„Auto” – gazeta Automobilklubu Polskiego z czerwca 1938 roku zamieściła w swoim periodyku raport dotyczący przyczyn wypadków na warszawskich ulicach. Co ciekawe, wyniki tych „badań” oparto na danych z kroniki wypadków zamieszczanych w stołecznych gazetach. Z tej okazji odbyła się nawet specjalna konferencja prasowa.
Według raportu, „wypadki można z grubsza podzielić na dwie kategorie: takich, w których sprawca (lub sprawcy) spowodowali nieszczęście wskutek pijaństwa, złej woli lub zdecydowanego chamstwa i takie, których przyczyną nieszczęścia lub szkody była pewna doza ignorancji i lekkomyślności”.
W 35 procentach wypadków winę ponosił kierowca – do takich wniosków doszli dziennikarze. Według ich statystyk, w 45 procentach wina była „mieszana” – i kierowcy, i pieszego. W pozostałych 20 procentach kierowca – jak napisali w raporcie – nie ponosił winy, że doszło do wypadku.
Za jedną z głównych przyczyn uznano m.in. - podobnie jak dzisiaj – lekceważenie przepisów i zbyt szybką jazdę „bez możliwości opanowania sytuacji w razie wystąpienia niebezpieczeństwa”.
Dziennikarze oparli swoje opinie także o policyjne raporty z przesłuchań sprawców. Podkreślili, że wielu z nich uważało za głównie drogi, czyli z pierwszeństwem przejazdu takie, które „są szerokie i jest na nich duży ruch”. Nic bardziej mylnego – czytamy w gazecie.
„Okazuje się, że władze administracyjne uważają za ulice główne jedynie te, o których pryncypialnym charakterze można zupełnie łatwo wywnioskować bez potrzeby znajomości ulic danego miasta, a więc np. w Warszawie za głównie ulice uważa się wszystkie te, na których leżą szyby tramwajowe – bez względu na to, czy chodzą po nich tramwaje czy nie” – napisali.
A jak rozpoznać taką ulicę, kiedy w danym mieście nie ma tramwajów? I na to dziennikarze mieli radę – trzeba uważnie obserwować ruch. Jeśli jest dużo – to znaczy, że jest to główna ulica. Zwracają też uwagę, że „za granicą główne drogi są specjalnie oznakowane przez kwadrat albo odwrócony trójkąt”. I dodają, że „najrozsądniej jest nie szaleć na skrzyżowaniach stosując zasadę ustępliwości w imię własnej wygody i niechęci do kosztownego pieniactwa”.
Do zaskakujących wniosków doszli „eksperci” przy analizie czasu reakcji przeciętnego kierowcy. Według nich, statystyczny kierowca reaguje na przeszkodę w czasie ok. 0,2 s. Tyle upływa średnio czasu od momentu zauważenia przeszkody do naciśnięcia na pedał hamulca. Są jednak tacy, którzy - w ich opinii – reagują za ...szybko, bo już po 0,15 s. Co z tego wynika? Że nie nadają się na...kierowców, bo są „nerwowi i nieotrzaskani za kierownicą”.
Na konferencji prasowej sprzed prawie 90 lat, omówiono także dwie inne, ważne przyczyny wypadków: „majaki szosowe” podczas jazdy nocą i wytrzymałość materiałów.
W tym pierwszym przypadku chodziło przede wszystkim o niebezpieczeństwa związane z nocną jazdą:
„Kierowcy jeżdżący nocami doskonale znają zjawisko majaków szosowych, które zmuszają nieraz do arcyniebezpiecznych manewrów na szosie i co najważniejsze zbędnych ewolucji na drodze. Widzimy często, że droga rozdwaja się, skręcamy gwałtownie i okazuje się, że alarm wzrokowy był fałszywy, a wóz utkwił tymczasem w drzewie”.
Do wielu wypadków nocą – co podkreślano - dochodziło także wskutek „barbarzyńskiego” oślepienia innych kierowców „pełnymi światłami reflektorów”.
Raport o wypadkach kończy stwierdzenie, że w samochodach starszych niż 7 lat, powinno się wymieniać najważniejsze części układu kierowniczego czy hamulcowego. Według speców od motoryzacji, wiele elementów po tym czasie traci swoje właściwości, a samochód staje się wówczas „towarem niepełnowartościowym” i nie powinno się nim poruszać na drodze.