Polska, stawiając na zieloną energię, rozpoczyna budowę pierwszych wiatraków w naszej strefie Bałtyku. Inwestorzy, wśród których znajdują się Orlen, PGE i Polenergia, zamawiają kluczowe elementy morskich elektrowni i kontraktują statki do ich transportu i instalacji. Jednakże, jak w rozmowie z Business Insider Polska zauważa Ireneusz Ćwirko, prezes i współzałożyciel stoczni Crist, większość zamówień trafia do firm spoza kraju.
Zagraniczne firmy, takie jak chiński Orient Cable i hiszpańskie konsorcjum Navantia i Windar, zdobyły kluczowe kontrakty na dostarczenie podmorskich kabli i fundamentów dla farmy Baltica 2. Tymczasem polskie firmy, pomimo posiadania odpowiedniego doświadczenia i zatrudniania tysięcy ludzi, obawiają się, że ich udział w inwestycjach będzie znacznie niższy.
Polska stocznia Crist, znana z realizacji skomplikowanych projektów, chce dostarczać statki instalacyjne do budowy fundamentów, wież wiatrowych czy instalacji turbin. "Funkcjonujemy na rynku od 34 lat i wiele się przez ten czas nauczyliśmy. Dlatego jesteśmy pewni, że będziemy też doskonałym partnerem dla firm budujących farmy wiatrowe w polskiej części Bałtyku" - przekonuje Ćwirko.
Polska Grupa Energetyczna, Orlen i Polenergia, które prowadzą najbardziej zaawansowane projekty, twierdzą, że dążą do zapewnienia jak największego udziału polskich firm w swoich projektach. Jednak, jak zaznacza biuro prasowe Orlenu, udział polskich podmiotów w łańcuchu dostaw w całym cyklu budowy i eksploatacji farmy wiatrowej wyniesie od 20 do 30 procent.
Tymczasem, zagraniczni dostawcy, takie jak Vestas czy Windar, deklarują chęć budowy fabryk w Polsce. Czy oznacza to, że polskie firmy będą musiały zadowolić się rolą drugoplanową w rozwijającym się rynku energetyki wiatrowej? Czy polski przemysł ma szansę na większy udział w tych inwestycjach?
Czytaj więcej na stronie Businessinsider.com.pl https://businessinsider.com.pl/biznes/kable-z-chin-fundamenty-z-hiszpanii-tak-powstaja-polskie-wiatraki-na-baltyku/vnmr8dd