Partner: Logo FacetXL.pl

24 lutego minęło trzydzieści lat od zdarzenia, które wstrząsnęło nie tylko Chełmem; głośno o nim było w całym kraju.

Zaczęło się od telefonu na chełmską komendę policji. Było ok. godz. 17. Dzwonił starszy mężczyzna, który był świadkiem niecodziennego zdarzenia. Pod jednym z garaży na chełmskim osiedlu zauważył policjanta, który biegł za uciekającym mężczyzną. Wyglądało to na pościg. Uciekinier wołał jednak po rosyjsku o pomoc. Twierdził, że ktoś chce go zabić. Tym "kimś" miał być biegnący za nim funkcjonariusz. Udało mu się dopaść tego mężczyznę. Siłą zaciągnął go do stojącego volkswagena passata i odjechał z piskiem opon.

Świadek tego zdarzenia głowił się nad jednym: dlaczego passat był na niemieckich numerach rejestracyjnych? Stąd jego telefon.

Kilkadziesiąt minut później dyżurny otrzymał kolejny, równie niepokojący telefon. Tym razem dzwonił inny świadek. Jego relacja brzmiała jak z sensacyjnego filmu: kiedy stał na przystanku na wylotówce w kierunku Lublina, to z passata na niemieckich numerach wyskoczył mężczyzna.

 


Podbiegł do ludzi na przystanku. Błagał o pomoc. Mówił po rosyjsku, wtrącając polskie słówka

 


Przechodnie byli zdezorientowani. Z samochodu bowiem wybiegło dwóch mężczyzn. Jeden był w policyjnym mundurze. Sądzili, że to jakaś policyjna akcja. Obydwaj dopadli uciekiniera. Zaczęli go bić, po czym zaciągnęli do volkswagena i odjechali.

Po chwili wszystkie radiowozy z Chełma otrzymały polecenie zatrzymania volkswagena passata na niemieckich numerach. Zarządzono blokady dróg. Jedna z nich stanęła w miejscowości Horodyszcze - w kierunku Włodawy. Tą blokadą był radiowóz - volkswagen vento ustawiony w poprzek drogi.

Wkrótce od strony Chełma nadjechał poszukiwany passat. Kierujący nie zdołał ominąć radiowozu. Uderzył w jego bok i zjechał do rowu.

 


Prawie w tym samy czasie od strony Włodawy nadjechała policyjna nysa. Za kierownicą siedział starszy sierżant Piotr Skibiński


Był to jego piąty rok jego służby w policji. Z piskiem opon zahamował przed blokadą. Kiedy zauważył, że z passata wybiegł kierujący, nie wahał się ani chwili. Rzucił się za nim w pościg. Razem z nim kolega z patrolu. Kiedy był już blisko uciekiniera, ten nagle zatrzymał się. Nie po to jednak, żeby się poddać. Strzelił z odległości kilku metrów do ścigającego go policjanta.

Koledzy natychmiast wezwali pogotowie. Ranny funkcjonariusz trafił od razu na stół operacyjny. Lekarze przez pięć godzin walczyli o jego życie. Przegrali. Zmarł na stole operacyjnym. Pozostawił żonę i syna.

 


Bandyta, który go zabił został zatrzymany. To 26-letni wówczas Andrzej W., do stycznia 1994 roku, czyli miesiąc przed tym zdarzeniem był funkcjonariuszem chełmskiej policji - kolegą ścigających go policjantów

 


Nie cieszył się dobrą opinią przełożonych. Miał do wyboru - albo dyscyplinarka albo zwolnienie się na własną prośbę. Wybrał tę drugą opcję.

- To, że odszedł, nie było dla nas zaskoczeniem, bo nie nadawał się na policjanta. Ale fakt, iż stał się bandytą i mordercą jednego z naszych, nie mieści się w głowie – mówili wówczas chełmscy policjanci.

Sprawca zabójstwa - jak się okazało podczas śledztwa - miał problemy finansowe. Musiał m.in. spłacić samochód. Chciał za wszelką ceną zdobyć szybko gotówkę. I wpadł na plan. Namówił do niego Dariusza M. W domu miał jeszcze mundur, pistolet, bloczki z mandatami, lizaka i nawet kajdanki. Pełne wyposażenie.

A plan był taki: pojechali maluchem za Chełm. Tam mieli zatrzymywać do kontroli samochody. Gotówka do ręki zamiast wypisywania mandatu. To miał być ich szybki i pewny zysk. W ten sposób zatrzymali m.in. Igora W., wówczas obywatela Wspólnoty Niepodległych Państw, który jechał passatem na niemieckich numerach.

 


Igor W. zaczął w pewnym momencie podejrzewać, że trafił na "przebierańców". Niestety, było za późno

 


W pewnym momencie były policjant zmienił plany i postanowił zabrać Igorowi W. samochód. Przystawił mu pistolet do głowy i ruszyli w kierunku Chełma. Tam, na jednej z bocznych uliczek poderżnął mu gardło i strzelił kilkakrotnie w głowę. Wcześniej Igor W. próbował uciec swoim prześladowcom. To wtedy widzieli go przechodnie. Andrzej W. schował zwłoki do bagażnika, a następnie odwiózł swojego wspólnika do domu. Sam postanowił pozbyć się ciała. Kiedy jechał w kierunku Włodawy trafił na przygotowaną już na niego obławę.

Starszy sierżant Piotr Skibiński został pośmiertnie odznaczony krzyżem zasługi za dzielność.

Andrzej W. przyznał się do postrzelenia Piotra S. Twierdził, że bał się zatrzymania i więzienia.

Prokuratura oskarżyła Andrzeja W. o zabójstwo funkcjonariusza na służbie, uprowadzenie i zabójstwo Igora W. oraz o zabór jego samochodu. Zaś Dariusza M. o współudział w przestępstwach popełnionych na szkodę obywatela WNP i utrudnianie śledztwa poprzez niepoinformowanie organów ścigania o zbrodni.

Ich proces odbył się latem 1995 roku w Sądzie Wojewódzkim w Lublinie. Sąd uznał, że Andrzej W. był winny wszystkim zarzutom, które mu postawiono i skazał go na 25 lat pozbawienia wolności. Dariusz M. usłyszał wyrok 3 lat więzienia.

 


Źródło:

 


https://www.supertydzien.pl/artykul/15190,chelm-zbir-w-policyjnym-mundurze-kryminal-mariusza-gadomskiego

 


www.kurierlubelski.pl

 


https://lubelska.policja.gov.pl/

 

 

 

Tagi:

policjant,  zabójstwo,  bandyta, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz