Partner: Logo FacetXL.pl

Do tragedii doszło na terenie ówczesnej fabryki gumy. Był wtedy upalny, letni dzień. Niemców ani Rosjan nie było już w mieście. Na terenie fabryki mieściła się także hurtownia m.in. z artykułami spożywczymi.

- Znajdowało się tutaj wiele różnego dobra: mąka, żywność, wódka - wspominał w relacji dla TVP Rzeszów jeden ze świadków tragicznych wydarzeń. Na placu składowano także ogromne ilości benzyny, oleju i nafty. Szczególnie ten ostatni towar był pożądany wśród miejscowej ludności, która po przejściu frontu zajęła się plądrowaniem opustoszałych magazynów.

Nie brakowało przy tym procederze dzieci, które zainteresowane były głównie przyborami szkolnymi. A tych w magazynie nie brakowało. Hurtownia zaopatrywała sklepy w wielu miejscowościach w okolicy.

Na terenie późniejszego Stomilu był tłum ludzi. Jedni pakowali towar na wózki, inni otwierali beczki z naftą, benzyną i przelewali je do różnych pojemników - co kto miał pod ręką. Panował rozgardiasz, ludzie się nawoływali, przekrzykiwali. Każdy chciał zabrać coś dla siebie.

Najpierw przewróciła się jedna beczka, potem druga. Nafta, benzyna lała się strumieniami na ziemię. Świadkowie twierdzą, że w wielu miejscach brodzono po kostki w łatwopalnych płynach. Nieszczęście było tylko kwestią czasu. Tak też się niestety stało.

W pewnym momencie nastąpił wybuch. Nikt nie jest w stanie stwierdzić, czy to wskutek rzuconego niedopałka papierosa, odpalonej zapałki czy z innego powodu. Eksplodowały 200-litrowe beczki z paliwem. Tysiące litrów.

Wybuch był tak gwałtowny, że słychać go było z wielu kilometrów. Ci, którzy przeżyli, zeznali potem, że widzieli, jak podmuch wybuchu podrzucał ludzi na wysokość wielu metrów. Wszędzie były słychać wrzaski i jęki. Ludzie płonęli jak żywe pochodnie. Niektórzy próbowali ugasić ogień na sobie, tarzając się po ziemi. Inni wskakiwali do Sanu. Ogień rozprzestrzenił się w kilka sekund. Nie było od niego ucieczki - zwłaszcza dla tych, którzy stali najbliżej miejsca eksplozji.

Ci, którzy przeżyli, próbowali ratować rannych smarując ich olejem lnianym. Uważano, że to najlepszy środek na oparzenia. Niewielu jednak pomógł, zwłaszcza tym, z których ciała schodziły płaty skóry. Cześć osób trafiła do szpitala. Większość zmarła w mękach.

13-letni wówczas Staszek Olearczyk był wtedy na terenie fabryki ze swoim bratem i kolegami. Znajdował się w takiej odległości, że nie stało mu się na szczęście nic złego. Uciekał przerażony. Mijał idącą torami kobietę. Bez włosów, potwornie poparzoną. Chłopak był w takim szoku, że w domu nie odezwał się ani słowem i przez jakiś czas nie mógł nic jeść. Na terenie fabryki został jego brat Adam. Na szczęście ocalał.

Nie przeżył natomiast Adam Żołnierczyk. Tego dnia miał pędzić krowy na pole. Przybiegła jednak jego koleżanka mówiąc, że hurtownie w fabryce są otwarte i można iść po zeszyty. Adam pobiegł. Po chwili doszło do eksplozji. Do domu przyniósł go na rękach starszy brat. Adaś już nie żył. Był częściowo zwęglony.

Jedną z ofiar był Roman Olearczyk, nauczyciel. Uciekł z Wołynia, kiedy zaczęły się mordy na Polakach. W feralnym dniu znalazł się na terenie magazynów. Zmarł w sanockim szpitalu w straszliwych mękach.

Nie udało się dokładnie określić liczby ofiar. Wiele ciał wypłynęło z Sanu z dala od miejsca tragedii. Widok zwłok nie był w tym czasie niczym nadzwyczajnym. Trudno było wtedy o rzetelne sprawdzenie, czy jest to poległy w walkach żołnierz czy ofiara tego wybuchu.

Zdołano zweryfikować część ofiar pochodzących z obszaru Posady (dzielnica Sanoka), natomiast dokładna lista nie jest znana - także z uwagi na nieznaną tożsamość ofiar spoza Sanoka. Wiele ciał nigdy nie odnaleziono.

Po ostatecznym zajęciu miasta przez wojska radzieckie prawdopodobnie nie przeprowadzono żadnego śledztwa w tej sprawie. Przyjęto, że nawet jeżeli byli winni doprowadzenia do tragedii, to zginęli w wyniku wybuchu i pożaru.

W sierpniu 1945 roku w miejscu tragedii posadzono wierzbę, później pamiątkowy metalowy krzyż. W 50. rocznicę tragedii stanął nowy krzyż przylegający do wspomnianej wierzby. Umieszczono na nim tabliczkę z inskrypcją dla upamiętnienia ofiar wybuchu.

14 czerwca 2014 dokonano odsłonięcia pomnika przy skrzyżowaniu ulicy Mateusza Beksińskiego i ulicy Dworcowej,

 

 

 

Źródło

 


Tygodnik Sanocki, 2013, nr 3

https://www.podkarpackahistoria.pl/

Tagi:

katastrofa,  wybuch, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz