Do tragedii doszło 3 sierpnia 1948 roku. W pobliżu twierdzy Wisłoujście trwał studencki obóz żeglarski. Samo żeglowanie było w tamtych czasach obwarowane rygorystycznymi przepisami. Ówczesne władze bały się ucieczek na Zachód drogą morską, stąd też każde wypłynięcie w morze trzeba było zgłaszać do Wojsk Ochrony Pogranicza. Wiązało to się z przeszukaniem jachtu, czy przypadkiem nie ma na pokładzie pasażera na gapę. Czy tak w przypadku jachtu "Poświst" - tego nie wiemy.
Feralnego dnia miał się odbyć ostatni rejs pierwszego turnusu. Na pokładzie jachtu „Poświst” znalazła się pięcioosobowa załoga studentów z Gdańska, Szczecina i Warszawy: 25-letni sternik Jerzy Kawałkowski, 22-letni Bolesław Trochimowicz, 22-letnia Wanda Biernacka, jej równolatka Anna Potulicka i o rok starsza Magdalena Zakrzewska. Skład załogi zmienił się w ostatniej chwili. Jeden z żeglarzy musiał zrezygnować z rejsu z powodu rozpoczynających się praktyk studenckich i zastąpił go Trochimowicz.
Pogoda do żeglowania nie była idealna. Było pochmurnie, dżdżysto. Dopiero po południu pogoda się poprawiła, kiedy jacht wypłynął w kierunku Helu. Ok. godz. 20, dziewięć mil od brzegu na linii Hel – Sobieszewo żeglarze postanowili wracać w kierunku Gdańska. Wówczas doszło do tragedii, której nic nie zapowiadało. W trakcie wykonywania zwrotu odpadła dolna część falszkilu (stała płetwa wystająca w dół z dna jachtu) z balastem.
„Poświt” w ciągu kilku sekund przewrócił się przy bocznym wietrze, ale nie zatonął – zaczął dryfować. Załoga znalazła się w wodzie.
Studenci podjęli najgorszą z możliwych decyzję. Zamiast zostać przy jachcie, który mógł przez cały czas utrzymywać się na wodzie i czekać na pomoc, zbudowali prowizoryczną tratwę i postanowili dopłynąć do lądu, który widać było na horyzoncie. Bali się, że przewrócony jacht będzie dryfować na otwarte morze i minie często uczęszczany szlak wodny do Gdańska, co spowodowałoby, że nikt ich nie zauważy.
Wszyscy nałożyli kamizelki ratownicze i pchając tratwę ruszyli w stronę brzegu. Przeliczyli jednak swoje siły. Po kilkudziesięciu minutach porzucili tratwę i dalej płynęli wpław. Mimo, że był to początek sierpnia, woda w Bałtyku była zimna. Słabli z każdą minutą.
Tak po latach wspominał to Bolesław Trochimowicz:
"Było nam coraz zimniej, coraz bardziej sztywniały mięśnie, coraz mocniej waliły serca. Noc była ciemna, chłodna i dżdżysta. Pierwsza padła ofiarą nadmiernego wysiłku Magdalena Zakrzewska. Początkowo holowaliśmy zwłoki, zmieniając się z Kawałkowskim. Było to jednak ponad nasze siły. O godzinie pierwszej w nocy zdjęliśmy z niej kamizelki i założyliśmy Wandzi i Ani. O godzinie 2 odpadł Kawałkowski (...) Wkrótce po nim nierówną walkę z zimnem przegrała Anna Potulicka.
Po 15 godzinach heroicznej walki o przetrwania dwójka pozostałych przy życiu rozbitków: Trochimowicz i Wanda Biernacka znaleźli się blisko brzegu w okolicach Górki Zachodnie-Stogi. Była godz. 11. Zauważyli ich miejscowi robotnicy. Najpierw pomogli wyjść z wody Trochimowiczowi.
O tym, jak udało mu się szczęśliwie dopłynąć do brzegu opowiadał przed laty dziennikarzowi czasopisma "Morze" w październiku 1948 roku:
(...)" Gdy znowu odzyskałem przytomność, Wandy już nie było. Rozglądałem się dookoła i zacząłem krzyczeć, spostrzegłem ja wreszcie jakieś 60 metrów za mną. Nie poruszała się wcale i trudno było nawet stwierdzić czy żyje. Widziałem ja zresztą tylko wtedy, kiedy fala unosiła mnie w górę. Wkrótce znowu straciłem przytomność i dopiero silny wstrząs, którego doznałem uderzając nogami o grunt wyrwał mnie raz jeszcze z takiego stanu półodrętwienia, w jakim znajdowałem się od kilku godzin. Wiedziałem, że jestem uratowany"
Po dwudziestu minutach wydobyli z wody Biernacką. Była nieprzytomna. Wezwano pomoc. W drodze do szpitala kobieta zmarła. Organizm był zbyt wycieńczony. Doszła do tego głęboka hipotermia.
Ten, którego na tym rejsie miało nie być - Trochimowicz - przeżył. Przytomność odzyskał dopiero wieczorem. Po kilku dniach wyszedł ze szpitala, wrócił na obóz i ukończył kurs.
Po kilku dniach odnalazł się także uszkodzony jacht. Był już na wodach terytorialnych ZSRR. "Poświst" wrócił do Polski. Przez kilkadziesiąt lat stał w hangarze. Nigdy już nie wypłynął w morze. Pod koniec lat 90. ub. w. został przeznaczony na opał.
Ówczesne media niezwykle skąpo informowały o tej katastrofie. Do końca też nie wiadomo, co było przyczyną, że jacht się przewrócił. Przynajmniej oficjalnie. Eksperci uznali jednak, że w jachcie z 1914 roku pękła skorodowana śruba mocująca balast.
Nieopodal wjazdu na teren Twierdzy Wisłoujście w Gdańsku znajduje się kamienny głaz z tablicą. poświęcony ofiarom tragicznego rejsu z lata 1948 roku.
Źródło:
https://proszewycieczki.wordpress.com/2024/01/17/gdansk-wisloujscie-tragedia-na-jachcie-poswist/
https://historia.trojmiasto.pl/Dramat-studentow-zeglarzy-na-Zatoce-Gdanskiej-n78850.html
https://www.youtube.com/watch?v=E3JsIsgDamQ