Wzgórze Partyzantów jest bardzo charakterystycznym punktem śródmieścia we Wrocławiu. W tym historycznym miejscu odbywały się po wojnie liczne imprezy kulturalne, m. in. Dni Książki i Prasy, Dni Miasta. Niezwykle hucznie obchodzone również w tym miejsce tradycyjną Żakinadę - święto studentów. I to, w tym miejscu doszło do dramatycznych wydarzeń sprzed 57 latami.
Jacek Zacharski, dziennikarz i Stanisław Kokurewicz, fotoreporter byli 10 maja 1967 roku na miejscu zdarzenia. Realizowali reportaż z imprezy. Nie przypuszczali, że staną się świadkami tak dramatycznych zdarzeń.
- Kiedy byliśmy w głębi ul. Teatralnej usłyszeliśmy niezwykły tumult, gwar - wspominał w reportażu telewizyjnym Jacek Zacharski. - Od razu pomyślałem, że coś się musiało stać.
Stanisław Kokurewicz posłyszał wtedy przeraźliwy krzyk kobiety. Od razu skierował w jej stronę obiektyw.
Jego zdjęcia z miejsca tragedii pokazują skalę dramatu
Na Wzgórzu Partyzantów były tego dnia tłumy - nie tylko studentów, ale i wrocławian, którzy całymi rodzinami chcieli zobaczyć obchody studenckiego święta.
Centrum miasta było odświętnie udekorowane, a kolorytu dodawali sami studenci, poprzebierani w barwne stroje. Było głośno, gwarnie i wesoło. Zapowiadała się huczna zabawa z licznymi atrakcjami - miała być beczka piwa, wybory najpiękniejszej i najbardziej przystojnego studenta, a przede wszystkim rozrywka do rana.
Około godz. 18 na górnym tarasie Wzgórza Partyzantów nie dało się wcisnąć przysłowiowej igły. Z góry była najlepsza widoczność. Tłum napierał na kamienną balustradę. W pewnej chwili rozległ się tumult, okrzyki przerażenia i wybuchła panika. Pękła balustrada. Spadła z wysokości kilku metrów, pociągając za sobą tych, którzy się o nią opierali. Kamienne elementy raniły widzów na dole. Pod ich ciężarem utworzyła się wyrwa prowadząca do piwnic. Tam też wpadło wiele osób.
Rozległy się krzyk i jęki rannych. Ci, którzy nie ucierpieli, pomagali rannym
Wyciągali ich spod zwałów gruzu. Przez megafony nawoływano, żeby wezwać pogotowie.
Pierwszych rannych do szpitala na ul. Traugutta dowieziono prywatnymi samochodami. Dopiero potem na miejsce dojechały pierwsze karetki.
Lekarze, którzy tego dnia mieli dyżur w szpitalu, sądzili początkowo, że ofiarami są uczestnicy dużego wypadku komunikacyjnego. Ściągnięto do pomocy wszystkich lekarzy i pielęgniarki, którzy mieli tego dnia wolne.
Była już pierwsza ofiara śmiertelna - to 18-letni uczeń technikum budowlanego. Nie udało się go uratować. Wielu rannych miało poważne obrażenia, w tym głowy. Lekarze dwoili się i troili. W ciągu nocy dokonali aż dziewięciu trepanacji czaszki. Nad ranem do szpitala zgłosiła się ostatnia ofiara. Młoda dziewczyna przeleżała całą noc pod gruzami. Przeżyła. Miała wstrząśnienie mózgu.
Tak ten wypadek wspomina Jerzy Skoczylas, znany polski satyryk, który wówczas studiował na Politechnice Wrocławskiej:
(...) Kilkadziesiąt osób wraz z fragmentami betonowej konstrukcji spadło na schody, te zerwały się i ludzie wraz z gruzem wlecieli doi piwnicy. Zapanował całkowity chaos. Bałem się, czy wśród poszkodowanych nie ma mojej siostry. Pobiegłem na plac Grunwaldzki i na szczęście znalazłem ją całą i zdrową w domu studenckim Parawanowiec - tak napisał w książce "Elita i Studio 202".
W miesięczniku „Odra”, we wrześniu 1967 roku ukazał się reportaż Donata Zatońskiego, który przytoczył m.in. wypowiedź jednego z bezpośrednich świadków tragedii: „Stałem na najwyższych schodach – powiedział po katastrofie młody człowiek, lat około siedemnastu. - Gapiłem się na estradę. Coś zaszurało i poleciało w dół. Myślałem, że to sztandary albo transparenty, albo jakaś inna heca. Potem zobaczyłem, że ktoś skacze do środka, więc też wskoczyłem, co się będę ociągał, nie? Jak zobaczyłem, że tam są ludzie, to najpierw poruszałem rękoma, żeby zobaczyć, czy żyję. Potem, jak zobaczyłem, że ruszam rękoma, wziąłem jedną dziewczynę i wyniosłem z tej dziury na wierzch, potem skoczyłem jeszcze raz i wyciągnąłem jakiegoś faceta.”.
Po tym wypadku Wzgórze Partyzantów zostało zamknięte. Wszczęto dochodzenie, w mieście ogłoszono żałobę. Świadkowie tych wydarzeń podkreślali, że już wcześniej owa balustrada nie była w najlepszym stanie. Wymagała remontu.
Media nie poświęciły temu wydarzeniu zbyt wiele miejsca. Komisja, która miała ustalić przyczyny katastrofy, Ameryki nie odkryła. Eksperci uznali, że bezpośrednią jej przyczyną było przeciążenie balustrady i nadmierny tłok w miejscu zdarzenia. Winnych nie wskazano. W mieście jednak pojawiły się plotka, że wypadek miał być karą za to, że jedna ze studentek przebrała się za zakonnicę.
Wydarzenie z maja 1967 roku stało się wygodnym dla władz pretekstem do odwołania imprezy w następnym roku. Zamiast Żakinady odbyła się w bardzo ograniczonej formie Wiosna Studentów Wrocławia. W latach 1969-1990 studenckie święta nie miały już ogólnomiejskiego charakteru - organizowały je we własnym zakresie poszczególne uczelnie.
Wzgórze Partyzantów było przez kolejne lata niezagospodarowane. Sześć lat po tym tym wypadku odbył się remont tego obiektu.
Źródło:
Jerzy Skoczylas, "Elita i Studio 202", Wydawnictwo Dolnosląskie
https://wroclaw.tvp.pl/18520039/tragiczne-wzgorze
https://miejscawewroclawiu.pl/katastrofa-na-wzgorzu-partyzantow/
https://www.mbd.muzeum.uni.wroc.pl/dzieje-uniwersytetu/kronika-uniwersytecka