Partner: Logo FacetXL.pl

Dlaczego zatonął prom, który od lat kursował z Kazimierza Dolnego do Janowca – nie dowiemy się nigdy. Notatki prasowe sprzed przeszło stu lat nie dają na to jasnej odpowiedzi. Jedni uważają, że przewoźnik popełnił błąd w sztuce, inni, że winna była dziura w promie.

Około godziny 17 prom ruszył z Janowca. Na pokładzie było 145 osób. To ochotnicy z Kazimierza, którzy zgłosili się do prac przy budowie okopów pod wzgórzem zamkowym w Janowcu. Był to odzew na apel armii austriackiej, która szukała pracowników. Płacili wprawdzie niewiele, ale chętnych nie brakowało – zwłaszcza wśród żydowskiej biedoty.

Prom przewoził ich rano na drugi brzeg i po południu był kurs powrotny. Tego dnia, jak zwykle, na pokładzie był komplet pasażerów. Nic nie zapowiadało nieszczęścia. Na pokładzie było gwarno, słychać było nawet chóralne pieśni. Ludzie cieszyli się, że po ciężkim dniu pracy czeka ich zasłużony odpoczynek.

Sam przebieg wypadku znamy jedynie z prasowych doniesień. Jak pisała ówczesna „Ziemia Lubelska”, przewoźnik w pewnej chwili zauważył duży wir na powierzchni Wisły i chciał go ominąć. Nie był jednak doświadczony w swoim fachu. Zrobił to tak nieumiejętnie, że prom zaczął się kręcić wokół własnej osi, a przestraszeni pasażerowie stłoczyli się przy jednej z burt, wskutek czego prom się przechylił i zaczął nabierać wody.

Według innych zapisków prasowych, statek od dłuższego czasu pływał z dziurę w burcie. To tylko przyśpieszyło jego zatonięcie.

To wszystko działo się zaledwie kilka metrów od brzegu. Większość osób wskoczyła do wody, licząc że uda im się dopłynąć w bezpieczne miejsce. Przeliczyli się. Mało kto umiał pływać, woda była lodowata, a z uwagi na aurę, wszyscy byli opatuleni w ciepłe ubrania, które momentalnie nasiąkły wodą i stały się ciężkie jak ołów.

Uratowało się zaledwie 21 osób. To pokazuje rozmiar tragedii. Do zmroku wyłowiono jedynie 48 ciał. Resztę Wisła zabrała w stronę Puław.

Jak pisali ówcześni dziennikarze, krzyki tonących było słychać w każdym zakątku miasteczka. Na pomoc ruszyło im kilka miejscowych łodzi rybackich, ale niewiele to dało. Woda była tak zimna, że przebywanie w nim żywym przez dłuższy czas graniczyło z cudem.

Według relacji świadków tragedia na Wiśle trwała nie dłużej niż kwadrans. Po tym czasie prom poszedł na dno.

Źródła podają różną liczbę ofiar: między 124 a 142. Mieszkańcy Kazimierza tłumnie stali na brzegu, patrząc bezsilnie, jak ratownicy wyciągają z rzeki kolejne ciała. Co rusz rozlegał się płacz i lament, bo ktoś rozpoznał zwłoki swojego bliskiego.

Właściciel promu uciekł. Nie wiadomo, czy poniósł konsekwencje. Tymczasem społeczność żydowska, bo głównie oni byli ofiarami, stanęła przed nie lada wyzwaniem zorganizowania pochówku dla tak dużej liczby osób.

Zgodnie z tradycją, ciała zmarłych musiały być owinięte w biały całun. Takiej ilości materiału w Kazimierzu nie było. Trzeba było mieć też na to pieniądze. Już następnego dnia delegacja kazimierskich Żydów udało się do warszawskiej gminy żydowskiej z prośbą o pomoc. Taką też uzyskali. Na koszty pogrzebu złożyły się także inne gminy z kraju.

W katastrofie promu zginęło wielu mężczyzn, jak i kobiet, którzy pozostawili po sobie sieroty. Pomogli im Żydzi zza oceanu, którzy na wieść o tragedii nadesłali do Kazimierza wiele darów.

Lata 1915-1916 nie były szczęśliwe dla tego nadwiślańskiego miasteczka. Rok przez tragedią na Wiśle, ogromny pożar strawił wiele kazimierskich domostw. Wiele rodzin zostało bez dachu nad głową, bez środków do życia. Prace przy okopach w Janowcu miały być dla nich szansą, żeby znów stanąć na nogi. Zamiast tego – były kolejną tragedią w historii Kazimierza Dolnego.

 

Źródło:

"Sekrety Kazimierza Dolnego", Hanna Pawłowska, wyd. Księży Młyn 2024

 

"Ziemia Lubelska" 1916, nr. 555

 

"Kurjer Warszawski" 196, nr 309

 

 

 

 


 

Tagi:

kazimierz dolny,  wisła,  tragedia, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz