Partner: Logo FacetXL.pl

Nie wiadomo skąd się wziął. On sam przez lata twierdził, że mama przerzuciła go przez druty w obozie w Zwierzyńcu. Stąd garb. Bo upadł na plecy i uszkodził sobie kręgosłup.

Jego życie zaczęło się w zwierzynieckiej ochronce, gdzie trafił w 1943 roku. Kto go znalazł i jak - do końca jego życia pozostało tajemnicą.

W sierocińcu dostał imię - Bronisław. Kiedy skończyła się wojna, znalazł się w Domu Dziecka w Zamościu. Przebywał w nim do 1960 roku. Ukończył tamtejsze liceum. Potem pracował jako kombajnista, pomocnik kaflarza, krawiec, recepcjonista, pomocnik księgowego, robotnik w Zamojskich Zakładach Mięsnych. Nigdzie nie zagrzał dłużej miejsca.

 


Miał imię, brakowało mu nazwiska. Bez tego ani rusz. Przez pewien czas figurował jako Bronisław Bezimienny

 


Ówczesne władze wpadły na pomysł, żeby nosił je od skrótu PKOS (Polski Komitet Opieki Społecznej). I tak "narodził" się Bronisław Pekosiński. Żeby jednak wszystko w papierach się zgadzało, należało jeszcze ustalić jego datę urodzin i imiona rodziców. Datę ustalono symbolicznie - jako Dziecko Zamojszczyzny, z którym wojna obeszła się wyjątkowo okrutnie postanowiono, że Bronek powinien w rubryce "data urodzenia" wpisywać 1 września 1939 roku - jako datę wybuchu wojny. W rzeczywistości jednak ta data nie była przypadkowa. Do sierocińca trafił właśnie1 września. Wymyślono też imiona rodziców: Natalia i Leopold.

Pekosiński stał się w latach 60. symbolem ofiar niemieckiego terroru. Sierota, z garbem, bez przeszłości był tematem reportaży, Polskiej Kroniki Filmowej, a także bohaterem książki Romualda Karasia „Nazywam się Pekosiński”.

W swoich wspomnieniach dużo miejsca poświęcił swojej pierwszej wychowawczyni.

(...) Moja pierwsza wychowawczyni, Helena Byczkowska, była bardzo dobra, miała dwoje dzieci półsierot, mąż jej zginął w Mauthausen. Lubiła mnie. Wieczorem, kiedy nadeszła już pora spania, siadając na moim łóżku, opowiadała bajki aż do uśpienia wszystkich wychowanków. Kazała mi mówić mamo, zwracała się do mnie zawsze ciepło: Bronek, Bronuś, Broneczek. Byłem słabego zdrowia. Pobyt w obozie wpłynął ujemnie na mój rozwój fizyczny . Upadek, po przerzuceniu przez druty, spowodował uraz kręgosłupa. Groziło mi kalectwo. W 1948 roku pani Byczkowska odwiozła mnie na leczenie do Wrocławia. Nie chciałem jej puścić i zostać sam. Beczałem, a ona też płakała; to rozstanie było dla niej bardzo przykre. (...) - tak pisał o tym Romuald Karaś.

Mały Bronek być może wyleczyłby się ze swojej ułomności, ale nie zniósł terapii w ośrodku ortopedycznym we Wrocławiu. Sztywny gorset, żelazne elementy, które miały zniwelować bądź całkowicie zlikwidować garb okazały się dla niego barierą nie do pokonania. Nie dał rady. Za bardzo bolało, krępowało ruchy. Kiedy tylko mógł, rozsznurowywał gorset i cała terapia okazała się nieskuteczna.

To cud, że Bronek przeżył ten pobyt na Ziemiach Odzyskanych. Do obowiązków podopiecznych tego ośrodka należało m.in. wypasanie krów na pobliskich łąkach. Tam znajdował się poniemiecki schron. I pełno amunicji: kule, granaty, miny. Razem z kolegami ułożyli to wszystko w jednym miejscu i podpalili. Wybuch było słychać w całym Wrocławiu. Na szczęście nikomu nic się nie stało.

Bronek po terapii, która nie przyniosła żadnych efektów, wrócił do Zamościa. Próbowano przez te wszystkie lata odnaleźć jego rodziców. Wielu wychowankom domu dziecka to się udawało. Nie w przypadku Bronka. Ani Polski Czerwony Krzyż i jego starania, ani ogłoszenia w prasie nie przyniosły efektu.

"W szkole, kiedy uczniowie bez namysłu podawali wychowawcy dane o sobie – ja mogłem tylko powtarzać: nieznane, nieznany, nieznani, brak danych" - wspominał.

Jego najlepszym przyjacielem, który zawsze stawał w jego obronie był Andrzej - syn wychowawczyni Heleny Byczkowskiej, która była dla niego jak mama. Potem jednak kontakty się urwały - Andrzej został marynarzem i rzadko się już spotykali.

Bardzo przeżył odejście swojej pierwszej wychowawczyni z domu dziecka. W miejsce starszych, doświadczonych opiekunów przyszli młodzi zetempowcy, którzy starali się wychować ich na ateistów. Bronek musiał lawirować między komunistycznymi ideałami, a służeniem na mszy.

 


Przez cały czas tęsknił za rodzicami, o których nic nie wiedział. Najczęściej śniła mu się matka

 


Ojciec nigdy. Jak wspominał, w snach widział kobietę, która przerzuca go przez druty, a potem słyszy strzały. Być może tak właśnie zginęła jego matka. Uratowała mu życie, sama ginąc za drutami obozu. W intencji jej odnalezienia, udał się nawet na pielgrzymkę do Częstochowy.

Tak wspominał ten czas:

" Wpatrywałem się w cudowny obraz. Wydawało mi się, że Matka Boska patrzy tylko na mnie. Uległem jakiejś halucynacji, cały czas widziałem, jak wodzi za mną wzrokiem. Potem już niczego nie pamiętam, byłem zalany łzami. Błagałem Najświętszą Pannę, aby obdarzyła mnie łaską i dopomogła natrafić na ślad rodziny".

Uczył się nieźle, był bystry, łatwo zapamiętywał, kojarzył. Był czas, kiedy planował studia na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Znajomy ksiądz pozbawił go złudzeń. Powiedział, że przepisy zabraniają być duchownym osobie poszkodowanej fizycznie tak jak Bronek ze swoim garbem.

W 1956 roku zarobił swoje pierwsze pieniądze - podczas żniw na Pomorzu. Ruszył w Polskę. Zwiedził m.in. Szczecin. Po jakimś czasie wrócił do Zamościa. W domu dziecka nie miał czego szukać. Usłyszał, że jest już pełnoletni i musi sobie już radzić samemu. Pomógł mu jeden z wychowawców. Został krawcem, skończył liceum wieczorowe, zrobił maturę, pracował i zamieszkał na stancji.

Tu właśnie po raz pierwszy zetknął się z szachami. Do gry namówił go gospodarz, u którego mieszkał. Bronek był samoukiem. Do tego niezwykle zdolnym. Na początku przegrywał z kretesem wszystkie partie, ale szybko okazało się, że ma niezwykły dryg do szachów. To one stały się jego pasją do końca życia. Dużo czytał, każdą wolną chwilę poświęcał tej królewskiej grze. I odnosił coraz większe sukcesy. Zwyciężał w turniejach, był mistrzem powiatu w latach 1969, 1972, 1974. Wygrał w półfinale mistrzostw Polski w grze korespondencyjnej (1971-72). Triumfował m.in. w Turnieju im. M. Balickiego w 1969. Nie pokonał go nawet Józef Gromek, mistrz Polski, ani węgierski arcymistrz Flohr. Zremisował z nimi, co było dużym osiągnięciem.

"Tak naprawdę żyłem tylko szachami" - wspominał. Jako Dziecko Zamojszczyzny stał się bohaterem medialnym m.in. w Polskiej Kronice Filmowej. Dzięki temu dostał mieszkanie - klucze do pokoju z kuchnią otrzymał 1 września. Symboliczna data.

Źle się jednak czuł we własnych czterech ścianach. Brakowało mu rodziny. Marzył o karierze szachisty. Chciał się przenieść do Warszawy, gdzie mógłby mierzyć się z najlepszymi. Nic z tego nie wyszło. Tymczasem w Zamościu stał się osobą znaną, publiczną. Nie tylko dzięki temu, że pisano o nim, nakręcono reportaż, wiele osób widziało go w kinie podczas kroniki, ale w mieście poszła fama, że jest znakomitym szachistą. Bo tak było. I wiele osób chciało rozegrać z nim partyjkę. Tyle samo chciało wypić z mistrzem wódkę. A że Bronek nie odmawiał, szybko wpadł w nałóg.

W pracy nie powodziło mu się aż tak dobrze jak przy szachownicy. Za picie co rusz wylatywał z kolejnej roboty albo sam się zwalniał. Dostał nawet wyrok w zawieszeniu, co dla ówczesny władz było nie do przyjęcia. Bronek, Dziecko Zamojszczyzny szedł na dno. Melina w mieszkaniu, awantury, długi. Kiedy w miarę funkcjonował, siadał do kolejnej partii szachów. I najczęściej wygrywał. Był mistrzem.

W 1993 roku Grzegorz Królikiewicz nakręcił o nim film „Przypadek Pekosińskiego”, który w 1993 otrzymał Złote Lwy na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych. Pekosiński zagrał w nim samego siebie. Obok niego w filmie wystąpili wybitni aktorzy, m.in. Anna Seniuk, Franciszek Pieczka, Witold Pyrkosz, Bogusz Bilewski, Elzbieta Starostecka, Bronisław Pawlik czy Krzysztof Chamiec.

Zmarł 2 stycznia 2013 roku. Został pochowany na cmentarzu parafialnym przy ul. Peowiaków w Zamościu. Na jego grobie stanęła rzeźba. To matka tuląca dziecko. Matka, której nigdy nie dane mu było poznać.

 


Źródło:

 


„Lublin Kultura i społeczeństwo”. Romulad Karaś, "Nazywam się Pekosiński" nr 5 (89), s. 30-35, wrzesień-październik 2018

 


www.zamosciopedia.pl/index.php/hasla-alfabetycznie/p/pe-ph/3575-pekosinski-bronislaw-1939-2013-dziecko-wojny-szachista

 

 

 

Tagi:

wojna,  dziecko zamojszczyzny, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz