Partner: Logo FacetXL.pl

To była suma. W kościele panował niesamowity ścisk. Nie było gdzie wcisnąć przysłowiowej igły. W pewnym momencie zemdlała jedna z kobiet. Wtedy jej mąż odsunął od niej ludzi i krzyknął "wody!". Stojący najbliżej powtarzali ten okrzyk. Na nieszczęście, niektórzy nieopatrznie to zrozumieli, sądząc że wybuchł pożar, dlatego potrzebna jest woda do jego ugaszenia.

Wśród wiernych rozległy się też głosy, że w kościele jest złodziej. Przyłapany na próbie kradzieży, miał specjalnie spowodować zamieszanie.

Wybuchła panika. Tłum wiernych ruszył do wyjścia. Rozległy się krzyki, przeraźliwe piski, nawoływania. Wiele osób pamiętało wciąż o dramatycznym zdarzeniu z Wiednia sprzed kilkunastu dni. Pożar w teatrze spowodował tam śmierć ponad 600 osób.

Zrozumiałe wydaje się więc przerażenie, jakie ogarnęło wiernych w kościele przy Krakowskim Przedmieściu.

 


Sytuacja wymykała się spod kontroli. Nikt nie panował nad coraz bardziej przerażonym tłumem wiernych, którzy chcieli wydostać się na zewnątrz

 


Setki osób znalazły się w pułapce na podeście przy górnym wyjściu. To miejsce stało się dla wielu nie do przebrnięcia. Jedni przewracali się na drugich. Oba ciągi bocznych schodów były zablokowane. Wiele osób przyciśniętych do barierek, rozpaczliwie wołało o pomoc. Jeden z cukierników przystawił do podestu drabinę, próbując pomóc uwięzionym w tłumie. Najbardziej spanikowani rozpychali się łokciami i nogami, wydostając się nad zgniecioną masą ludzką, i depcząc innych po głowach, po twarzach, zbiegali w dół lub przeskakiwali balustradę.

Wezwano straż do pomocy. Trudno było jednak o sprawną akcję ratowniczą. Ludzie byli zbyt spanikowani, żeby zachować rozsądek. Każdy chciał jak najszybciej uciec z zagrożonego miejsca.

Po pół godzinie na podeście i schodach zrobiło się nieco luźniej. Na schodach znaleźli się jedynie ci, którzy zostali ranni i ci, którzy niestety nie dawali już znaków życia. Widok był przerażający. Dziesiątki ciał, jęki i płacz rannych, których odniesiono do pobliskiej jadłodajni dla ubogich, skąd potem trafili do szpitali.

 


Zabitych było coraz więcej. To głównie ci, którzy zostali stratowani przez tłum. Nie mieli szans. Zginęli wskutek uduszenia i urazów głowy

 


W sumie było 30 ofiar śmiertelnych, w tym m.in. hrabina Stanisława Aleksandrowiczowa z Konstantynowa wraz ze służącym. Do szpitali przewieziono wielu rannych. Ponad trzydziestu odniosło ciężkie obrażenia.

Panika w kościele i śmierć trzydziestu wiernych to był jednak dopiero początek dramatycznych wydarzeń, które wkrótce dotknęły Warszawę. A to wszystko przez plotkę, według której sprawcą zamieszania miał być żydowski kieszonkowiec. Nikt nie chciał słuchać oficjalnej wersji o kobiecie, która zasłabła. Co ciekawe, podczas dalszego śledztwa nie znaleziono ani jednego dowodu na to, że w kościele był wówczas jakikolwiek złodziej.

 


Plotka zrobiła jednak swoje. Pod szpitalem, gdzie leżeli ranni, zebrał się kilkutysięczny tłum wzburzonych ludzi, którzy domagali się ukarania winnych

 


Mieli być nimi Żydzi. Już godzinę po katastrofie zdarzały się pobicia Żydów, którzy znaleźli się przed kościołem. Grupy żądnych zemsty zaczęli rzucać kamieniami w okna żydowskich sklepów i domów.

Tłum nie tylko rozbijał szyby, ale też wyważał drzwi; włamywano się do sklepów, niszcząc i rabując zgromadzone tam towary. Początkowo zamieszki ograniczyły się do pobliskich uliczek - Ordynackiej, Wróblej, Tamce i Browarnej.

Tak pisała o tym ówczesna prasa:

(...) Najwięcej ucierpiały sklepy żydowskie na ulicach: Ordynackiej, Wróblej, Tamce, Aleksandry i i Browarnej. Sklepy w mgnieniu oka odbijano, chwytano co było pod ręką i niszczono. a następnie przechodzono dalej. Na Starem Mieście zebrało się kilka tysięcy tłumu, krzycząc, gwiżdżąc, niby wyprawiając kocią muzykę. Tłum ten podążył ku Nowemu Miastu, lecz został odparty przez nadeszłe od strony cytadelli wojsko. Cofnął się, lecz po drodze spustoszył sklep zegarmistrzowski Chany Kołki na Mostowej, zniszczył wszystko co było w bawaryi na rogu Podwala i Nowomiejskiej. Policya i wojsko ujęły 43-ch i odstawiły do aresztu. Na Nalewkach rozbito kilka sklepów, toż samo na ulicach: Wałowej i Franciszkańskiéj, lecz wczesna interwencya władzy zapobiegła dalszym następstwom. (...)

 


Na ulicy Brackiej, począwszy od rogu Chmielnej aż do Alei Jerozolimskich rozbito wszystkie szynki utrzymywane przez Żydów, oraz jedną hurtownię

 


Na ulicy Trębackiej rozbito sklep zegarmistrza i powyrzucano na ulicę wszystkie zegarki.

Pierwszego dnia zamieszek policja i wojsko ograniczyło się głównie do zabezpieczenia instytucji rządowych i dzielnic willowych.

Drugiego dnia zaczęły się masowe aresztowania osób biorących udział w niszczeniu kolejnych domów i sklepów. Sytuacja została opanowana dopiero trzeciego dnia, gdy do miasta przybył nieobecny wcześniej naczelnik policji, który spędzał święta w Petersburgu.

Bolesław Prus, świadek tych wydarzeń, w swoich „Kronikach Tygodniowych” pisał, że rabunki i ataki na Żydów były dziełem ludzi „bez rodzin, bez mienia” czyli najniższych warstw społecznych.

Wskutek zamieszek uszkodzono i zdemolowano ponad 300 domów i kilkaset małych sklepów. Zginęły dwie osoby, a 24 zostały ranne. Około 10 tysięcy Żydów poniosło znaczące straty materialne, z czego 948 rodzin, głównie ubogich, straciło cały swój majątek. Za aktywny udział w rozróbach aresztowano 2600 osób, większość otrzymała jednak niskie wyroki.

 


Źródło:

 


https://whu.org.pl/2015/04/06/krakowskie-przedmiescie-3-panika-w-kosciele-swietego-krzyza/Gazeta Warszawska, nr. 289-293 1881, 1-15 1882

Gazeta Toruńska, nr. 297-300 1881, 1-5 1882

https://curioza.blogspot.com/search/label/katastrofy%20w%20Polsce

*Gazeta Warszawska nry 289-293 1881, 1-15 1882
*Gazeta Toruńska nry. 297-300 1881, 1-5 1882

 

Tagi:

kościół,  msza,  panika, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz