Partner: Logo FacetXL.pl

Robert Och, znany historyk i regionalista z Puław uważa, że pamięć o dzielnym ułanie jest za mało kultywowana.

- To postać, która zasługuje na szczególne wyróżnienie – mówi. – Dziwię się, że nie ma jeszcze w Puławach ulicy nazwanej jego imieniem.

Matka Jerzego Hollaka – Jadwiga - była pedagogiem i dyrektorem Prywatnego Gimnazjum Żeńskiego w Puławach. Jej ojciec, Ksawery Pasiutewicz, znany lekarz, brał udział w powstaniu styczniowym. Matka Jerzego wyszła za mąż za Antoniego Hollaka, malarza. Po ślubie wyjechali na Kresy Wschodnie, ale potem wrócili do Puław. W 1902 r. na świat przyszedł Jerzy.

- Niestety, niewiele wiemy o jego dzieciństwie – mówi Robert Och.

W sierpniu 1939 r. Jerzy Hollak został zmobilizowany i przydzielony do 12. Pułku Ułanów Podolskich. 30 września jego oddział zajmuje pozycje w okolicach wsi Mokra – niedaleko Częstochowy.

Szwadron szkolny w Szkole Podchorążych dla Podoficerów w Bydgoszczy w roku 1934. Siedzą – od lewej – rtm. Stefan Przeradzki (instruktor), rtm. Wacław Kryński (d-ca szwadronu), por. Stanisław Bazylczuk (instruktor), por. Jerzy Hollak (instruktor).

- Tu rozegrała się jedna z pierwszych bitew wrześniowych – podkreśla puławski historyk. – Rotmistrz Hollak dowodził 3. szwadronem kawalerii; miał do dyspozycji trzy plutony cekaemów i jedną armatę.

Tak przebieg bitwy opisał Stanisław Koszucki w książce wydanej w 1976 r. w Londynie:

 

(…) „ Z lasów wychodzi szwadron rotmistrza Hollaka. Na czele patrole bojowe, za nimi – w odległości – kilkuset metrów szwadron w kolumnie plutonów – w szykach luźnych. Za ostatnim plutonem działo przeciwpancerne. Idą kłusem jak na manewrach, szabla i lance w dłoniach. Piękną postać rotmistrza Hollaka widzę w poczcie za czołowym plutonem. Idą otwartym terenem wzdłuż zabudowań wsi Mokra III. Patrole bojowe znikają mi z oczu, czołowy pluton dochodzi do zachodniego skraju wsi (…)

 

Zadanie, jakie otrzymał rotmistrz polegało na tym, że wraz ze swoimi żołnierzami miał dotrzeć do wsi i przygotować się do obrony. Świadkowie tamtych dramatycznych zdarzeń opisują bitwę, która toczyła się wśród gęstego, gryzącego dymu. To za sprawą nie tylko nalotów bombowych, ale również użytych w boju czołgów i armat.

- W pewnym momencie szwadron Hollaka staje oko w oko z niemieckimi czołgami – relacjonuje Robert Och. – Obydwie strony wydają się być tym zaskoczone. Wszystko przez duże zadymienie. Odległość między nimi jest zbyt mała na użycie dział.

 

Jako pierwsi zareagowali hitlerowcy. Otworzyli ogień z karabinów zamontowanych w czołgach. Ułani mieli tylko jedną szansę na ratunek i kontynuowanie nierównej walki: musieli przedrzeć się do lasu. Na drodze stały jednak czołgi…

 

- Ułani – mimo dużych strat – z szablami w ręku ruszyli w kierunku Niemców – dodaje historyk. – Nie było to jednak do końca tak, jak w filmie Wajdy „Lotna”. Ułani nie atakowali czołgów szablami. Atakowali żołnierzy, którzy obsługiwali karabiny na czołgach. Trzeba pamiętać, że to nie były znane Tygrysy, ale jedne z pierwszych modeli czołgów, których strzelcy nie byli chronieni pancerzem. I to na nich skupił się atak polskich żołnierzy. Brawurową akcję ułanów opisał także Wojciech Żukrowski w „Lotnej”, ale jako szturm ułanów na niemieckie tabory.

Ten – z pozoru – samobójczy atak kawalerii Niemcy wykorzystali w swoich filmach propagandowych. Obraz nacierających na czołgi ułanów miał przekonać opinię niemiecką o przepaści, jaka dzieliła stan uzbrojenia armii Hitlera od naszego wojska. Niektórzy zarzucali po latach Wajdzie, że wykorzystał ten epizod w swoim filmie. Twierdzili, że powiela niemiecką propagandę.

Zdziesiątkowany oddział Hollaka przebił się jednak do lasu i zajął pozycje obronne. W tym pierwszym starciu Niemcy rzucili do boju 50 czołgów i ponieśli też spore straty. Niemiecka 4. Dywizja Pancerna nigdy już po tej bitwienie osiągnęła już takiej sprawności bojowej z 1 września 1939 r.

Z pewnością jest w tym duża zasługa żołnierzy Hollaka. W bitwie pod Mokrą wsławiła się także jedna z polskich baterii. Jej dowódca – kiedy przewaga Niemców była miażdżąca – dał swoim żołnierzom rozkaz odwrotu. Ci jednak nie posłuchali. Walczyli do końca, zadając najeźdźcy spore straty.

- W drugiej fazie bitwy Niemcy zmienili taktykę – mówi Robert Och. – Wycofali czołgi, skupili się na ostrzale artyleryjskim. Hollak, widząc że hitlerowcy coraz celniej wstrzeliwują się w jego pozycje obronne, wydał rozkaz przegrupowania koni w głąb lasu.

Ułani – już bez koni – pieszo ruszyli w kierunku wsi i zajęli pozycje obronne. Niemcy jednak okrążyli czołgami oddział rotmistrza. Ułani nie cofnęli się. Niemcy dwukrotnie wysyłali swoich parlamentarzystów, proponując podanie się. Hollak, w krótkich, żołnierskich słowach odmówił. Wkrótce zginął. Tak to opisał w swoich wspomnieniach Antoni Kropielnicki:

 

(…) Podjazd osaczony ze wszystkich stron i odcięty od pułku broni się samodzielnie do zmroku . Garstka zdrowych i rannych, opasana taśmami ckm, obandażowana, niosąc na plecach ciężkie karabiny maszynowe stara się przebić do pułku. Ułani prowadzą ze sobą pokaleczone konie, na których wiozą dogorywającego rotmistrza Hollaka. Napotkany czołg niemiecki oddaje serię z cekaemu prosto w pierś bohaterskiego oficera…(…)

 

O świcie następnego dnia garstce ułanów udało się dotrzeć do pułku. 12. Pułk Ułanów Podolskich poniósł wielkie straty w tej bitwie. Ze stanu mobilizacyjnego – 860 żołnierzy – zginęło lub zostało rannych 250. Zdziesiątkowane oddziały polskich żołnierzy cofnęły się na wschód. W okolicach Mokrej i sąsiedniej miejscowości Miedźno rozpoczęło się chowanie zwłok poległych.

- Na początku zabitych chowano tak, gdzie zginęli – wyjaśnia Robert Och. – Potem, po ekshumacji – na cmentarzu w Miedźnie. Tam też wkrótce powstała kwatera poległych żołnierzy.

Jeden z mieszkańców Miedźnia w dole powstałym po wydobyciu z ziemi zabitego ułana posadził dąb. Nazwał go dębem Hollaka. Drzewo rośnie do dziś.

Matka bohaterskiego rotmistrza nigdy nie dowiedziała się, jak zginął jej syn. We wrześniu 1939 r. razem z wnuczką uciekła w kierunku Kowla. Tam, w jednym z domów schowała się na strychu. Przyszła zima. W kryjówce było zimno. Nie miały co jeść. Wnuczka przeżyła; matka nie. Została pochowana na cmentarzu w Kowlu.

- W 1941 r., kiedy Niemcy napadli na ZSRR bomba zrzucona przez niemiecki samolot spadła na cmentarz – wprost na mogiłę Jadwigi Hollak – mówi Robert Och. – Z grobu nic nie zostało.

Na cmentarzu w puławskich Włostowicach można znaleźć jedynie ślad po tragicznych losach puławskiej pedagog i jej bohaterskiego syna-ułana. To grób rodziny Pasiutewiczów z dwoma symbolicznymi tabliczkami poświęconymi Jerzemu i Jadwidze Hollak. W Puławach na Nowym Osiedlu jest też ulica nazwana imieniem Jadwigi Hollak.

 

Źródło: Dziennik Wschodni

 

 

 

Tagi:

historia,  wrzesień 1939, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz