Partner: Logo FacetXL.pl

Reportaż z nocnej akcji zamieścił popularny wówczas magazyn „Tajny detektyw”. Data policyjnych działań nie była przypadkowa. Luty był ostatnim miesiącem, kiedy odbywały się bale i imprezy w mieście przed nadchodzącym postem.

Noc była gwiaździsta, spadł świeży śnieg. W ówczesnej Komendzie Wojewódzkiej Policji Państwowej przy pl. Wolności trwały ostatnie przygotowania do akcji. „Obława” – bo tak ją nazwano obejmowała teren trzech poznańskich komisariatów w śródmieściu – I, IV i VI. To miała być pracowita noc dla 120 policjantów pełniących nocny dyżur.

Dziennikarz gazety został przydzielony do oddziału dowodzonego przez asp. Tołwińskiego, kierownika brygady pościgowej wydziału śledczego i asp. Krupowicza, kierownika IV komisariatu. Całą akcją dowodził podinspektor Sauter.

Na „pierwszy ogień” idą okolice ul. św. Wojciecha i słynne podwórze Barlebena, które cieszyło się złą sławą. W rzeczywistości była to kiedyś ulica łącząca ul. Piaskową z Szyperską.

„Już na Wolnicy natrafiamy grupę ludzi – pisze w reportażu dziennikarz gazety. - Podejrzani? Nie. Tylko pijani. Ponieważ zachowują się jednak bardzo głośno i niesfornie, zostają przytrzymani i odprowadzeni na Komisarjat. Kroczymy przez poznańskie ghetto. Żydowska i Kramarska. Raz po raz posterunkowi dzielą się z nami swemi uwagami, wykazując świetną znajomość terenu. ..Proszę, oto mykwa, rytualna kąpiel żydowska“. „Ten odrapany budynek to stara bóżnica obecnie zamieniona na dom mieszkalny, zewnątrz ruina, ale wewnątrz pałac”.

Szczególną uwagę autor teksu poświęcił podwórzu Barlebena – to wówczas znane i osławione

miejsce zamieszkania poznańskich mętów społecznych. W latach 30. mieszkało tu wielu nożowników jak Ernest Surdyk – nieuchwytny przez wiele lat bandyta, który siał postrach na poznańskich ulicach. Był wyjątkowo brutalny i niebezpieczny. Jego jedyną bronią był nóż. Swoje ofiary kłuł i krajał – jak pisze dziennikarz, ale nigdy nie zabijał.

Drugim bandytą z podwórza Barlebena, o którym krążyły legendy był niejaki Machowski.

W 1933 roku zasłynął brawurową ucieczką przez policją. Było to tak: na ul. Północnej wyrwał torebkę samotnej kobiecie i zaczął uciekać. Kilku przechodniów zaczęło go gonić. Ten dobiegł do Warty. Kiedy wydawało się, że znalazł się w matni, niespodziewanie rzucił się do rzeki i przepłynął ją. Kiedy wychodził na brzeg po drugiej stronie, nagle jak spod ziemi wyrośli policjanci. Machowski niewiele się namyślając, znów wskoczył do Warty i popłynął z powrotem. I znowu udało mu się zwiać. Wpadł dopiero wieczorem, kiedy w poszukiwaniach zbiega wzięło udział wielu funkcjonariuszy depczących mu po piętach.

Dziennikarz wymienił jeszcze jednego mieszkańca podwórza Barlebena – to sprawca zabójstwa szofera przed restauracją „Atlantic“ przy St. Rynku, która miała miejsce pod koniec 1932 r.

„Zbliżając się do ul. Piaskowej, zauważyliśmy u jej wylotu dwóch osobników, którzy na widok mundurów policyjnych poczęli się oddalać – czytamy w reportażu z nocnej akcji. - Ponieważ sprawiali wrażenie wartowników, ujęto ich. Jednego z miejsca zwolniono — był to kulawy nędzarz. Drugi około dwudziestukilku lat liczący młodzieniec, nazwiskiem Piotrowski, został przytrzymany. Wchodzimy na podwórze Barlebena. Właściwe określenie na nie byłoby uliczka lub zaułek. Jest to wąska wybrukowana kociemi łebkami ulica, łącząca ulicę Piaskową z ul. Szyperską, ale od niej odgrodzona wysokim murem. Dookoła ustawione są niskie parterowe domki o maleńkich oknach”.

Z opisu autora wynika, że mieszkania w tych kamienicach składały się jedynie z jednej, mikroskopijnej izby. Panował w niej zwykle zaduch, było też niemiłosiernie ciasno, bo zazwyczaj w takim pomieszczeniu mieszkało kilka osób.

„Obchodzimy kolejno wszystkie mieszkania – opisuje autor. - Brud potworny. Z chwilą otwarcia drzwi zaduch uderza w nas jak obuchem. We wnętrzu mieszkania trudno długo wytrzymać. To też po rozejrzeniu się natychmiast opuszczamy te nory, pozostawiając tam posterunkowych. Jedno mieszkanie było szczególnie potworne. Była to nora po prostu gorsza od nory jaskiniowców. Mały pokoik o rozmiarach zaledwie 2 na 2 m, pozbawiony okien służył za nocleg dla sześciu osób. Całe umeblowanie składało się ze złamanego stołu, opartego o ścianę. Na ziemi, na brudnym barłogu _

leżało sześciu cyganów. Trudno opisać fetor, jaki wiał przez otwarte drzwi”

Na zewnątrz natrafili na dobrze znanego złodzieja o nazwisku Rudel. Niedawno wyszedł z więzienia. Trafił tam w dniu swojego ślubu. Prosto z Urzędu Stanu Cywilnego powędrował za kratki.

- Co ty tu robisz o lej porze? — zapytuje go komendant.

- Spieszę do żony — brzmi odpowiedź.

- Nie siedzisz w więzieniu?

- Dopiero w październiku je opuściłem.

- A kiedy tam wrócisz? — pyta jeszcze z żartobliwym śmiechem aspirant.

- To już zależy od pana komendanta - pada dowcipna odpowiedź.

Policjanci zajrzeli także na plac przy końcu ul. Piaskowej. Tu, w stojących wozach często nocowali bezdomni, a wśród nich także ci, którzy był poszukiwani przez policję listami gończymi. Tym razem wozy były puste.

W drodze powrotnej „obława” zatrzymała się w lokalu niejakiego Koniecznego przy ul. Wielkie Garbary, gdzie „przytrzymano dwie kobiety, podejrzane o uprawianie tajnego nierządu. Na widok granatowych mundurów, obie ukryły się w toalecie, skąd nie chciały wyjść, mimo kilku wezwań. Dopiero groźba, że ustawi się pod drzwiami posterunek do samego rana, zmusza je do opuszczenia kryjówki”.

Policyjny patrol zajrzał także do znanej przedwojennej meliny przy ul. św. Wojciecha. Znajdowała się w czteropokojowy mieszkaniu. Jak wyjaśniał autor tekstu, schronienie znajdowało tu czasem kilkadziesiąt osób. Byli wśród nich m.in. złodzieje, prostytutki czy żebracy.

Jak wyglądała „wizyta”?

„Na wezwanie policji otwiera mieszkanie właścicielka spelunki Kusiowa – czytamy. - Policję przywitała z wielkim oburzeniem. Znak to, że nie ukrywa ona nikogo, w przeciwnym razie byłaby skromna i układna. Istotnie oprócz jednego złodzieja Leisera, który opuścił dopiero więzienie, żebraka bez nóg. leżącego od dłuższego czasu na łóżku pełnym robactwa i kilku kobiet, wśród których znajdowała się także chora córka Kusiowej, nie znaleziono nikogo. Reszta łóżek była pusta. Ogółem w jednym tylko pokoju Kusiowa potrafiła ustawić 8 łóżek. Melina Kusiowej pamiętna zostanie choćby z tego, że w niej spędzili pierwszą noc po dokonaniu zbrodni, straceni już mordercy ś. p. ks. Masłowskiego”

Policjanci sprawdzili także liczne jadłodajnie i restauracje. Efekt? W restauracji „Londyńskiej”

przy ul. Maszlalerskiej ukarali mandatem właściciela za nielegalną sprzedaż alkoholu. Jak opisuje autor, we wszystkich lokalach, do których wchodzili, asp. Tołwiński już w drzwiach głośno krzyczał „ Policja, legitymować się!”. Kto nie nie miał dokumentów, trafiał na komisariat. Tam odbywało się przesłuchanie i rewizja.

W sumie akcja „Obława” zakończyła się zatrzymaniem 60 osób. Część z nich trafiła do aresztu. Akcja zakończyła się o świcie.

 


Źródło:

 


https://tajnydetektyw.blogspot.com/2013/04/nedza-w-poznaniu-czyli-zaduch-obuchem.html

 


https://www.poznan.pl/mim/bm/news/tajemnice-barlebena,122605.html

 

 

 

 

 

 

Tagi:

policja,  poznań,  historia, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz