Partner: Logo FacetXL.pl

Niektóre pomysły uczonych, wynalazców czy odkryte przypadkowo przed latami do dziś budzą skrajne emocje. Wokół nich powstało też wiele teorii spiskowych, legend, niedomówień. Kilka z nich wydają się tak nieprawdopodobne, że są traktowane w kategoriach czystej fantazji.

Ale puśćmy wodze tej fantazji. Co by było, gdyby były rzeczywiście prawdziwe i zostały jednak wdrożone w życie? Wszystkie opisał brytyjski pisarz i historyk Graham Willmott (pod pseudonimem Albert Jack) w książce "Z Galileusza też się śmiali".

 


Promień Rife’a

 


Raymond Rife to amerykański wynalazca, który już jako dziecko przejawiał duże zdolności techniczne i matematyczne. Był pionierem w budowie mikroskopów. Mając 40 lat, miał na swoim koncie 14 nagród państwowych za wybitne osiągnięcia naukowe. W 1931 roku oznajmił, że wie, jak pokonać raka oraz wszelkie bakterie i wirusy. Skonstruował i sprzedał generatory imitujące specjalne promieniowanie, które miało skutecznie leczyć nowotwory. Czy tak było? Niektórzy twierdzą, że tak. Według Grahama Willmotta, Amerykańskie Towarzystwo Medyczne było zaniepokojone jego wynalazkiem i zaczęto go dyskredytować w oczach opinii publicznej. Wpływowi lekarze i naukowcy mieli czuć się zagrożeni tym wynalazkiem i rzucali mu na każdym kroku kłody pod nogi. W latach 40. ub. w. niewiele gazet w Stanach Zjednoczonych odważyło się pisać pozytywnie o tym wynalazku, a sam Raymond Rife był nachodzony przez tajnych agentów. W 1987 roku w księgarniach pojawiła się poświęcona mu książka „The Cancer Cure That Worked” (Lekarstwo na raka. To działa), której autor starał się udowodnić, że Rife opracował skuteczny sposób leczenie nowotworów lecz został zablokowany przez nieprzychylne mu środowisko medyczne i lobby farmaceutyczne. Dziś trudno to udowodnić. Nie zachowały się po nim oryginalne materiały naukowe.

 


Żarówka na wieki

 


Według Grahama Willmotta żarówkę nie wynalazł ani Edison, ani Tesla, lecz brytyjski chemik sir Humphry Davy. Było to w 1805 roku. Dopiero 75 lat później Thomas Edison znalazł sposób na komercyjne wykorzystanie tego wynalazku. I tu dochodzimy do teorii spiskowej, do której miało dojść w 1924 roku. To wtedy producenci żarówek mieli postanowić, że ukryją przed opinią publiczną fakt, że mają w swoich magazynach żarówkę z wieczną gwarancją. Nie byli zainteresowani, żeby się tym chwalić z prostego powodu - straciliby klientów. I zyski.

Brytyjski historyk zastrzega jednak, że nie ma na to żadnych dowodów. Ale dowodzi też, że żywotność żarówki w krajach zachodnich to ok. 2000 godzin, podczas gdy w krajach, które do "spisku" nie przystąpiły, ta żywotność jest dwa razy dłuższa.

To nie koniec. Autor książki przytacza jeszcze jeden przykład, który ma czytelnikowi dać do myślenia. Chodzi o niemieckiego zegarmistrza, Dietera Binningera, który wynalazł żarówkę mogącą nieprzerwanie świecić przez 150 tys. godzin. Długo szukał producenta. Kiedy w końcu znalazł, to wkrótce po podpisaniu umowy zginął w tajemniczej katastrofie lotniczej w 1991 roku, a o jego żarówce dziwnie szybko zapomniano.

Część naukowców utrzymuje, że patent na wieczną żarówkę wraz z dokumentacją techniczną leży gdzieś głęboko w szufladzie któregoś z głównych producentów żarówek.

 


Zimna fuzja - energia z niczego

 


Gdyby się to udało - mielibyśmy darmową energię jądrową, której wywarzanie byłoby możliwe w temperaturze pokojowej. Wystarczyłoby jej dla wszystkich na całej kuli ziemskiej. W czym tkwi problem?

W normalnych pokojowych temperaturach teoretycznie reakcje syntezy jąder wodoru nie zachodzą. Tyle przynajmniej mówi obowiązująca w świecie naukowym teoria. Szkopuł w tym, że zimna fuzja w rzeczywistości jednak zachodzi. Obecnie coraz więcej ośrodków naukowych, w tym NASA, donoszą o swoich eksperymentach z zimną fuzją. Nikt nie potrafi jednak wytłumaczyć mechanizmu tej reakcji, a powtarzane eksperymenty raz się udają, a raz nie. A gdzie tu spisek? Według Willmotta idea zimnej fuzji została odrzucona przez władze wielu krajów, a finansowanie dalszych testów cofnięte.

 


Chronowizor - to byłoby coś!

 


Ten "wynalazek" weneckiego księdza egzorcysty doczekał się nawet publikacji. To urządzenie, które miałoby umożliwiać użytkownikowi spoglądania zarówno w przeszłość, jak i przyszłość.

Ks. Marcello Pellegrino, który był także miłośnikiem nauk filozoficznych, tak w 1972 roku tłumaczył swój pomysł w prawdopodobnie jedynym udzielonym wywiadzie prasowym:

"Wpadłem na pomysł, oparty na założeniu przyjmowanym przez wszystkich naukowców, że fale dźwięku, raz wyemitowane, nie giną, tylko zostają w otoczeniu. Można je więc zrekonstruować, podobnie jak energię, która nie ginie. Weźmy dźwięk: każda fala dźwięku to energia, która pochodzi z określonego źródła, dzieli się na coraz mniejsze jednostki, jednak nie ulega zniszczeniu, tylko podlega tym samym procesom, które znamy z teorii względności. Materia rozkłada się nie tylko na atomy, ale i na mniejsze cząsteczki, i może zostać zrekonstruowana przy użyciu odpowiednich procedur".

Mało kto uwierzył w te "rewelacje". Uznano to za oszustwo, a temat chronowizora zniknął. Są jednak wciąż tacy, którzy wierzą, że istnieje, a dalsze badania są wciąż prowadzone gdzieś w czeluściach watykańskich komnat.

 


Wieża Wardenclyffe - prąd bez kabli

 


Ten pomysł nie może się doczekać kontynuacji od ponad wieku. Zarzucono go w 1906 roku. A brzmi jak bajka.

Wieża Wardenclyffe w Storeham w Nowym Jorku była ośrodkiem, gdzie słynny Nicola Tesla prowadził eksperymenty z bezprzewodową elektrycznością. Do dziś uważana jest za jedną z najbardziej zagadkowych konstrukcji wszechczasów. Tesla wierzył, że można "pompować" energię do wnętrza Ziemi i wprawić ją w taki stan, że każdy mieszkaniec planety dzięki specjalnemu urządzeniu będzie mógł ją pobrać. Kluczową rolę miała odegrać właśnie gigantyczna wieża. Z czasem na naszej planecie miało ich powstać jeszcze trzydzieści na wszystkich kontynentach.

Próby były obiecujące. Podczas jednego z eksperymentów w 1906 roku doszło do wybuchu. Wieża uległa zniszczeniu. W 1917 roku została zburzona. Nie zachowała się żadna dokumentacja z prób przeprowadzanych przez genialnego wynalazcę.

Niektórzy uważają, że Tesla dokonał wtedy epokowego odkrycia. Na przeszkodzie w finansowaniu tego wynalazku stanęli jednak finansiści. Doszli do wniosku, że na takiej energii nie zarobią.

 


Silnik na wodę

 


Taki silnik podobno istniał naprawdę. Miał go zaprojektować Stanley Allen Meyer. Przekonywał, że jego wynalazek nie potrzebuje paliwa. Wystarczy naleć do niego wody. Utrzywał, że jego samochód napędzany tym silnikiem pokonałby trasę z Nowego Jorku do Los Angeles (prawie 4,5 tys. km) zużywając 83 litry wody. Brzmi niewiarygodnie.

W 1996 roku sprawą zajął się nawet sąd. Chodziło o inwestorów, którzy oskarżyli wynalazcę o oszustwo. Sąd podzielił ich opinię. Jego "wodny" silnik skrytykowali też naukowcy.

W 1998 roku Meyer spotkał się z belgijskimi inwestorami. Byli zainteresowani jego silnikiem. Podczas kolacji biznesmeni wznieśli toast. Podobnie Stanley. Zaraz potem wybiegł z restauracji, trzymając się za gardło. "Otruli mnie" - to były jego ostanie słowa.

 

 

 

 

Źródło:

Albert Jack, "Z Galileusza też się śmiali", MUZA S.A, Warszawa 2016

 


https://biobalance.pl/terapie/historia-rife/

 


https://www.polskieradio.pl/23/266/artykul/849820,urzadzenie-do-zimnej-fuzji-sprawdzone-czy-to-przelom

 


https://pl.aleteia.org/2018/07/11/egzorcysta-ktory-mial-wykonac-zdjecie-ukrzyzowanemu-jezusowi/

 


https://geekweek.interia.pl/raport-wielkie-konstrukcje-ktore-juz-nie-istnieja/news-wieza-nikola-tesli-tajemnicza-budowla-wladcy-piorunow-szokuj,nId,6213884

 

 


 

Tagi:

wynalazek,  nauka, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz