co? Obrazi się? Ja swoim słuchaczom w szkole fotografii zawsze powtarzam, żeby nigdy nie bali się ciąć zdjęć. Im więcej chcemy pokazać na zdjęciu, tym mniej widać. "Im więcej ciebie, tym mniej" - tak jak w piosence. Unikajmy zdjęć ogólnych, robionych z oddali. Jak podejdziemy bliżej, to na pewno zobaczymy coś bardziej interesującego niż daleka perspektywa z domami, domeczkami i plażą.
Są tacy, którzy z wczasów przyjeżdżają z tysiącami zdjęć...
- To bez sensu. Nawet portale społecznościowe ograniczają ilość zamieszczanych fotografii. Wiem z doświadczenia, że wiele osób nigdy nie wraca do tych zdjęć sprzed lat. A nawet sprzed tygodnia. Pamięć smartfonów jest zapchana tysiącami fotografii. Wszędzie, na każdym kroku jesteśmy "bombardowani" milionami zdjęć - zwłaszcza w internecie. Pamiętam, że kiedy nie było jeszcze aparatów cyfrowych, to po każdym wyjeździe oddawałem do zakładu fotograficznego kilka rolek filmów do wywołania. Czasami czekało się nawet tydzień na odbiór. I pamiętam do dzisiaj, kiedy jeszcze w samochodzie z wypiekami na twarzy oglądałem te zdjęcia. Ile było przy tym frajdy! Wielu moich znajomych robi to do dzisiaj. Wybierają fotografie z ostatnich lat i przez internet zamawiają odbitki. To jest zupełnie inny odbiór. W świecie fotografii profesjonalnej, podczas np. przeglądów portfolio na festiwalach fotograficznych mamy do czynienia tylko ze zdjęciami wydrukowanymi na papierze.
Żeby robić dobre zdjęcia, to lepiej zainwestować w dobry aparat cyfrowy czy smartfona najnowszej generacji?
- Zawsze podkreślam, że to nie aparat robi zdjęcia, tylko ten, kto fotografuje. Aparaty w smartfonach są od dawna tak zaawansowane technologicznie, że jakościowo nie odbiegają od najlepszych cyfrówek.
A kupuje ktoś jeszcze typowe aparaty?
- Oczywiście. Do celów zawodowych. Profesjonalista musi korzystać z aparatów, ale dla zabawy fotografią już takiej konieczności nie ma. Powiem więcej - od pewnego czasu obserwuję też zjawisko renesansu fotografii analogowej. Nie tak dawno na okładce polskiego wydania Vogue było właśnie zdjęcie analogowe. Porównałbym to do sytuacji, kiedy wymyślono kina. Wiele osób wieszczyło koniec ery teatru. Tak się nie stało. Teatr przetrwał i ma się do dzisiaj dobrze. Tak samo jest w fotografii. Każdy smarton ma funkcję nagrywania filmów, czyli "wyższy stopień fotografowania". Mało kto jednak z tego korzysta. Wideo nie wyparło zupełnie zdjęć. Zatem fotografujmy, ale pamiętajmy, żeby kombinować.
Karol Zienkiewicz, fotograf, dyrektor Lubelskiej Szkoły Fotografii. Publikował w większości polskich czasopism. Zdobył kilka nagród m.in.: 1. miejsce BZWBK Press Foto w kategorii fotoreportaż za cykl “Le Parkour”. Otwarty na różne sposoby fotografowania.