Partner: Logo FacetXL.pl

Około godz. 9 w kierunku miasta - od strony Warszawy - zbliżała się niecodzienna kawalkada samochodów. Z przodu – z dużą prędkością – jechał seat na niemieckich numerach rejestracyjnych. Za nim radiowozy na sygnałach. Przygodnym świadkom zdarzenia przez myśl nie przeszło, że był to prawdopodobnie jeden z najdłuższych policyjnych pościgów, jaki miał miejsce w Polsce, a być może i na świecie. W sumie trwał aż 22 godziny. Zaczął się już kilkanaście godzin wcześniej na terenie Niemiec. Ani tamtejsza policja, ani polska nie zdecydowała się zatrzymać uciekającego seata, ponieważ w środku znajdowały się dwie zakładniczki. 

Historia z pościgiem zaczęła się dzień wcześniej, 3 kwietnia w niewielkiej miejscowości Wrestedt koło Hamburga

 

To tutaj trzech uzbrojonych bandytów napadło na bank. Sterroryzowali pracowników i zbiegli z gotówką – 240 tys. euro. Zabrali ze sobą dwie zakładniczki w wieku 25 i 39 lat. Wcześniej ukradli samochód. Był to seat ibiza na numerach rejestracyjnych z Marburga. Kilkanaście minut po napadzie, na miejscu pojawił się pierwszy radiowóz. Napastnicy byli jeszcze w środku. Na widok policjantów wyciągnęli broń. Jeden z nich wycelował w głowę kobiety. Funkcjonariusze pozwolili im wsiąść do samochodu. W środku siedziała już druga zakładniczka.

Pościg zaczął się jeszcze w Niemczech

Niemieccy policjanci jechali za nimi aż do granicy, którą bandyci po północy przekroczyli we Frankfurcie. Dalej eskortowała ich już polska policja. Ucieczkę porywaczy obserwowali cały czas funkcjonariusze w śmigłowcu i konwojujących seata radiowozach. W Radomiu uciekinierzy oddali kilka strzałów w powietrze. Miało to być ostrzeżenie dla policji, że przy każdej próbie odbicia zakładników gotowi są strzelać.

 

 

Pod Lublinem zorganizowano fikcyjne roboty drogowe, które miały zmusić porywaczy do wolniejszej jazdy

 

 Tak też się stało. Seat wolno przejechał obok stojącego na poboczu radiowozu. Wtedy jeden z porywaczy – na widok siedzących w nim policjantów – przystawił ponownie zakładniczce pistolet do głowy. 

 Sytuacja stawała się coraz bardziej dramatyczna. Porywacze mogli w każdej chwili użyć broni. Byli zdesperowani i zmęczeni już pościgiem, w którym brało udział wiele radiowozów. Prowadzący akcję nie chcieli, żeby pościg przebiegał przez centrum Lublina, gdzie ulice były wąskie i kręte. Aby uniemożliwić wjazd w kierunku centrum, zablokowano tirem al. Warszawską na wysokości al. Solidarności. Udało się. Seat skręcił w kierunku Zamku. Wszystko przebiegało zgodnie z planem, kiedy kierowca seata nagle zawrócił na pasie zieleni przed ul. Kompozytorów Polskich i ruszył z powrotem w kierunku Warszawy. Powód? Kierowca zauważył, że cztery pasy ruchu są zablokowane przez samochody.

– Być może obawiał się, że postój w korku może spowodować interwencję policji, albo po prostu zabłądził – tłumaczyli potem policjanci. Manewr ten powtórzył dwukrotnie, żeby ostatecznie pojechać ul. Sikorskiego w kierunku Kraśnika. Na al. Kraśnickiej seat omal nie staranował taksówki. Na Poczekajce jeszcze raz zawrócił i ostatecznie udało się wyjechać na trasę w kierunku Piask. Nigdzie nie było żadnych blokad. Lubelska policja wysłała na trasę przejazdu siedem radiowozów. Dwa pojechały z kolumną aż do Dorohuska. Przez Lubelszczyznę mknęli z prędkością przekraczającą miejscami 170 km na godzinę. Po drodze nie ma żadnej policyjnej blokady. Większość kierowców nie zdawało sobie sprawy, że jadą obok groźnych, uzbrojonych przestępców. W trakcie pościgu srebrny seat nagle skręcił na stację paliw w Bystrzejowicach.

 

Było to jedyne tankowanie tego samochodu na całej trasie ucieczki, liczącej ponad tysiąc kilometrów

 

Niektórzy żartowali, że nagłośnienie brawurowej ucieczki było darmową reklamą dla tej marki samochodu.

Porywacze nie wyszli z auta. Siedzieli zamaskowani w środku. Paliwo tankowała jedna z kobiet. Kiedy skończyła, rzuciła się nagle za dystrybutor. Porywacze na szczęście nie zareagowali. Być może bali się strzelaniny na stacji. Zakładniczka podbiegła szybko w kierunku policyjnego passata. Otworzyła błyskawicznie drzwi. Była uratowana. Seat po chwili z piskiem opon ruszył w kierunku Piask.

Tymczasem uwolniona kobieta był w szoku. Szlochała w radiowozie jak małe dziecko. Trudno ją było zrozumieć.

- Pierwsze pytanie, jakie zadała, to czy jesteśmy ukraińskimi policjantami – wspomina jeden z policjantów, który brał udział w tej akcji.  - Gdy odparłem, że jesteśmy w Polsce, to zaczęła jeszcze bardziej płakać. W pewnej chwili nie byłem w stanie jej uspokoić. Dostała od lekarza zastrzyk uspokajający.

W drodze do Lublina kobieta poprosiła, żeby zadzwonić do jej matki oraz do banku, że jest cała i zdrowa. Wciąż martwiła się o swoją koleżanką. Obawiała się o jej życie.

 

Przed południem seat wjechał na terytorium Ukrainy

 

Jeszcze w Piaskach nie było wiadomo, gdzie uciekinierzy zdecydują się przekroczyć granicę. Kiedy skręcili w kierunku Chełma, było wiadomo, że chodzi o Dorohusk. Natychmiast wstrzymano tam odprawy podróżnych. Postanowiono zapewnić bandytom i ich eskorcie bezpieczny przejazd. Tak też się stało i cała kolumna bez przeszkód i z dużą prędkością przejechała przez most graniczny na Ukrainę. Z eskortujących bandytów samochodów wkrótce dziewięć, w tym cztery z grupami antyterrorystycznymi, wróciło na polską stronę. Zawrócił także monitorujący sytuację z powietrza policyjny śmigłowiec „Kania”. 

Tu pościg się zakończył. Samochód zatrzymał się za Łuckiem. Stanął na poboczu. Porywacze uwolnili drugą kobietę i się poddali. 

Sprawcy, którymi okazali się rosyjscy emigranci mieli od 23 do 26 lat. Cztery miesiące po napadzie usłyszeli już wyroki: od sześciu do ośmiu lat więzienia. Co ciekawe, niemiecki sąd zaliczył zatrzymanym trzymiesięczny pobyt w ukraińskim areszcie jako półroczny, argumentując, że „pobyt za kratkami na Ukrainie jest dużo cięższy niż w Niemczech”. Pomysłodawca napadu, Artur F. tłumaczył w sądzie, że potrzebował pieniędzy na spłatę długu. Był hazardzistą. Nie mógł spłacić długo, bo stracił też pracę. Był magazynierem.

Uprowadzone kobiety-zakładniczki już następnego dnia były w domu, dokąd zostały przetransportowane helikopterem. Przez długi czas pozostawały jednak pod opieką psychologa.

Krzysztof Załuski

 

Tagi:

napad,  bank,  pościg,  zakładnicy, 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz